TRAGEDIA w kopalni. „Boże, ocal mojego syna!”

Pięciu górników nie żyje, sześciu trafiło do szpitali, a kolejni trzej są wciąż poszukiwani. To tragiczne efekty wstrząsu, do którego doszło we wtorek wieczorem w kopalni miedzi w Polkowicach (woj. dolnośląskie). – Mój syn został pod ziemią. Wierzę, że żyje. Modlę się o to do Boga – mówi Józef Kiliński, ojciec Roberta.

Był wtorek po godz. 21, kiedy nagle ziemią zatrzęsło. – Myślałam, że budynek się zawali. Wybiegłam na dwór – opisuje Krystyna Bury, sprzedawczyni ze sklepu działającego tuż przy kopalni Rudna. – Dopiero później dowiedziałam się, co się stało. To wielka tragedia. Znałam z widzenia tych chłopaków – dodaje, ocierając łzy.

Na razie wiadomo, że ok. 1100 metrów pod ziemią doszło do silnego samoistnego wstrząsu. Oznacza to, że na pewno nie zawinił człowiek. W momencie zdarzenia w rejonie największego zagrożenia pracowało ok. 30 górników. Część z nich udało się ewakuować. Sześć osób trafiło do szpitali w Głogowie i Legnicy. Ich stan jest dobry. Niestety, ośmiu górników zostało pod ziemią.

Do chwili zamknięcia tego numeru gazety wiadomo było, że pięciu z nich na pewno nie żyje. Kolejnych trzech szukają ekipy ratunkowe, które kawałek po kawałku rozbierają rumowisko.

– Jestem tu, aby błagać Boga o cud. Mój ukochany syn Robert został na dole. Jest ratownikiem medycznym. Tyle razy życie innym ocalił, wierzę, że Bóg ocali teraz jego – mówi Jan Kiliński, emerytowany górnik, który przyszedł pod kopalnię. – Możliwe, że znalazł się w miejscu, które nie zostało zawalone. Że ma powietrze – dodaje, ściskając w dłoni różaniec.

Wśród poszukiwanych jest też Piotr Aleksandrowicz, górnik z 20-letnim stażem. Na górze czeka na niego córka Marta. – Mój tatuś na pewno żyje, nie ma mowy, aby coś mu się stało – mówi zapłakana dziewczyna. – Wczoraj, kiedy nie pojawił się po pracy w domu, sądziłam, że jest u swojej dziewczyny. Kiedy jednak ona zadzwoniła do mnie i zapytała, dlaczego tata się spóźnia, wiedziałam, że stało się coś strasznego – załamuje ręce.

We wszystkich zakładach KGHM opuszczono flagi do połowy. Ogłoszono czterodniową żałobę, odwołano uroczystości barbórkowe. Wczoraj w kopalni odprawiono mszę świętą w intencji ofiar. Górnicy prosili też Boga o ratunek dla tych, dla których wciąż jest nadzieja.

Ci, którzy zginęli, zostawili płaczące rodziny i wstrząśniętych przyjaciół. Nie żyją: 33-latek z Głogowa (osierocił dwójkę dzieci), 47-letni górnik z Bolesławca (trójka dzieci), 24-latek z Głogowa (w kopalni pracował od nieco ponad roku) i 23-latek z Głogowa. Piąta ofiara została odnaleziona tuż przed zamknięciem gazety.

W tym roku w kopalniach miedzi w Polsce zginęło już 13 osób.

SE.PL

Więcej postów