Tajemniczy wiceminister Grey

Dziennik „Rzeczpospolita” postanowił naświetlić postać nowego wiceministra spraw zagranicznych Roberta Greya. Szybka kariera Greya jest zastanawiająca.

 Nominacja przedstawiciela amerykańskiego establishmentu wiceministrem spraw zagranicznych wywołała w Polsce głośne kontrowersje. Fakt, że wcieszefem naszej dyplomacji został obywatel innego państwa w dodatku posiadający liczne związki, a być może także zobowiązania, w amerykańskiej elicie, był powodem krytyki październikowej nominacji. Ministerstwo Spraw Zagranicznych poza zdawkowymi tłumaczeniami, że Grey urodził się w Polsce i oprócz amerykańskiego posiada też polskie obywatelstwo, przedstawiało tylko zwięzłe informacje na temat jego kariery zawodowej. Postać wiceministra z USA postanowili naświetlić dziennikarze „Rzeczpospolitej”.

Jak ustalił dziennik, Robert Ethan Grey nazywał się niegdyś Robert Piotr Grygielko. Urodzony w 1973 roku, wraz z ojcem Zdzisławem, matką Czesławą i starszą siostrą mieszkał w dzielnicy Bałuty w Łodzi. Już u schyłku lat 70 ojciec Greya ubiegał się o paszport by wyjechać do Kanady, gdzie mieszkały dwie jego siostry. Chciał pracować u jednej z nich na farmie. Władze wydały wówczas decyzję odmowną. Zgodę na wyjazd czasowy do Kanady Zdzisław Grygielko otrzymał dopiero w maju 1984 roku. Wyjechał miesiąc później po czym natychmiast przeniósł się do Stanów Zjednoczonych gdzie pozostał. Żonę i syna ściagnął do Ameryki w 1987 roku. Z dokumentów Instytutu Pamięci Narodowej wynika, ze ojciec Greya, wbrew jego deklaracjom, nie wyjechał z Polski z powodów politycznych, lecz ekonomicznych. Pracował jako krawiec.

Robert Grygielko zmienił nawisko na Grey na początku lat 90. Dlaczego? Tego ani Grey, ani resort nie ujawniają. W USA Grey studiował na trzech kierunkach, na trzech uniwersytetach: stosunki międzynarodowe w Nowym Jorku, filozofię w Bostonie i socjologię w Darthmouth. „Rzeczpospolita” zastanawia się jak to możliwe, że syna świeżo przybyłego imigranta stać było na znaczne wydatki, jakie wiążą się ze studiowaniem na amerykańskich uczelniach. Tymczasem roczny zarobek jego ojca w USA wynosił u schyłku lat 80 18,6 tysiąca dolarów rocznie.

Równie zastanawiające jest, że Grygielko-Grey bardzo szybko otrzymał amerykańskie obywatelsto – już trzy lata po przyjeździe. Od razu po studiach Grey wyjechał do pracy w egzotycznych krajach – w Afryce i do Kambodży. Potem miał pracować dla Putnam Investments w Bostonie, ale firma nie potafiła przedstawić dziennikarzom „Rzeczpospolitej” żadnej konkretnej informacji o jego karierze. Według publicysty Piotra Skwiecińskiego Grey miał zajmować się wówczas pijarem, miał pracować wówczas między innymi dla wybijającego się wówczas polityka Partii Republikańskiej Mitta Romneya.

Następnie Grey pracował dla Organizacji Narodów Zjednoczonych – najpierw w jej centrali w Nowym Jorku a następnie w New Dehli w Indiach. Właśnie z ONZ Grey przyjechał do Polski w 2010 roku. „Wiceminister wrócił do Polski z powodów patriotycznych, chciał wykorzystać zdobytą w USA wiedzę i doświadczenie na rzecz pracy w Polsce” – tak opisuje sprawę MSZ. Został jednym z dyrektorów w Instytucie Spraw Wschodnich organizującym coroczne Forum Ekonomiczne w Krynicy, zbierające polityków, ekspertów i ludzi biznesu z całego świata. Od 2012 r. Grey pracowal jako doradca zarządu grupy zbrojeniowej Bumar. W tym samym czasie w państwowym koncernie pracowała jego żona Angelika Prokop-Grey. W maju 2016 roku Robert Grey został doradcą w gabinecie polityczym ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego by 30 września zostać mianowanym wiceministrem.

Naświetleniu postaci wiceministra z pewnością nie ułatwia jego resort, który bardzo zdawkowo odpowiadał jak do tej pory na pytania dziennikarzy. Nie inaczej było w przypadku interpelacji posła Roberta Winnickiego, który również chciał dokładniejszych informacji o Greyu. Na pytanie: „Dlaczego na wysokie, bardzo ważne stanowisko w MSZ mianowano człowieka nie będącego Polakiem, mieszkającego w Polsce zaledwie od kilku lat?” – sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Jan Dziedziczak odpowiedział w pismie z 4 listopada – „Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie komentuje decyzji personalnych, stwierdza jednoznacznie, że Pan Robert Grey jest Polakiem i spełnia wszystkie warunki merytoryczne i formalne przewidziane ustawą o służbie zagranicznej. Każdy Minister ma prawo dobierać sobie współpracowników”. Winnicki uściślając swoje wątpliwości pytał o kwalifikacje Greya. Wiceminister Dzeidziczak raczył odpowiedzieć jednym zdaniem, że  „Podstawą do zatrudnienia są kwalifikacje oraz dotychczasowe doświadczenia zawodowe.Kilkuletnia praca Pana Roberta Greya w Organizacji Narodów Zjednoczonych była istotnym argumentem przemawiającym na rzecz przydatności zatrudnienia w MSZ”.

„Czy polityka nominowania cudzoziemców na wysokie stanowiska w polskiej dyplomacji jest manifestacją braku własnych, polskich kadr, zdolnych podjąć takie zadania?” – pytał MSZ Winnicki na co Dziedziczak odpowiedział – „Minister Spraw Zagranicznych jak każdy minister ma prawo dobierać sobie współpracowników. Pan Rober Grey nie jest cudzoziemcem, jest Polakiem, który przebywał zagranicą i ma prawo pracować w Polsce, wykorzystując zdobytą wiedzę, doświadczenie do czego namawiał i realizował wcześniejszy rząd i obecny”. Z kolei na pytanie o ewnetualny konflikt interesów związany z wieloletnim funkcjonowaniem Greya w ramach amerykańskiego establishmentu biznesowo-politycznego Dziedziczak mógł odpowiedzieć tylko tyle, że „Pan Robert Grey jest Polakiem i wobec tego może zajmować każde stanowisko”. Ogólem, na żadne ze swoich dziesięciu pytań Winnicki nie otrzymał odpowiedzi dłuższej niż składającej się z dwóch zdań. We wszystkich Dziedziczak napisał, że Grey jest Polakiem, posiada nieokreślone bliżej komptetencje, a jego mianowanie to prerogatywa ministra spraw zagranicznych, która nie wymaga komentarza.

RP.PL

Więcej postów