– Sąd współczuje oskarżonemu, ale nie można rozpoznawać tej sprawy tylko przez pryzmat krzywdy, jaka mu się wydarzyła – uzasadniał wyrok pięciu lat więzienia dla Armena T. sędzia Michał Dampc. Ojciec zgwałconej Anaid, chcąc wymierzyć sprawiedliwość, popełnił tragiczną pomyłkę.
– Wina oskarżonego nie budziła żadnych wątpliwości. Ostatecznie na rozprawie przyznał się, złożył wyjaśnienia i wskazał na motyw, którym się kierował – powiedział sędzia sprawozdawca Michał Dampc w ustnym uzasadnieniu wyroku.
Wyrok zapadł w środę przed Sądem Okręgowym w Gdańsku. Mężczyzna odpowiadał za usiłowanie zabójstwa, za co groziło mu 25 lat więzienia.
Urodzony w stolicy Armenii Armen T., drobnej postury 43-latek, był przekonany, że Wojciech K., wspólnik od internetowego handlu viagrą, przyczynił się do samobójczej śmierci jego 14-letniej córki Anaid Tutguszjan. Dziewczynka 8 marca 2015 r. rzuciła się pod pociąg na stacji Gdańsk-Orunia. Wcześniej zdążyła powiedzieć koleżance: „On mnie zgwałcił”. Ale nie podała nazwiska.
Zdjęcie, sen, telefon
Wszystko się zgadzało. Kumpel ochroniarz pokazał Armenowi zapis monitoringu – dzień przed śmiercią jego córka była w centrum handlowym z łysawym mężczyzną, łudząco przypominającym Wojciecha K. Ormianin od koleżanek córki dowiedział się o „podejrzanym typie”, z którym Anaid miała kontakt.
– Napisała na Facebooku, że załatwił jej pracę w kebabie – zrelacjonował ojcu kolega Anaid.
16 marca odbył się pogrzeb. Dzień później Wojciech K. zadzwonił do Ormianina i poprosił o spotkanie. Chciał mu powiedzieć, że zapłacił z jego konta fakturę, o czym Armen wtedy jeszcze nie wiedział. Był przekonany, że ten chce się przyznać. W nocy miał sen – śnił mu się wspólnik i jego córeczka. A wcześniej – przy oględzinach ciała dziewczynki – gdy Armen musiał coś podpisać, w trakcie chowania długopisu do notatnika z telefonami, tusz rozlał się akurat na nazwisku K. i na akcie zgonu. Uznał, że któryś z duchów, w które wierzy od dziecka, chce połączyć właśnie te dwie osoby: Anaid i Wojtka.
„O Boże, co ja zrobiłem!”
Umówili się 18 marca w kebabowni w centrum Gdańska. To tu rok wcześniej się poznali. Armen zamówił piwo i czekał. Miał przy sobie zawinięty w folię młotek. Gdy przyszedł Wojtek, zapytał kolegę, czy też chce piwo. Chciał. Ormianin wstał, zamówił zimne Tyskie i poprosił kelnerkę, aby na chwilę pożyczyła mu kuchenny nóż. Nóż był krótki, dobry do krojenia warzyw. Schował go w rękaw i podszedł z butelką piwa do stolika. Postawił i wyciągnął z kieszeni zawiniątko w biało-czerwonej folii. Krótka wymiana zdań, potem krzyki.
– Co ty?! No co ty?!
Zamach młotkiem był krótki i szybki. Trafił dwukrotnie w szyję. Wspólnik upadł, Armen usiadł na nim okrakiem i zadał kilka ciosów nożem, w tym dwa w klatkę piersiową. W tym momencie do środka wpadł parkingowy i go odciągnął. Armen nie szarpał się, był wyraźnie oszołomiony. Wyciągnął tylko zdjęcie Anaid, skierował je w stronę leżącego kolegi i powiedział: – Zdychaj za moją córkę. Bóg jest sprawiedliwy.
Dwa dni później, już w areszcie, od swojego adwokata usłyszał, że się pomylił.
– O Boże, co ja zrobiłem!
„Nie wiem, co sam bym zrobił”
Mecenas Tomasz Czerwiński, obrońca Armena T.: – To pierwsza sprawa, kiedy tak bardzo współczuję oskarżonemu. Anaid, po rozwodzie Armena z żoną, była jedyną bliską mu osobą. Poznałem ją zresztą – zdolna, sympatyczna, bardzo przyjazna dziewczynka. Śmierć córki była dla mojego klienta niewyobrażalnym ciosem. Gdy zobaczyłem go wtedy w areszcie, był cieniem człowieka. Ogłoszony wyrok jest dość sprawiedliwy, ale odrobinę za surowy. Będziemy apelować, nie mamy nic do stracenia.
Obrona wnioskowała o nadzwyczajne złagodzenie kary – dwa lata i osiem miesięcy więzienia, prokuratura żądała ośmiu lat.
Gdy proces się rozpoczął, Armen przyznał się do winy i przeprosił. A biegły psychiatra potwierdził, że mężczyzna w dniu zdarzenia miał znacznie zniesioną zdolność do rozpoznania znaczenia swojego czynu.
– To, co mnie spotkało, było straszne, ale nie wiem, co sam bym zrobił na jego miejscu – powiedział przed sądem Wojciech K., któremu po całym zajściu lekarze musieli usunąć nerkę.
Koledzy Armena – też Ormianie – którzy w jedenastu stawili się w środę na ogłoszeniu wyroku, zadeklarowali wcześniej przed sądem, że zapłacą Wojciechowi K. 90 tys. zł odszkodowania. 30 tys. zł już wpłacili na jego konto, zostało jeszcze 60 tys. – dokładnie tę kwotę zadośćuczynienia zasądził na rzecz poszkodowanego w środę sąd, który orzekał w 5-osobowym składzie. Armenowi T. zaś, na poczet kary, zaliczono 11 miesięcy tymczasowego aresztu.
Rola ojca w kulturze ormiańskiej
Obrońcy Armena T., na ostatniej rozprawie, która miała miejsce pod koniec stycznia, przekonywali sąd do wzięcia pod uwagę różnic kulturowych i religijnych. Powoływali się przy tym na stosowane w czasach plemiennych beduińskie prawo zemsty rodowej, które przyjęli za swoje Azerowie, Gruzini, Czeczeni, Albańczycy i Ormianie. Zobowiązuje ono – w przypadku zabójstwa – do odnalezienia sprawcy i dokonania zemsty.
– Można sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby oskarżony nie został powstrzymany przez przypadkowego mężczyznę – wskazał w środę sędzia Michał Dampc. – Sąd nie neguje, że rola ojca w kulturze ormiańskiej jest inna, ale możemy tylko dywagować, czy głęboko zakorzeniona potrzeba pomszczenia, uczynienie zadość krzywdzie córki, w ogóle w tej sprawie występowała. Armen T., składając wyjaśnienia, o tym nie wspominał. Ponadto oskarżony przebywa w Polsce od dwóch dekad, był pięciokrotnie karany (m.in. kradzieże), zna polski porządek prawny. Kultura Armenii nie może – w ocenie sądu – przemawiać za łagodniejszą karą. Tak samo jak w przypadku dżihadystów nie można mówić, że okolicznością łagodzącą przy podłożeniu bomby są względy religijne.
To był Krystek
Dzień przed samobójczą śmiercią Anaid nie spotkała się z Wojciechem K., ale z 38-letnim Krystianem W. Łowca nieletnich dziewcząt, znany w nocnych lokalach Sopotu „Krystek”, od listopada przebywa w areszcie. Prokuratura postawiła mu łącznie siedem zarzutów dotyczących przestępstw seksualnych wobec sześciu dziewcząt. Poza tym – w innym postępowaniu – „Krystek” oskarżony jest o zgwałcenie siódmej dziewczynki, uciekinierki z domu dziecka.
Sprawa nabrała tempa, gdy zdesperowana matka Anaid poprosiła na Facebooku inne ofiary Krystiana W., by się do niej zgłaszały. Odpowiedziało ponad 40 skrzywdzonych dziewcząt, ich matek i nauczycielek. Śledztwo trwa.
KATARZYNA WŁODKOWSKA