Problem uchodźców nie ominie Polski, chyba zamienimy kraj w jedną wielką fortecę, a może wielkie więzienie – w coś w rodzaju Korei Północnej, odciętej od świata, nie wpuszczającej obcych, ale też nie wypuszczającej swoich, żeby nie zarazili się złymi ideami.
Kilka tygodni temu na koncercie zobaczyłem znajomą twarz – mężczyzna po 40., z dwójką dzieci, cała trójka smagła, zwracająca uwagę orientalnym wyglądem. Dziesięć lat temu Youssef miał bar z kebabami koło mojej ówczesnej pracy. Kiedyś z nim rozmawiałem, opowiadał że z rodzinnego Libanu wyjechał w trakcie wojny domowej, trafił do Polski, poznał dziewczynę… Klasyczna historia. A teraz z polsko-arabskimi dziećmi chodzi na koncert polskich kolęd w warszawskiej Filharmonii Narodowej. Można rzec – historia z happy endem.
Niestety historie ze smagłymi przybyszami nieczęsto kończą się takim happy endem. Trafia ich do nas niewielu, zostaje jeszcze mniej, bo Polskę traktują najczęściej jako przystanek w drodze do Niemiec czy Skandynawii. Wiadomo – tam bogato. Ale nawet tych niewielu wystarcza, by politycy prawicy rozgrywali bez skrupułów polski lęk przed Obcym. Jest w tym coś absurdalnego – lęk przed uchodźcami w kraju bez uchodźców. A najbardziej absurdalne jest to, że walka z falą uchodźców na dłuższą metę i tak skazana jest na niepowodzenie.
Bo warto przypomnieć sobie – uchodźcy dostali się do Europy nie dlatego, że kanclerz Merkel tu ich zaprosiła. Gdy ogłosiła, że Niemcy czekają na nich z otwartymi ramionami oni w Europie już byli. Już przepłynęli Morze Egejskie, już dostali się na Peloponez, ani Turcy, ani Grecy nie zamierzali ich zatrzymywać, więc szli dalej, w głąb kontynentu. Nie zostali zaproszeni. Sam się wprosili. I czy nam się to podoba czy nie będą się nadal wpraszać. Setkami tysięcy rocznie – oby nie milionami.
Będą przybywali do Europy nie z winy niemieckiej kanclerz – jak podaje prawicowa propaganda. Będą przybywać wskutek splotu czynników ekologicznych, politycznych, ekonomicznych i religijnych. A na samym końcu i tak decydująca jest – o czym m.in. pisze Gideon Rachman w Financial Times – demografia. Po jednej stronie niezbyt szerokiego morza Europa, w której mieszka coraz mniej starzejących się obywateli, a po drugiej Bliski Wschód i Afryka, gdzie w połowie wieku będzie żyło 2,5 mld ludzi. Na północy mało i bogato. Na południu dużo i biednie. Poziomy dążą do tego, by się wyrównywać – pamiętamy to z lekcji fizyki, prawda?
To nie znaczy, że Europę musi zalać tsunami ciemnoskórych nędzarzy. To znaczy tylko tyle, że Europa ma problem, który musi rozwiązać. Są na to różne pomysły – ograniczenie różnych zasiłków i opieki socjalnej (co teraz chce w Wielkiej Brytanii wprowadzić Cameron). Szybsza deportacja tych, którzy nie dostaną prawa pobytu. Negocjacje z Turcja, także innymi krajami przez które przedostają się uchodźcy, aby nie zatrzymywały ich na swoim terenie. Lepsza ochrona zewnętrznych granic Unii. Być może przejmowanie przez Zachód części odpowiedzialności za zarządzanie upadającymi państwami.
Ale jakby tej tamy ludzkiej rzece nie stawiać, to mniejsze czy większe strumyki zawsze i tak będą się przez nią przesączać. I dlatego jednym z rozwiązań musi być też sensowne przyjmowanie uchodźców, ich akulturacja, pomoc w zadomowieniu się w naszym kraju i umiejętność szybkiej reakcji gdyby praw gościa chcieli nadużyć.
I nie ma co wmawiać sobie, że ominą Polskę. Nie ominą. Chyba, że zamienimy kraj w jedną wielką fortecę z gniazdami karabinów maszynowych, wieżyczkami strażników, polami minowymi i psami tropiącymi na każdym centymetrze granicy. W fortecę, a może w więzienie. W coś w rodzaju Korei Północnej, odciętej od świata, zatrzaśniętej na głucho przed obcymi – nie wpuszczającej obcych, ale też nie wypuszczającej swoich, żeby nie zarazili się złymi ideami.
A jeśli takiej przyszłości nie chcemy, to musimy włączyć się w ogólnoeuropejską debatę na temat uchodźców, zamiast przyglądając się z boku cieszyć się problemami niemieckich sąsiadów. I szukać rozwiązań, zamiast opowiadać że „nasza chata z kraja” i szczycić się (jakby było czym) że u nas na ulicach nie ma ciemnoskórych mężczyzn i kobiet w zawojach. Bo jeśli za parę miesięcy ludzka rzeka zmieni nurt i na wiosnę poszuka sobie drogi przez granicę polsku-ukraińską (albo po prostu konflikt z Rosją zaogni się, skłaniając do ucieczki całe województwa), to może nagle okazać się, że zostaliśmy z problemem sami, gdy zachodni politycy niczym echo będą powtarzać to co dziś mówią im politycy PiS – to wasz problem.
I co będziemy wtedy robić? Strzelać do kobiet, dzieci i mężczyzn przeprawiających się przez Bug? Chciałbym wierzyć, że ktokolwiek w otoczeniu Jarosława Kaczyńskiego zadaje sobie te pytania.
RYSZARD HOLZER
Autorze, bredzisz. Ju? chyba nie jest tajemnic?, ?e ca?? ta migracja by?a zaplanowana i kierowana przez finansjer? ?ydowsk?. Nigdy to by si? nie uda?o, gdyby istnia?y granice pa?stwowe. Wi?c trzeba by?o je zlikwidowa? i pojawi?o si? Schengen. Jeden zorganizowany najazd i ju? po europie – i perspektywicznie cywilizacji ?aci?skiej. Oj, ciesz? si? ?ydki, w ko?cu doprowadz? swego najwi?kszego wroga (chrze?cija?stwo) do upadku. A wystarczy przecie? przywróci? granice pa?stwowe i wprowadzi? tam wojsko a nie s?u?by policyjne UE. Ale tu przecie? nie chodzi o stabilizacj? a o destabilizacj?. A tacy jak ty degeneracji, wmawiaj? spo?ecze?stwom nieuchronno?? pewnych procesów.