Polska musi zbudować silną armię liczącą co najmniej 150 tys. żołnierzy liniowych. Rząd na razie nic w tej kwestii nie robi – pisze polityk.
Świat wszedł w okres rywalizacji mocarstw, kwestionowania istniejącego systemu międzynarodowego, niepewności i chaosu. Zarówno Chiny, jak Rosja dążą do rewizji systemu międzynarodowego, zdominowanego dziś przez Stany Zjednoczone. Oba mocarstwa chcą zmiany systemu i choć ich długofalowe cele są rozbieżne, to jednak cel bieżący – osłabienie i wyrugowanie amerykańskiej dominacji – jest celem wspólnym. To podstawa obecnego sojuszu chińsko-rosyjskiego i współdziałania obu mocarstw na arenie międzynarodowej. Dlatego zarówno Chiny, w obszarze Pacyfiku, jak też Rosja w Europie Środkowej, Kaukazie i Bliskim Wschodzie, rzuca wyzwanie amerykańskiej dominacji. To bardzo niebezpieczna sytuacja, zarówno dla stabilności systemu międzynarodowego powstałego po upadku komunizmu i który dał nam wolność, jak i dla pokoju.
Dla Stanów Zjednoczonych zasadnicze wyzwanie to nie wyzwanie rosyjskie, choć ma ono swoją wagę dla utrzymania amerykańskiej hegemoni w naszej części kontynentu, lecz chińskie. Bo to Chiny, a nie Rosja, zagrażają amerykańskiej hegemonii. I dlatego Europa Środkowa nie stanowi dziś żadnego priorytetu w polityce Waszyngtonu, a odpowiedzią na rosyjski rewizjonizm są słowa i działania pozorne, w postaci np. rotacyjnych batalionów w naszej części kontynentu.
Waszyngton zapłaci Warszawą
To „wzmocnienie” wschodniej flanki NATO, z jakim mamy mieć do czynienia po natowskim szczycie w Warszawie, ma charakter symboliczny i propagandowy. Symbole i słowa mają czasami swoje znaczenie w polityce, ale nie ma się co łudzić, że rozstrzygające. Tymczasem USA zabiegają o to, by Rosja znalazła się w amerykańskim obozie, bo bez jej udziału ewentualna konfrontacja z Chinami będzie bardzo trudna.
Oczywiście ten sojusz ma być na amerykańskich, a nie rosyjskich warunkach. To dlatego zarówno na Bliskim Wschodzie, jak na Ukrainie toczy się spór amerykańsko-rosyjski o to, na jakich warunkach dojdzie do porozumienia pomiędzy Moskwą a Waszyngtonem. Dziś przybiera on postać wzajemnego straszenia się wojną i badania, jak można zmusić ewentualnego partnera do ustępstw i ustalenia kompromisu, który będzie akceptowalny dla obu stron.
Nie trzeba mówić, że rosyjskie warunki na razie są nie do przyjęcia przez USA. Dziś, gdy konfrontacja amerykańsko-chińska dopiero wkracza w okres zasadniczych rozstrzygnięć, można jeszcze zwlekać. Ale jeżeli konfrontacja ta się zaostrzy, można oczekiwać porozumienia, za które Waszyngton będzie musiał Rosji zapłacić – najpewniej w obszarze naszego bezpieczeństwa.
I to jest największe wyzwanie, przed którym stoi nasze państwo: wyzwanie ustanowienia nowego systemu międzynarodowego, który określi na nowo pozycję naszego kraju we współczesnym świecie. Pozycję, od której będzie zależało zarówno nasze bezpieczeństwo, jak i możliwości rozwojowe. Pozycję, która określi, w jakim zakresie państwo polskie będzie mogło skutecznie bronić własnych interesów.
Trzeba być w pełni świadomym, że ten system, który ukształtował się po upadku komunizmu, już się skończył i wkroczyliśmy w okres kształtowania się nowego systemu, to okres niepewności, chaosu i narastających zagrożeń dla naszego bytu narodowego. I dlatego podstawowym zadaniem naszego państwa jest odpowiedź na to wyzwanie.
Tymczasem Polska po okresie rządów PO ma armię, która została dostosowana do potrzeb ekspedycyjnych naszego pierwszego sojusznika, a nie do potrzeb obrony własnego bezpieczeństwa. W obliczu rosyjskich dążeń do rewizji systemu międzynarodowego w naszej części kontynentu Polska nie posiada dostatecznego potencjału obrony zarówno własnego bezpieczeństwa, jak i własnych interesów, a zwłaszcza odpowiedniego potencjału i polityki, która mogłaby skutecznie oddziaływać na ewolucję sytuacji w naszej części kontynentu. Mamy armię, która nie odpowiada dostatecznie potrzebom naszego bezpieczeństwa, a Polska potrzebuje dziś przede wszystkim znacznego wzmocnienia własnego potencjału militarnego.
Odpowiedzą na ten postulat jest jak dotąd jedynie rewolucja retoryczna obecnego ministra obrony narodowej i koncepcja Jarosława Kaczyńskiego. Ta ostatnia zmierza do powołania armii europejskiej, która – w jego przekonaniu – obroni Polskę przed rosyjskim zagrożeniem. Jest to koncepcja naiwna i groźna, bowiem powołanie armii europejskiej będzie oznaczało konieczność degradacji armii narodowych i ich możliwości obronnych. Powołanie jej oznaczać będzie nie tylko destrukcję państwa narodowego, ale przede wszystkim budowę superpaństwa europejskiego zdominowanego przez Niemcy, które wcale nie postrzegają Rosji jako zasadniczego zagrożenia.
Gdzie nasze wojsko?
Ta koncepcja to próba oddania naszego bezpieczeństwa obcym, dla których państwo polskie pełni rolę co najwyżej państwa buforowego. To także wstępna rezygnacja z prowadzenia polityki podmiotowej w czasie kształtowania się nowego systemu międzynarodowego i zgoda na podrzędną w nim pozycję Polski. Taka polityka jest nieodpowiedzialna i groźna dla przyszłości naszego kraju. W wymiarze europejskim polityka polska powinna dążyć do wypełnienia przez państwa natowskie swojego zobowiązania do przeznaczania na bezpieczeństwo narodowe 2 proc. własnego PKB, a takie wzmocnienie potencjałów obronnych, byłoby skuteczniejszą formą studzenia rosyjskich aspiracji do zrewidowania europejskiego porządku.
Rozstrzygnięć wymagają także inne kwestie polityki obronnej. Dziś Polska musi zbudować silną armię liczącą co najmniej 150 tys. żołnierzy liniowych, bo w czasach przełomów tylko własna, silna armia jest pewnym gwarantem bezpieczeństwa i interesów. Niezbędne jest stworzenie sprawnego dowództwa, a także zwiększenie możliwości rozpoznawczo-wywiadowczych oraz oczywiście zakup nowoczesnego uzbrojenia, by prowadzić nowoczesną wojnę.
Zapowiedź stworzenia utworzonej obrony terytorialnej, skądinąd potrzebnej, uważam za zasłonę dymną ukrywającą bezczynność ministerstwa. Bezpieczeństwo narodowe wymaga dziś radykalnego wzrostu nakładów na bezpieczeństwo narodowe, tymczasem nakłady budżetowe praktycznie nie przekraczają poziomu 2 proc. PKB, przy czym obejmują one także system emerytalny i inne świadczenia podobnego charakteru, na które przeznacza się ok. 7,3 mld zł, jak i zakup samolotów dla VIP-ów.
Oznacza to w rzeczywistości, że Polska nie wypełnia zobowiązania wobec NATO – i to w sytuacji, gdy narastające zagrożenia wymagają przeznaczenia co najmniej 3 proc. PKB na bezpieczeństwo narodowe. Obniżenie wieku emerytalnego skutecznie uniemożliwi podniesienie wydatków obronnych, także w następnych latach. I to w sytuacji, gdy Rosja, pomimo kryzysu gospodarczego, systematycznie zwiększa nakłady na zbrojenia!
Tymczasem zwiększenie deficytu budżetowego z zamiarem odpowiedzenia na potrzeby zbudowania silnej polskiej armii zagraża wpadnięciem w pułapkę nadmiernego zadłużenia, co w konsekwencji spowoduje podniesienie kosztów obsługi długu publicznego. Utrzymanie rygorów budżetowych wyklucza możliwość zasadniczego wzmocnienia naszego bezpieczeństwa narodowego, dlatego „wywiązanie” się ze zobowiązań wyborczych obozu rządzącego zagraża naszemu bezpieczeństwu narodowemu. Dla rządzącego PiS walka o własne interesy wyborcze okazuje się ważniejsza od kwestii bezpieczeństwa narodowego.
Uważam tę politykę za nieodpowiedzialną: nieodpowiedzialny jest także budżet, bowiem nie odpowiada na zasadnicze wyzwanie, przed którym stoi nasz naród i państwo. Nie ma ważniejszej sprawy dla narodu niż bezpieczeństwo. I rząd PiS nie jest w stanie ani zdefiniować wyzwań stojących przed naszym narodem, ani też dać adekwatną odpowiedz na te wyzwania. To, co proponuje, to polityka nieodpowiedzialności.
MARIAN PIŁKA