Pojawiają się w naszym kraju różne hurraoptymistyczne przeświadczenia i komentarze specjalistów od obronności wszelkiej maści, którzy upatrują w stworzeniu Obrony Terytorialnej czegoś na kształt pospolitego ruszenia – ostatecznej instancji obrony państwa, zdolnej przy odpowiednio dużym nasyceniu bronią do stawienia skutecznego oporu każdemu przeciwnikowi, który chciałby zapanować nad naszym krajem.
Są w tym myśleniu, co najmniej dwa bardzo poważne błędy, wskazujące na nierozumienie realiów współczesnej wojskowości. Po pierwsze nieprzyjaciel, jeżeli chciałby nas pokonać, wcale nie musi zdobywać naszego terytorium, wystarczy że zniszczy główne elementy naszej infrastruktury, zniszczy siły główne armii i np. doprowadzi do przesilenia politycznego w kraju na niespotykaną skalę i w niekorzystnym dla Polski kierunku – prowadząc wojnę na wielu poziomach, w tym na wyniszczenie, Proszę się zastanowić jak byśmy funkcjonowali, jeżeli byłyby zniszczone wszystkie duże elektrownie, linie wysokiego napięcia w miejscach szczególnie trudnych do odbudowy, najważniejsze węzły autostrad i linii kolejowych, wszystkie mosty na Wiśle, porty, ważne estakady, zapory wodne, centra logistyczne? Dotychczasowe wyobrażenia o wojnie, jakie ma nasze społeczeństwo na bazie doświadczeń II Wojny Światowej, relacji z wojny w Iraku, okupacji Iraku, czy Afganistanu, jak również i z wydarzeń w Jugosławii i na Ukrainie to jedynie część prawdy o wojnie. Największym błędem jest utożsamianie współczesnej wojny z realiami konfliktu na Ukrainie, to prawdopodobnie największy z możliwych błędów. Natomiast jak wygląda wojna partyzancka doskonale wiemy z własnej historii i wystarczy popatrzeć na współczesną Syrię.
Po drugie liczenie na to, że celowa i możliwa jest obrona liniowa lub punktowa na zasadzie skierowania dużej ilości żołnierzy Obrony Terytorialnej wyposażonych w prostą, ale skuteczną broń w rodzaju WKM, broni przeciwpancernej różnych typów, moździerzy itd., jest skrajną nieodpowiedzialnością i powinno być bezwzględnie piętnowane. Generalnie kłania się brak podstawowej wiedzy wojskowej i rozumienia sposobów oddziaływania najpopularniejszych dzisiaj środków walki. W dużym uproszczeniu – coś takiego jak obrona np. miasta, czy rubieży na linii rzeki lub drogi nie ma dzisiaj żadnego sensu, jeżeli nie jest elementem szerszej operacji. To znaczy, jeżeli są jakieś taktyczne korzyści z obrony, wówczas można podjąć decyzję o ewentualnym poniesieniu jej kosztów. Jednakże coś takiego jak obrona odosobnionych punktów oporu, broniących się na kilka kilometrów nawet skoncentrowanym ogniem moździerzy to powtórzmy skrajny idiotyzm, ponieważ każda regularna armia na serio, doprowadzi do izolacji punktu oporu, a następnie jego likwidacji dzięki potężniejszemu uzbrojeniu, którym może razić skutecznie, zdalnie, masowo lub selektywnie – w zależności od warunków i celów taktycznych. Również idea czystej wojny partyzanckiej już po zajęciu terytorium przez nieprzyjaciela dzisiaj w warunkach konfliktu pełnoskalowego to szaleństwo. Oczywiście można wysiłkiem całego Narodu i poświęceniem zadać duże straty wrogowi, tylko trzeba pamiętać o tym, że w warunkach okupacji coś takiego jak kierowanie siłami własnymi jest niemożliwe lub obarczone ryzykiem, że to nieprzyjaciel może nami kierować w celu wyniszczenia sił oporu.
Reasumując powyższe, to bardzo dobrze, że są pomysły na Obronę Terytorialną, która może mieć charakter samorządowej mobilizacji i zabezpieczenia logistycznego, jednakże poszczególne oddziały – muszą byś istotnie wkomponowane w oddziały Wojska Polskiego, bo inaczej to nie ma większego sensu strategicznego. W najlepszym wypadku moglibyśmy liczyć na szereg lokalnych ognisk obrony, które nieprzyjaciel po prostu by wygasił. Tymczasem istota siły tkwi w umiejętności gospodarowania siłami, które się posiada, poza tym wojsko pierwszego rzutu walczy inaczej, mając za plecami, jako oparcie np. do manewru, czy też, jako wsparcie do zabezpieczenia terenu – inne wojsko. Nie można jednak traktować OT, jako czegoś odrębnego, taka logika to logika kolejnego narodowego poświęcenia się, a tego nie potrzebujemy, to ostateczność. W zasadzie nawet ostateczna – ostateczność, ze wszelkich ostateczności, można przecież zawsze się ewakuować to lepsze niż zginąć.
Rząd ma pełnomocnika ds. Obrony Terytorialnej w Ministerstwie Obrony Narodowej, to osoba dysponująca bogatym dorobkiem naukowych na kierunku myślenia o obronności, pozostaje być dobrej myśli. Jedno, co można powiedzieć na pewno, to mniej więcej tyle, że rząd powinien spowodować, żeby młodzież, co najmniej w szkołach średnich i na studiach miała jakąś formę Przygotowania Obronnego, gdzie społeczeństwo miałoby przekazaną podstawową wiedzę o wojskowości, przygotowaniu się do przetrwania w warunkach wojny itd.
KRAKAUER
Co za brednie… dawno nie czyta?em takich wypocin.
Pisane przez kompletnego amatora. Wypada si? cho? troch? orientowa? zanim si? co? napisze panie „dziennikarzu”. Planowane formacje OT maj? by? integraln? cz??ci? polskiej armii. Czy jest to fantastyczna opcja na wojn? ? Nie. Ja te? bym wola? mie? 400 tys zawodowego ?wietnie uzbrojonego w ci??k? bro? wojska. Ale nas na to nie sta? i jeszcze d?ugo si? to nie zmieni. Wi?c odpowiedzi? na aktualn? s?abo?? naszej malutkiej armii s? oddzia?y pomocnicze w stylu OT. Konflikt na Ukrainie pokaza?, ?e pospolite ruszenie owszem jest w stanie „uratowa? ty?ki” armii regularnej, bo by? tam okres gdzie gdyby nie ta ich Gwardia Narodowa to by na froncie nikt nie walczy?. Tam to oczywi?cie zrobiono wszystko ?le, chaotycznie, My mo?emy zrobi? to lepiej. Nikt nie chce by OT sta?? na drodze brygad pancernych, ale pomy?l ile dni nasza obecna armijka b?dzie w stanie walczy? ? OT to rezerwy, których w tej chwili nie posiadamy.
Nasza armia zawodowa dysponuje w tej chwili oko?o 28-30 tysi?cami ludzi zdolnych walczy? w polu. Reszta to logistycy, urz?dasy, sztabowcy, saperzy itp itd – ca?kowicie nie zdolni do realnej walki twarz? w twarz. Nawet nasi genera?owie par? razy w mediach powiedzieli, ?e to materia? na mniej wi?cej 3-6 dni walki w linii. Potem armii nie b?dziemy posiada? w ogóle. Jak to rozwi??esz panie KRAKAUER ? Zwi?kszysz liczb? armii do 200 tys ? A sk?d we?miesz na to fundusze ?
Obrona terytorialna jest nie przeciwko atomowym mocarstwom i ich arsena?owi! Ale przyda? si? przeciw wrogowi du?o bardziej niebezpiecznemu. Czyli przeciw pajacom które nami rz?dz? i skutkami ich decyzji, np. napchaniu nam obcych bandziorów. Co wtedy zrobi? ich harty czyli policja? Czarnoskórym zadymiarzom nic, a bia?ym odstrzel? ?by, podczas gdy w rz?dowym tv b?dzie nadawana pi?kna rozmowa o zdrowym ?ywieniu i program pt. „Mulat da si? lubi?”.
Taka dygresja. Panie KRAKAUER nie bardzo pan wiesz o czym piszesz. Zapraszam na ?wiczenia stowarzyszenia malopolska.obronanarodowa.pl a potem si? wypowiada? o ot. Pana lewacka postawa jest a? nadto widoczna. Jest jeszcze jeden aspekt ot, uczestnicz? w tym ludzie z w?asnej woli a nie z obowi?zku i jak jeste? taki m?dry redaktorku to podaj liczb? ludzi stowarzyszonych w Polsce.
Co za demotywator. Ile? 30.000 zawodowego wojska? Ile % z tego nie potrafi pos?ugiwa? si? broni?? Widzia?em takiego jednego co przez 2lata czynnej s?u?by mia? problem z odbespieczaniem i zabezpieczeniem broni…bali si? go wszyscy którzy z nim je?dzili na strzelanie. Poza tym, ile wychodzi? 10?o?nierzy/km2? A? strach si? ba?… osobi?cie, gdybym mia? wkroczy? na teren pa?stwa gdzie min.po?owa obywateli ma bro? paln? i za ka?dym rogiem kto? mo?e odstrzelic ?eb lub do pa?stwa gdzie jest armia jak u nas kierowana prze sztab który mo?na szpiegowac i przewidzie? ruchy nie daj Bo?e sympatyzuje z najezcca…to zgadnij pan, do którego z tych pa?stw wola?bym wkroczy?.
Autor ma racj?, OT jest potrzebne, ale porównywanie ich do wojska „regularnego” to nadu?ycie. Oczywi?cie mo?e by? wsparciem, ale samodzielnie nie b?dzie stanowi? silnej si?y bojowej. No chyba, ?e komu? marzy si? dzia?anie partyzanckie.