Dwadzieścia lat unikał ślubu jak ognia, choć prosiła go o to i Anna Makarczyk, matka jego córki, i jej krewni. Jan S. poślubił ją dopiero, gdy już straciła świadomość i było jasne, że lada dzień umrze. Bo to był jedyny sposób, by mógł otrzymać spadek!
Pani Anna w życiu nie miała łatwo. Robiła co mogła, żeby utrzymać dom i rodzinę. Razem z 14-letnią córką i ojcem dziecka Janem S. mieszkała w ciasnej kawalerce w starym bloku przy ul. Spawaczy 11 w Zielonej Górze. Nie przelewało się. Kobieta pracowała jako sprzątaczka w szpitalu, a Jan S. dorabiał jako mechanik.
Wcześniej nie chciał ślubu
– On od zawsze wiódł luźne życie. Nie wzięli ślubu, bo on nie chciał! – mówi Gabriela Kowalska, siostra Anny. – To Ania martwiła się wszystkim od 20 lat.
Świat Ani runął w lipcu ub.r. – Źle się czuła, nie mogła wstać z łóżka. Pojechałyśmy do lekarza, a diagnoza zwaliła mnie z nóg: złośliwy nowotwór mózgu – opowiada Paulina Pietrzak, siostrzenica pani Anny.
Konieczna była operacja i chemioterapia. W takich chwilach ukochany powinien być podporą, zająć się troskliwie panią Anną, ale Jan S. zawiózł ją do jej rodzinnego domu, do Leśniowa Małego koło Krosna Odrzańskiego. Został sam z córką.
– Nie pomagał, nie interesował, nawet nie współczuł – mówi siostra pani Anny. – Powiedział też mojej siostrze, na co choruje, że stan jest beznadziejny i że niedługo czeka ją śmierć… Jak można było to zrobić?!
Anna była mu obojętna
Anna przeszła dwie operacje. Wycięto jej móżdżek. Jesienią już samodzielnie nie chodziła. – Nie było z nią już niemal kontaktu, cierpiała – opowiada Natalia Lepka, która zajmowała się ciocią w Leśniowie Małym. Jan tam nie przyjeżdżał, bardzo rzadko przychodził do szpitala.
– Na leczenie dał tylko 200 zł – opowiada siostra zmarłej. – Moja siostra była mu obojętna…
W listopadzie Jan S. niespodziewanie przyjechał do Leśniowa. – Mówił, że musi pobyć z Anią, bo chce, by córka też pobyła trochę z mamą. Powiedział, że weźmie ją na weekend – opowiada pani Gabriela. Przywiózł ją w poniedziałek rano. – Była brudna, wyglądała okropnie. Nic nie mówiła, była jakby wyłączona – opowiada jej siostra.
Zaczął wszystko sprzedawać
Jeszcze tego samego dnia Anna znów trafiła do szpitala. A po kilku dniach krewni dowiedzieli się od pielęgniarek, że… pacjentka jest już po ślubie. Bo Jan S. dostarczył akt ślubu.
– Zrobił to w domu. Ściągnął urzędnika z USC i ten dał im ślub – mówi siostra pani Anny. – Jak to możliwe, by dać ślub kobiecie, która nie ma świadomości? Zapytaliśmy go dlaczego to zrobił, to odparł, że dla pieniędzy!
Kilkanaście dni po ślubie pani Anna zmarła. – On nawet do pogrzebu nie chciał się dołożyć, bo koszty przerosły zasiłek pogrzebowy, ale jego to nie obchodziło – dodaje siostra zmarłej.
– Teraz chce sprzedać mieszkanie, córkę oddać do szkoły z internatem, a on otworzy warsztat samochodowy przy domu matki!
Chcą nieważnienia ślubu
Jan S. odpiera zarzut rodziny żony. – Anię oddałem do rodziny, bo w domu nie mieliśmy odpowiedniej łazienki – mówi. Pytany o ślub w tajemnicy mówi, że nic nie powiedział, bo rodzina Ani nie godziła się na ślub.
– 15 lat temu były zaręczyny. Zawsze jakoś to odkładaliśmy – dodaje, zapewniając, że Anna była w pełni świadoma.
Czy to prawda? Jeszcze w listopadzie, przed ślubem, lekarz nie zgodził się na wypisanie oświadczenia potrzebnemu notariuszowi, o które prosili krewni kobiety, że pani Anna jest w pełni władz umysłowych i ma wolną wolę.
Krewni wnieśli sądu sprawę o unieważnienie ślubu. Kilka dni temu ich adwokat Anna Drobek dostała opinię psychologa, który za życia badał Annę:
„W żadnym wypadku nie można przyjąć tego, że była w stanie podejmować we wskazanym czasie świadome decyzje oraz świadomie wyrażać wolę” – napisał psychiatra Sebastian Stoszek.
FAKT.PL