Po prawdzie, lustracja w Polsce się skończyła. W polityce i życiu publicznym coraz więcej jest osób urodzonych po 1 sierpnia 1972 r., a zatem – zgodnie z prawem i zdrowym rozsądkiem – za młodych na współpracę z bezpieką PRL.
To nieskażone pokolenie doszło do głosu w ubiegłorocznych wyborach: spora część posłów i członków rządu nie musi składać oświadczeń lustracyjnych, bo jest na to za młoda. Inni, starsi ministrowie i posłowie. najczęściej nieraz takie oświadczenia składali.
W tej sytuacji zapowiedź Antoniego Macierewicza, że odtajni zbiór zastrzeżony Instytutu Pamięci Narodowej – zawierający akta bezpieki PRL utajnione przez specsłużby III RP – można by potraktować wyłącznie jako dosypanie historykom dodatkowego pół kilometra akt do naukowej kwerendy.
Może być jednak inaczej. Macierewicz serwuje bowiem swą zapowiedź wraz z insynuacyjnym sosem – że zbiór „Z” należy ujawnić, bo grozi bezpieczeństwu Rzeczypospolitej, „tworząc fikcyjną elitę ludzi w służbach specjalnych, bankowości, mediach i w polityce”. To oznacza, że ujawnienie zbioru zastrzeżonego ma być – w zamyśle Macierewicza – ciągiem dalszym lustracji, czy też wszczęciem jej na nowo. Piętą achillesową tej zakończonej lustracji było bowiem to, że informacje o donosicielach zamknięte w archiwum „Z” nie były organom lustracyjnym udostępniane. Część osób skażonych donosicielstwem uchodziła więc za stróżów moralności. Przy okazji Macierewicz rzuca insynuacje pod adresem grup zawodowych – takich jak bankierzy czy dziennikarze – które państwowej lustracji nie podlegają. Takie zapowiedzi oznaczają ryzyko rozpętania fali oskarżeń poza regułami obowiązującego prawa lustracyjnego. I nie piszę tego we własnym interesie, jako obdarzony przywilejem późnego urodzenia.
Jestem zwolennikiem otwierania archiwów lustracyjnych. Mam jednak nadzieję, że Macierewicz nie ujawni wszystkiego jak leci, że skonsultuje się z ekspertami prawa oraz bezpieczeństwa państwa. Najlepiej innymi niż jego bezkrytyczni przyboczni, których teraz wstawia do służb wojskowych. Niestety, doświadczenia z Macierewiczem jako lustratorem w roku 1992, likwidatorem WSI w roku 2006 oraz smoleńskim śledczym od 2010 r. nie napawają optymizmem. Problem z Macierewiczem od lat polega bowiem nie na tym, co robi, tylko na tym, jak to robi.
RP.PL
Trzeba by? zwyk?? ?wini? i ostatnim ?cierwem dziennikarskim pokroju Lisa czy Guga?y ?eby nada? tak zak?amany tytu?. Ujawnienie archiwów to nie lustracja. A dzi?ki temu niejedno bydl? z piedesta?u spadnie!