Jak zapowiedział w dzieciństwie, tak zrobił. Ireneusz S. najpierw zamordował swoich rodziców, Stanisława oraz Janinę, a potem półnagi z zakrwawioną siekierą biegał po wsi. Mężczyźnie grozi dożywocie.
To miał być spokojny weekend w niewielkiej miejscowości Model oddalonej o 25 km od Gostynina (woj. mazowieckie). Ale nie był. O godz. 6 rano z domu wyszedł Ireneusz S.
– W samej bieliźnie chodził po podwórku sąsiadów z zakrwawioną siekierą, którą wcześniej zabił swoich rodziców – mówi roztrzęsiona Irena S., bliska krewna zamordowanych.
Zbrodnia wstrząsnęła całą okolicą, ale ludzie mówią, że tragedię można było przewidzieć. Ireneusz często zachowywał się agresywnie. – Nie można było mu ufać, ja go omijałam z daleka. Gdy go widziałam, przechodziłam na drugą stronę ulicy – opowiada pani Marianna z sąsiedniej wsi. – Kiedyś u lekarza też chciał rozróbę zrobić, ale lekarz zaczął krzyczeć i na szczęście nic się nie stało. W aptece też chciał kogoś zbić – dodaje. Wszyscy wiedzieli, że leczył się psychiatrycznie. Niedawno wyszedł ze szpitala.
Ireneusz S. nie miał łatwego dzieciństwa. Ojciec Stanisław notorycznie pił i bił dzieci. – Jednego razu tak skatował Irka, że ten ledwo żywy dzieciak zapowiedział, że kiedyś mu się odwdzięczy i go zabije – wspomina pani Marianna. Jak powiedział, tak zrobił. W sobotni poranek wziął siekierę z szopy obok domu i zarąbał nią ojca i matkę.
Zabójca został zatrzymany razem ze swoją konkubiną. Jaką rolę odegrała w zbrodni Barbara N.? Irena S., krewna ofiar, uważa, że Barbara miała na niego zły wpływ: – Od dwóch lat byli razem, balowali wspólnie, a on do tego leki brał i zapijał alkoholem. To się musiało źle skończyć – mówili Ireneusz S. i jego konkubina Barbara N. byli wczoraj przesłuchiwani przez prokuratora. Śledczy są bardzo wstrzemięźliwi w wypowiedziach. Do chwili zamknięcia tego wydania gazety nie poinformowali o zarzutach, jakie postawili zabójczym konkubentom.
PAWEŁ SKRABA, SE.PL