Tragedia w Grzewnej: Kinga szła na walentynki, zabiła ją pijaczka

To miał być wyjątkowy dzień. Wiadomo – święto zakochanych, a oni przecież kochali się do szaleństwa. Mieli spotkać się w Grzywnej koło Torunia punktualnie o 15.00. Nie spotkali się. Minutę wcześniej Kingę zmiótł z chodnika rozpędzony opel zafira. Prowadziła go w sztok pijana kobieta.

Od wtorku Kamil Warduliński nie chodzi do pracy. Łyka proszki uspokajające, ale to niewiele pomaga. Jak tylko zamknie oczy, od razu widzi umierającą Kingę. Skonała dosłownie na jego rękach, sto metrów od miejsca spotkania. – Podbiegłem, próbowałem ją reanimować. Nie zwracałem uwagi na tamtą kobietę, chodziło mi tylko o Kingę. – chłopakowi łamie się głos.

Tego dnia wcześniej skończył pracę i od razu zadzwonił do Kingi. Umówili się w Grzywnej pod sklepem, nieopodal kościoła. To raptem kilka przystanków od Torunia. Kinga z miejsca wsiadła w pociąg. Na stacji w Grzywnej wysiadła za kwadrans trzecia. Miała do przejścia 600 metrów…

Tymczasem 41-letnia Anna B. piła w domu. Tak ostro, że zapomniała o Bożym świecie. Na nogi postawił ją dopiero telefon ze szkoły, że nie odebrała córki. Wychyliła ostatni kieliszek, wsiadła w auto i ruszyła po dziecko. Przejechała przez tory, skręciła w lewo i…

– Pod kościołem ten opel wpadł na chodnik i zmiótł dziewczynę, która tamtędy szła. Masakra – mówią świadkowie.

Kinga już nie żyła, gdy patrol drogówki sprawdził alkomatem trzeźwość Anny B. Za pierwszym razem urządzenie pokazało 2,5 promila, za drugim prawie 3. – Wczoraj, gdy wytrzeźwiała, usłyszała zarzuty, a sąd aresztował ją na trzy miesiące – mówi Wioletta Dąbrowska z toruńskiej policji. Pijaczka nie pierwszy raz prowadziła po alkoholu. W 2013 r. straciła na rok prawo jazdy. Teraz grozi jej 12 lat więzienia.

SE.PL

Więcej postów