– Nasz tata był dobrym człowiekiem, całe życie ciężko pracował, nikogo nie skrzywdził. Wszystkim służył pomocą. Sprawca próbuje się wybielać, ale nie wierzymy w ani jedno jego słowo – mówi zdruzgotana rodzina Piotra Klimkiewicza, który został bestialsko zamordowany przez rzeszowskiego naukowca. Teraz rozpoczął się proces zabójcy.
Waldemar B. był człowiekiem ze świecznika. Doktor nauk medycznych i wykładowca uniwersytecki, przyjaciel lokalnych polityków, którzy chętnie powierzali mu ważne publiczne funkcje. Był szefem sanepidu, prezesem Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska. Ale od roku przebywa w areszcie po morderstwie, którego dokonał w swojej daczy w sanatoryjnym Rymanowie.
We wtorek Waldemar B. stanął przed Sądem Okręgowym w Krośnie, gdzie rozpoczął się jego proces. Naukowiec był odmieniony. Za kratami schudł 25 kg. Ale do rozprawy był doskonale przygotowany. Składał wyjaśnienia tak, jakby prowadził akademicki wykład. – To sąsiad chciał mnie zabić, a ja się broniłem – przekonywał, sugestywnie gestykulując.
Z ustaleń śledczych wynika, że uczony zaprosił sąsiada do swego domku na wspólne oglądanie meczu piłkarskiego. Nie wiadomo, o co się pokłócili, ale morderca zadał ofierze 9 ciosów nożem i dobił ją taboretem. Sam zadzwonił na policję. Dziś twierdzi, że niewiele pamięta. – Byłem tak wzburzony, że poczułem aurę, a potem dostałem ataku padaczki. Kiedy się ocknąłem Piotr był cały we krwi i już nie żył – zeznawał oskarżony.
Kariera naukowca wydaje się skończona, bo resztę życia może spędzić za kratami.
FAKT.PL