Piotr K. (44 l.), mężczyzna, który we wtorek w Rudzie Śląskiej zamordował swą żonę i dzieci, a następnie sam próbował się zabić, wcześniej – szukał ratunku u psychiatrów!
– Dziesięć dni przed zbrodnią zgłosił się do szpitala. Lekarzom powiedział, że ma skłonności samobójcze i poprosił o pomoc, ale szybko wyszedł – twierdzi nasz informator. Nie wiadomo, czy został poddany jakimkolwiek zabiegom. Wczoraj w Szpitalu Miejskim w Rudzie Śląskiej nikt nie chciał z nami rozmawiać.
O tej potwornej tragedii pisaliśmy wczoraj. Emerytowany górnik Piotr K. w okrutny sposób wymordował całą swoją rodzinę. Z jego ręki zginęły dzieci – 6-letni Krzyś i 13-letni Bartek oraz żona Małgorzata (+43 l.). Potem desperat targnął się na własne życie. Przeżył jednak i trafił do Szpitala Miejskiego w Rudzie Śląskiej. Tego samego, w którym – jak twierdzą nasi informatorzy – 5 grudnia szukał dla siebie ratunku.
Jak się dowiedzieliśmy, mężczyzna był załamany psychicznie pogłębiającą się chorobą nowotworową. W lecie zdiagnozowano u niego raka płuc. Przeszedł operację, ale to nie powstrzymało choroby. To go dobiło. W desperacji zgłosił się szpitala. – Lekarzom powiedział, że ma skłonności samobójcze, i poprosił o pomoc. Wylądował na oddziale psychiatrycznym, ale szybko wyszedł – mówi nasz informator.
Wczoraj próbowaliśmy się dowiedzieć, dlaczego tak się stało. Dlaczego psychiatrzy spuścili z oka skrajnie zdesperowanego człowieka. Jednak odpowiedzi na nasze pytania nie dostaliśmy. Z oddziału psychiatrycznego odesłano nas do administracji szpitala. Tam z kolei dowiedzieliśmy się, że prezes placówki nie znajdzie dla nas czasu.
Tymczasem Piotr K. leży na oddziale chirurgicznym rudzkiego szpitala. Jest w śpiączce. Gdy się obudzi, a lekarze zgodzą się na jego przesłuchanie, prawdopodobnie usłyszy zarzut dokonania potrójnego zabójstwa. W tym samym szpitalu są także dziadkowie zamordowanych dzieci, którzy dokonali makabrycznego odkrycia w mieszkaniu przy ul. Kopalnianej. W ciężkim szoku trafili na oddział kardiologiczny.
SE.PL