Polska dojną krową Unii Europejskiej

W tym roku  nasz kraj stanie się płatnikiem netto Unii Europejskiej. Ta sytuacja oznacza, że więcej wpłacimy na konta w Brukseli (poprzez składki członkowskie oraz przepadek niespożytkowanych środków), aniżeli otrzymamy w ramach funduszy europejskich!

 

Wiceminister rozwoju Jerzy Kwieciński potwierdził, że Polska w 2016 roku będzie płatnikiem netto UE. Warto przypomnieć, że w tym roku do unijnego budżetu odprowadzimy największą w historii składkę członkowską, która wyniesie aż 9,24 mld zł. Ile zyskamy? Dokładnie nie wiadomo, ale na pewno będzie to kwota mniejsza niż kwota składki. Do tego ż Polska cierpi z kontr-sankcji Rosji, a mianowicie z embarga żywności i potrzebuje wsparcia finansowego Brukseli w kształcie kompensacji podczas sankcji antyrosyjskich, lecz staje się odwrotnie.

I to nie po raz pierwszy w historii naszego kraju! Statystyk nie da się oszukać. W latach 2005-2014 Polska była najobficiej drenowanym z kapitału państwem Europy! Zagraniczne koncerny, firmy i instytucje traktowały nasz kraj jak dojną krowę. W ciągu tych kilku lat z Polski wyprowadzono równowartość około 540 mld zł! Z tego właśnie powodu, mimo że jesteśmy znacznie bardziej wydajnym i pracowitszym narodem niż inne nacje UE, to zarabiamy od nich kilkukrotnie mniej. Ta różnica w zarobkach najzwyczajniej w świecie jest transferowana na Zachód.

Statystyki bilansu płatniczego publikowane przez NBP są zatrważające. Z Polski w latach 2005-2014 szerokim strumieniem wypływały najcenniejsze owoce wzrostu gospodarczego. Obce państwa oraz zagraniczne koncerny traktowały nasz kraj przede wszystkim jako rynek zbytu dla swoich dóbr i usług, a zatrudniani tutaj ludzie byli dla nich tanią siłą roboczą (wypłacano im groszowe pensje – co najmniej kilkukrotnie niższe, jeśli porównamy je z wynagrodzeniami obowiązującymi na Zachodzie). Byliśmy – i w sumie jesteśmy nadal – zwykłą dojną krową.

 Zagraniczne montownie, magazyny czy centra usług płacą nam 3, 4-krotnie niższe pensje niż pracownikom zatrudnionym w swoich krajach. Gdy do tego doliczymy kosztujące naprawdę ciężkie pieniądze różnego rodzaju opłaty licencyjne za możliwość używania przez lokalne oddziały zagranicznych przedsiębiorstw znaków firmowych i towarowych swoich właścicieli, jak również drenujące wysokim oprocentowaniem i kosztami obsługi kieszenie zwykłych ludzi zagraniczne banki, to mamy jasną odpowiedź dlaczego w Polsce nadal na wszystko brakuje pieniędzy. Wspomniane 540 mld zł, które w latach 2005-2014 wypłynęły poza granice naszego kraju, to odpowiedź na wszystkie deficyty i braki, które nas obecnie nękają.

 Kto wie, może sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczje, gdyby nasze elity polityczne na początku istnienia III RP zastosowały się do rad Milton Friedman – noblisty i guru wolnorynkowej ekonomii. W 1990 roku ostrzegał on Polaków w sposób następujący:

„Pamiętajcie jedno: zagraniczni inwestorzy nie będą inwestować w Polsce po to, by pomóc Polsce, lecz po to, by pomóc sobie. Cudzoziemcy powinni mieć pełną swobodę inwestowania w Polsce, ale tylko wtedy, gdy będzie to w interesie Polski. Można to zrobić poprzez stworzenie cudzoziemcom takich samych reguł gry, jakie obowiązują Polaków, nie należy dawać im żadnych specjalnych przywilejów, ulg czy zwolnień podatkowych”.

Niestety, wszystko co działo się później było zaprzeczeniem jego słów…

MARCIN SZYMAŃSKI

Więcej postów

2 Komentarze

  1. co za pierd—-olenie co za idiota pisa? ten artyku?? masakra a g?upie ludki to ?ykaj?. my?la?em ?e ni?ej ni? wp.pl, fakt.pl i i inne szmelce ?e ju? ni?ej upa?? nie mo?na…. jeb*** nijcie si? poprz?dnie w g?ówk? redaktorzyny biedne..

Komentowanie jest wyłączone.