Jest radykalnym rusofobem i amerykanofilem…oraz żarliwym i bezrozumnym poplecznikiem banderyzmu.
Pomimo solidnego wykształcenia i praktyki dyplomatycznej ma opinię człowieka kontrowersyjnego. Jest radykalnym rusofobem i amerykanofilem – został szefem MSZ wbrew zamiarom ośrodka prezydenckiego, który lansował kandydaturę prof. Ryszarda Legutko. Jako zaufany prezesa Jarosława Kaczyńskiego od razu przeciął spekulacje na temat kto będzie kierował polityka zagraniczną. W krótkim czasie zaserwował cała serię radykalnych opinii, m.in. postuluje zerwanie umowy NATO-Rosja z 1997 roku.
Zakończone pełnym sukcesem PiS tegoroczne wybory prezydenckie i, może przede wszystkim, parlamentarne, pozwalające zwycięzcom samodzielnie stworzyć rząd, były niewątpliwie wyrazem zniechęcenia ośmioletnimi rządami Platformy Obywatelskiej, chociaż 24% tej ostatniej (i 8% jej klonu, czyli Nowoczesnej) raczej zaskakuje i to in plus z punktu widzenia tej formacji.
Niemniej, ci, którzy poparli PiS uczynili to z pewnością z co najmniej trzech powodów – gdyż byli tej partii twardym elektoratem; bo nie mogli już znieść rządów PO; wreszcie, bo chcą zmiany naszej rzeczywistości (oczywiście występowały rozmaite połączenia tych trzech podstawowych grup). Nie będę tu analizował, na ile te motywacje i oczekiwania są racjonalne. Co do pierwszej i drugiej grupy czynić tego nie potrzeba, zaś grupa trzecia, jak można zrozumieć, oczekuje zmian w wykonaniu tych, którzy podobnie jak PO w różnych konfiguracjach od 26 lat znajdują się przy władzy w tej czy innej formie. Ale byli jeszcze inni, którzy zniechęceni żenującym ukrainofilstwem o obliczu jawnie banderofilskim, ostatniego okresu rządów prezydenta/rządu PO, oczekiwali jakiejś zmiany w polityce zagranicznej nowej władzy. I znów, nie rozumiałem i nie rozumiem tych oczekiwań.
Nie rozumiem podstaw, na których te oczekiwania opierano. Mówię o tym z pełną swobodą, gdyż wyborcą ani p. Andrzeja Dudy, ani PiS nie byłem i nawet przez chwilę nie rozpatrywałem możliwości oddania głosu na to środowisko. Ale nawet pomimo takiej deklaracji, z radością, no może nie z radością, ale przynajmniej z ostrożnym optymizmem, przyjąłbym taką zmianę. W tym miejscu mogę jedynie wspomnieć p. Stefana Mellera, który pomimo ideowego oddalenia od myśli endeckiej, był przynajmniej człowiekiem, który prowadził spokojną, techniczno-pragmatyczną politykę na kierunku wschodnim, a nie „święty bój” z dwoma aksjomatami – „zawsze przeciw Rosji” i „zawsze za Ukrainą antyrosyjską”. To, co nastąpiło po p. ministrze Mellerze można by pominąć wstydliwym milczeniem, gdyby nie fakt, że obecnie stoimy wobec zagrożenia recydywą i to w wersji iście hardkorowej.
Oto, wbrew nadziejom, nowym ministrem spraw zagranicznych jest p. Witold Waszczykowski. Tak, ten sam od „przestańcie nas zabijać!” z 2010 r. Ten, którego „Wall Street Journal” z 9 listopada b.r. nazywa, obok Antoniego Macierewicza, proamerykańskim jastrzębiem. Rzeczywiście, p. Waszczykowski jest znany ze swej specyficznej postawy proamerykańskiej, którą należałoby nazwać jednak postawą proneokonserwatywną, gdyż jego wypowiedzi zawierają także krytykę polityki administracji USA, tam gdzie, jego zdaniem, jest ona zbyt miękka wobec Rosji, zaś zwolennikami twardej linii wobec Rosji na gruncie amerykańskim są właśnie neokonserwatyści skupieni obecnie głównie w Partii Republikańskiej. P. Waszczykowski, uprzedzając sam moment objęcia urzędu, wygłosił szereg wypowiedzi, z których można mniemać jak będzie wyglądać jego i rządu pisowskiego polityka zagraniczna.
Rosja
Rosja w ujęciu Waszczykowskiego istnieje wyłącznie jako agresor i zagrożenie nie tylko dla swoich najbliższych sąsiadów, ale i dla Unii Europejskiej, która tego zagrożenia nie potrafi zdefiniować. Przyszłe stosunki z Rosją sprowadzać się będą w zasadzie do kwestii katastrofy smoleńskiej i to najpewniej jedynie w kontekście międzynarodowych trybunałów etc. To wszystko o czym mówi on obecnie jest konsekwencją koncepcji wypracowanych w PiS w przeszłości. Żeby nie cofać się zbyt daleko przypomnę jedynie dyskusję, w której Waszczykowski brał udział po zestrzeleniu malezyjskiego Boeinga. Wówczas stwierdził, nie pozostawiając wątpliwości, co do tego, że uważa odpowiedzialność Rosji za tę tragedię – nazywając ją zamachem – za rzecz oczywistą, wymagającą jedynie potwierdzenia, że: „Polska powinna nawoływać do ścisłego przestrzegania prawa międzynarodowego. Rosja to prawo pogwałciła, jeśli nadal będzie gwałcić, to wkroczymy w świat dżungli, bo za jej przykładem mogą pójść inne kraje takie jak Chiny, Iran, Korea Płn.”, wobec czego to dobry moment, „żeby postawić Rosji poważne ultimatum” (za wp.pl 18.07.2014 r.).
O przestrzeganiu prawa międzynarodowego mówił w tym roku prezydent Andrzej Duda na forum ONZ. I choć nie wymienił z nazwy Rosji, wszyscy w Polsce wiedzieli, że to o nią chodziło, kiedy mówił o naruszaniu traktatów, konwencji i rezolucji oraz, że „brak szacunku dla prawa międzynarodowego może być zarzewiem wojny”. Zwracam jednak uwagę, że w ONZ, bądź co bądź na ziemi amerykańskiej, mogło to być zrozumiane zgoła odmiennie od polskich intencji… Właśnie ten brak zrozumienia, że litania pretensji do Rosji na gruncie prawa międzynarodowego w istocie jest gotowym zestawem skarg wobec USA – największego sojusznika Polski – stanowi najpoważniejszy, bo organiczny błąd koncepcji PiS.
Ale wróćmy do wypowiedzi szefa MSZ. Jak powiedziałem, stosunki z Rosją to dla Waszczykowskiego głównie Smoleńsk i to na zasadzie „zrobicie tak, jak chcemy albo podamy was do trybunału”. Nie wróży to dobrze rozwiązaniu kwestii np. wraku Tu 154. Przeciwnie, jest zapowiedzią kolejnego konfliktu. Nie o to bowiem chodzi, żeby złapać króliczka, ale by gonić go… Oprócz Smoleńska istnieje jednak przecież cały szereg powiązań pomiędzy Polską a Rosją. Jak to widzi Waszczykowski? W lutym b.r. firmował projekt uchwały PiS w Sejmie nt. konfliktu ukraińskiego, gdzie nawoływano do „utrzymania i rozszerzenia polityki sankcji oraz zawieszenia kontaktów politycznych na wysokim szczeblu” (Druk nr 3143 z 5.02.2015 r.). Obecnie twierdzi, że spotkanie z ministrem Ławrowem „zapewne kiedyś nastąpi”, i, że „utrzymujemy kontakty na poziomie wiceministrów i co kilka miesięcy dochodzi do konsultacji”, jednak to my „oczekujemy pewnych gestów ze strony Rosji, to Rosja naruszyła prawo międzynarodowe, to Rosja zaatakowała inne kraje, Gruzję, Ukrainę i w tej chwili prowadzi wojnę w Syrii” (TVP1, 12.11. b.r., za wp.pl). Nie miejsce tu na analizowanie, kto jaki konflikt rozpoczął, niemniej, warto zwrócić uwagę, że motyw Syrii (!?!) powtarza się także w innych bieżących wypowiedziach. „To oni rozpoczęli wojnę w Gruzji, na Ukrainie i teraz trzecią w Syrii.” (TVN 24, Fakty po faktach, 9.11. b.r., za Onet.pl).
Jesteśmy na uboczu w relacjach z Rosją „z powodu Rosji, która atakując Gruzję, Ukrainę, a teraz prowadząc wojnę w Syrii, zepsuła nasze dwustronne relacje.” („Rzeczpospolita”, 3.11. b.r.). Oraz „po spacyfikowaniu Czeczenii mamy już trzecią wojnę, którą [Rosja] prowadzi: Gruzja, Ukraina, Syria.” („Rzeczpospolita”, 14.11. b.r.). A więc to m.in. „wojna z Syrią” popsuła relacje Polski z Rosją?! Interesujące stanowisko, niestety pozbawione rozszerzonej interpretacji konfliktu syryjskiego i roli w nim Stanów Zjednoczonych. Aż budzi to niepokój, czy aby USA również nie popsuły swoich relacji z Polską… Tymczasem wg Waszczykowskiego „Rosja jest geopolitycznym rywalem wszystkich krajów zachodnich. Zajmuje nieprzejednane, imperialistyczne stanowisko wobec Polski” (TVN24, j.w.).
Czy w takim razie kontakty pozostaną zamrożone do czasu, aż Rosja zrozumie swoje błędy i pokaja się? W zasadzie tak, ale „Polska nie zamierza zrywać wszystkich kontaktów (…). Będą kontakty robocze ze społeczeństwem rosyjskim, które nie wspiera zapędów imperialistycznych. Mamy przecież rozległą wymianę handlową i współpracę środowiska biznesowego” (TVN24, j.w.). Można odetchnąć z niewielką ulgą, chociaż trzeba przyznać, że zadanie przed naszą dyplomacją, wobec poziomu poparcia dla prezydenta Putina, trudne do wykonania.
Podsumowując należy stwierdzić, że epoka lodowcowa w stosunkach z Rosją nie tylko będzie trwać, ale jest na najlepszej drodze do pogłębienia. Doprowadzi to do stanu de facto takiego, jak by były one zerwane. Polska nic na tym nie zyska, a wiele straci, być może w sprawach „wymiany handlowej” bardzo dużo. Jednak to zdaje się nie kłopotać Witolda Waszczykowskiego. A co będzie, kiedy koledzy nowego ministra zdecydują się ogłosić za jakiś czas, że to Rosja dokonała zamachu w Smoleńsku?
Z braku miejsca pomijam sprawy stricte ukraińskie. Jest znanym faktem, że Ukraina antyrosyjska ma w Polsce bezwarunkowo oddanego sojusznika i adwokata. Także rząd PiS tego nie zmieni, może co najwyżej pogłębić zaangażowanie. Także w kwestii OUN/UPA nic się nie zmieni dopóty dopóki „imperialna Rosja” jest wrogiem nr 1 w mniemaniu obecnych elit polskich w tym i oczywiście PiS-u. Można się za to spodziewać działań w kierunku próby zamiecenia tego tematu pod dywan tj. zamknięcia antypolskich działań szowinistów ukraińskich do lamusa dla historyków, jednocześnie zaś akceptacji ich „walki z Sowietami” i współczesnej walki ich następców z Rosją. Towarzyszyć temu będzie ze strony Ukrainy i neobanderowców ckliwa propaganda obliczona na polską naiwność, sentymentalizm i mentalność uczuciową w traktowaniu polityki. Przesłanki ku takiej tezie już istnieją.
UE, Niemcy, Stany Zjednoczone, bezpieczeństwo Polski
Brak miejsca, jak i łączne traktowanie przez p. Waszczykowskiego wymienionych kwestii, każe potraktować je również wspólnie z położeniem nacisku na sprawy najważniejsze. Otóż, bezpieczeństwo Polski zależy od uświadomienia naszym partnerom z UE i NATO, jak wielkim zagrożeniem dla wszystkich jest Rosja. Taki wspólny front obecnie nie istnieje ze względu na partykularyzmy państw europejskich, takich jak Niemcy, wcześniej Francja i Włochy. Polska rządzona przez PiS będzie chciała realizować swoją wizję bezpieczeństwa nie tylko poprzez NATO i zaangażowanie infrastrukturalne Stanów Zjednoczonych w naszym kraju (docelowo – bazy wojskowe), ale także równolegle, poprzez przyszły system unijny. Waszczykowski deklaruje „Europejska polityka obronna jest wielce wskazana (…). PiS wiosną tego roku pozytywnie odpowiedział na apel Jeana-Claude’a Junckera w sprawie budowy europejskiej armii”. (Rzeczpospolita, 3.11. b.r.). Przy tym, nie wiadomo do końca, jaka wizję Unii Europejskiej ma „minister-elekt” i jego partia.
Z jednej strony słusznie podnosi brak reprezentatywności Parlamentu Europejskiego, zamierza dążyć do „Unii (…) bardziej demokratycznej, mniej scentralizowanej, która stoi na straży wolności przepływu ludzi, usług, kapitału i towarów” (Rzeczpospolita, 3.11. b.r.). Z drugiej, chce dążyć do poziomu integracji Beneluksu dla Europy Środkowej (tamże). Jak to należy rozumieć? Czy jest to opowiedzenie się za większymi prerogatywami państw narodowych, czy odwrotnie? Przecież właśnie Beneluks jest przykładem najdalej idącej formalnej dezintegracji państw narodowych. A stosunek do kwestii ograniczeń wprowadzanych przez Wielką Brytanię w stosunku do imigrantów?
Już kiedyś pisałem, że jeżeli naszym celem jest przywrócenie suwerenności państwom narodowym w decydowaniu o własnym kraju, to nie możemy się obrażać na p. Camerona, że jego rozporządzenia mogą być selektywne i iść w kierunku np. ograniczenia praw Polaków żyjących na Wyspach. Tymczasem p. Waszczykowski przyznaje ogólne prawo decyzji Wielkiej Brytanii, natomiast odmawia prawa skierowanego do wybranych grup. W istocie więc, chciałby decydować o poziomie suwerenności Albionu, a przecież jest to miecz obosieczny, groźny również dla Polski..
Stosunek Waszczykowskiego do Niemiec jest moim zdaniem wypadkową relacji naszego zachodniego sąsiada z Rosją. Główne ostrze krytyki to oczywiście projekt Nord Stream 2 oraz niedopuszczenie Polski do udziału w rozwiązaniu konfliktu na Ukrainie. Głośnym echem odbiła się najnowsza wypowiedź przyszłego ministra o tym, że staliśmy się jako Polska wasalem Niemiec. Poza tym, że propagandowo była obliczona na antyniemiecką część elektoratu PiS, proszę zwrócić uwagę na jej treść. Wiadomo, że Polska jest uzależniona gospodarczo od Niemiec, a polska produkcja to głównie półfabrykaty dostarczane przemysłowi niemieckiemu.
Tymczasem p. Waszczykowski mówi o wasalstwie w kontekście politycznym, a to z kolei w kontekście UE i kwestii Rosja-Ukraina. Dalej precyzuje: „Nie decydujemy o bezpieczeństwie, o energetyce, o niczym. Gdzie, poza gospodarką, są korzyści z tego podłożenia się Niemcom”. (Rzeczpospolita, 14.11. b.r.). Brak w tym sposobie postrzegania sytuacji Polski nie tylko propozycji odnośnie wyzwolenia się z tego wasalstwa, ale i refleksji zarówno nad Traktatem Lizbońskim, negocjowanym przez poprzedni rząd PiS-u i podpisanym przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jak i nad nieprzejednanym stanowiskiem Polski wobec Rosji.
Głównym gwarantem bezpieczeństwa Polski maja być jednak Stany Zjednoczone i NATO. „Dla nas Ameryka musi być traktowana jak mocarstwo europejskie” (Rzeczpospolita, 3.11. b.r.). „Będziemy zabiegać o stałą obecność NATO w Polsce: czy to przez tarczę antyrakietową, czy przez instalacje obronne, czy wreszcie przez bazy wojskowe.” (Rzeczpospolita, 14.11. b.r.). Tym samym Polska pragnie wpisywać się w politykę światowej hegemonii USA, szczególnie pozytywnie odbierać te sfery polityczne, które w Stanach Zjednoczonych optują za twardym kursem wobec Rosji.
Wnioski
Co z tego wszystkiego wynika? Jak najgorsze widoki dla Polski, regionu, Europy, ale i świata. Nie chodzi o przecenianie roli Polski, roli, która jest niewielka, ale o deklarowanie się Jej czynników decyzyjnych za rozwiązaniami, które już bez wątpliwości mają charakter globalny. A to ma i będzie mieć przełożenie na naszą sytuację. Błędem fundamentalnym polityki polskiej jest brak koncepcji alternatywnych w polityce zagranicznej. Jesteśmy całkowicie oddani UE, NATO i USA, bez pomysłu na cokolwiek innego. Tymczasem, zwłaszcza w dziedzinie bezpieczeństwa, format NATO zdecydowanie się wyczerpał.
Organizacja ta jest nie przystającym do rzeczywistości reliktem pierwszej Zimnej Wojny, operującym przestarzałym aparatem pojęciowym, ale przede wszystkim, generatorem i katalizatorem szeregu tragicznych w skutkach konfliktów na przestrzeni ostatnich z górą lat 20. Dodatkową poważną wadą NATO jest usługowa pozycja Paktu wobec realizowanych planów stworzenia jednobiegunowego świata z USA jako hegemonem. Aby poprawić bezpieczeństwo światowe potrzebne jest nowe rozdanie – likwidacja NATO i zaproponowanie nowej jakości – powołania systemu bezpieczeństwa globalnego, nie ekskluzywnego, nie wykluczającego, ale obejmującego wszystkich. Sytuacja Polski w jednym i drugim przypadku, tj. zarówno przy pozostaniu układu NATO, jak i przy próbach powołania czegoś nowego, będzie w zasadzie, zakładając prawdopodobne pozostanie na zajmowanych pozycjach ideologicznych, tak samo zła.
Nasza antyrosyjskość a priori, nie da nam nic w dotychczasowym układzie, gdyż jako doskonale przewidywalni i pozbawieni elementarnej elastyczności, nie jesteśmy i nie będziemy potrzebni mocarzom do podejmowania decyzji. W ewentualnym nowym układzie, nasza „niezłomność” na kierunku rosyjskim będzie przeszkodą dla zajęcia przez Polskę pozycji regionalnego negocjatora i podmiotu konsolidującego. Potrzebny jest nam „nowy Rapacki”, tymczasem żyjemy z piętnem nieprzejednanych, nieelastycznych, łatwo ulegających podpuszczeniom i zacietrzewionych polityków małego formatu, którzy chcieliby, żeby świat ugiął się do ich woli, a jak świat ich nie posłucha, to się obrażają. Ten przykry stereotyp ma niestety silne oparcie w rzeczywistości. Jeżeli Witold Waszczykowski spełni swoje zapowiedzi, stereotyp ten zostanie po raz kolejny potwierdzony.
Z ostatniej chwili…
W środę 25 listopada b.r. ukazał się w „Gazecie Wyborczej” wywiad, już z ministrem Witoldem Waszczykowskim. Lektura tej rozmowy nie przynosi wiele nowego, minister raczej jedynie powtarza to, co powiedział w omówionych wyżej wywiadach i wystąpieniach. A więc o tym, że „Nas z Niemcami bardzo wiele łączy. Nasze gospodarki są w symbiozie i nie zrobimy niczego, co popsułoby te relacje.”. Że „Polska jest sąsiadem Rosji, która nas szantażuje”(?), i która „prowadzi już trzecią wojnę: z Gruzją, Ukrainą i teraz w Syrii”. Jest to dalszy ciąg myślenia kategoriami wszechświatowej hegemonii USA, który wolno naturalnie prowadzić dowolną wojnę.
Dowiadujemy się również, że Polska będzie dążyć, w celu sprowadzenia na polską ziemię baz NATO/USA, do unieważnienia porozumienia NATO-Rosja z 1997 r!. Powtarzając groźbę zaskarżenia Rosji do trybunału w Strasburgu nowy minister spraw zagranicznych dodaje „tak jak oni nas za Katyń skarżyli”. Przyznaję, że nie rozszyfrowałem tego skrótu myślowego… Waszczykowski potwierdza też dziennikarzom „Gazety Wyborczej”, że Ukraina jest dla Polski priorytetem.
ADAM ŚMIECH