• Tytoniowe grupy przestępcze odkryły w imigracji źródło kadry do swych fabryk – pisze o takim procederze „Rzeczpospolita”
• Centralne Biuro Śledcze Policji zlikwidowało już siedem dużych fabryk w tym roku
• Pracowników dostarczają bankrutujące na Wschodzie zakłady tytoniowe
• Zabierają paszporty i telefony, oferują zarobki – choć niepewne – od 2 do 6 tys. zł
• Zatrudnieni na czarno przy produkcji ludzie mieszkają w fatalnych warunkach
• Szacunki mówią nawet o kilkuset tysiącach Ukraińców nielegalnie pracujących w Polsce
Przypadki werbowania obcokrajowców do nielegalnej produkcji papierosów jeszcze kilka lat temu były sporadyczne. Obecnie szara strefa tytoniowa tę możliwość wykorzystuje nagminnie. W niemal każdej dużej fabryce odkrytej ostatnio przez służby załogę stanowili w większości Ukraińcy. W tym roku zatrzymano ich w takich wytwórniach dwukrotnie więcej niż w całym ubiegłym.
Produkcja za miliardy
Ekipę 58 Ukraińców zaangażowano w fabryce pod Grodziskiem Mazowieckim, do której policjanci i pogranicznicy weszli w styczniu. Nielegalny biznes działał w czterech sąsiadujących posesjach, pracownicy uwijali się przy maszynach i pakowaniu papierosów. Organizatorami biznesu również byli Ukraińcy.
Oni także stanowili większość załogi zwerbowanej do pracy w fabryce pod Grójcem, rozbitej w 2015 r. przez pograniczników, uznanej za największą w Europie. Pracowało tam na czarno 44 Ukraińców, kilku kolejnych miało legalne umowy, bo produkcja odbywała się pod szyldem oficjalnie działającej firmy.
Polsko-ukraińska obsługa doglądała też produkcji w rozbitej kilka dni temu wytwórni pod Zabrzem.
Zainteresowanie siłą roboczą z Ukrainy to efekt boomu – tytoniowe mafie są aktywne jak nigdy. W tym roku Centralne Biuro Śledcze Policji zlikwidowało już siedem dużych fabryk, gdy w całym ubiegłym dziewięć.
Śledczy uważają, że tytoniowa szara strefa będzie rosła, bo proceder jest wyjątkowo opłacalny i rozwija się ostatnio dynamiczniej niż narkobiznes. Wyprodukowanie paczki papierosów w podziemnej wytwórni kosztuje zaledwie ok. 80 groszy.
Wyspecjalizowane grupy przestępcze, także o charakterze międzynarodowym, rozwijają produkcję na ogromną skalę. W fabryce pod Grójcem znaleziony tytoń był wart 1,5 mld zł, do tego było tam 20 mln sztuk gotowych papierosów.
Zabierają paszporty
O pracowników z Ukrainy najłatwiej, bo ich za pracą do Polski przyjeżdża najwięcej. Inny zdaniem policji powód: fachowców dostarczają bankrutujące na Wschodzie zakłady tytoniowe.
Na Ukrainie działają naganiacze mający kontakty z polskimi gangami. Werbują, przywożą na miejsce. Są i tacy imigranci, którzy jadą do Polski, mając tylko kartkę z adresem.
Ile zarabiają? – Wykonujący proste czynności, jak np. pakowanie, twierdzili, że dostawali od 2 do 2,5 tys. zł miesięcznie. Z kolei wyspecjalizowana kadra mówiła o zarobkach rzędu 4-6 tys. zł – mówi „Rzeczpospolitej” rzeczniczka CBŚP Agnieszka Hamelusz.
To zapłata za pracę od świtu do nocy, z niepewną wypłatą. – Z reguły organizatorzy biznesu zapewniają skromne noclegi w pomieszczeniach gospodarczych. Zabierają paszporty i telefony, by odciąć pracowników od świata i zminimalizować ryzyko dekonspiracji – mówi Hamelusz.
– W fabryce pod Grójcem działały cztery specjalistyczne linie produkcyjne, a jeden z organizatorów miał ukryte w szafach 33 mln zł w gotówce. Tymczasem zatrudnieni na czarno przy produkcji ludzie mieszkali w fatalnych warunkach – opowiada Dagmara Bielec-Janas, rzeczniczka Nadwiślańskiego Oddziału Straży Granicznej.
Robotnicy spali stłoczeni, na rozpadających się łóżkach, pod kocami, w obskurnych pomieszczeniach.
Jednak są wyjątki. W rozbitej ostatnio fabryce pod Bydgoszczą sześciu Ukraińców i trzech Polaków miało na miejscu w pełni wyposażony pokój socjalny oraz… siłownię.
Zarobić i wrócić
W razie wpadki grozi wydalenie. Dlaczego Ukraińcy ryzykują? Nie znają języka polskiego, co jest barierą w szukaniu legalnej posady, i generalnie mają niechęć do urzędów.
– Pokutuje myślenie, że jeśli zwiążę się z urzędem, to będę musiał płacić łapówki. Ludzie uważają, że kiedy pójdą załatwić sprawę, to zaraz trzeba będzie urzędnikowi dać pieniądze czy chociażby pudełko czekoladek. Tak jest na Ukrainie i to myślenie jest przenoszone do Polski – mówi Vlad Łychota, prowadzący w Polsce agencję zatrudnienia Injaz.
Przeszkodą w staraniu się o legalną posadę są długie procedury. Według Łychoty na załatwienie pozwolenia na pracę i formalności związanych z zezwoleniem na pobyt w Polsce czeka się około pięciu miesięcy. Zniecierpliwieni albo wyjeżdżają, albo podejmują zatrudnienie na czarno.
Sytuację komplikuje to, że jeśli ktoś po długim oczekiwaniu uzyska zgodę na pracę u danego pracodawcy, a z posadą jest jakiś kłopot (przedsiębiorca jest niezadowolony z pracownika lub odwrotnie), to całą procedurę zgody na zatrudnienie w innej firmie trzeba zaczynać od nowa. – Zwykle na pracę na czarno decydują się ci, którzy nie chcą w Polsce zostać na stałe, a tylko zarobić i wrócić na Ukrainę – wyjaśnia Łychota.
Ile Ukraińców pracuje w Polsce nielegalnie – nie wiadomo. Szacunki mówią nawet o kilkuset tysiącach. Przybysze trafiają głównie do firm budowlanych, usług porządkowych, gospodarstw ogrodniczych. Coraz więcej Ukraińców podejmuje u nas legalne zatrudnienie. W 2015 r. było ich ponad 50 tys. (na 65 tys. wydanych zezwoleń dla cudzoziemców), niemal dwa razy więcej niż w 2014 r.
GRAŻYNA ZAWADKA
zawija? i deportowa? ukropsk? dzicz!!!!
To genetyczni bandyci.