Faszyzm nie jedno ma imię. To nie tylko doktryna polityczna Włoch Mussoliniego, czy innych totalitarnych reżimów XX wieku. Myślenie faszystowskie to myślenie, według którego z jakichś subiektywnych względów wyklucza się z życia publicznego osoby czy całe grupy o określonym pochodzeniu, preferencjach, przekonaniach czy wyznaniu.
To myślenie ekskluzywistyczne i prymitywne, zakładające, że kto dziś nie jest z nami, jest przeciwko nam, albo co najmniej jest podejrzanym indywiduum, które otoczyć trzeba kordonem sanitarnym, ostracyzmem, a w skrajnych przypadkach drutem kolczastym.
Faszyzm to dziś na arenie międzynarodowej przekonanie głoszone przez kolejne administracje Białego Domu o tym, że cały świat ma podporządkować się politycznej, kulturowej, ekonomicznej i światopoglądowej dominacji hegemona z Waszyngtonu. według nich, nie ma alternatywy dla narzucanego przez Hollywood modelu kultury masowej, dla wypaczonego hiperindywidualizmu i wizji świata jednobiegunowego, w którym rolę ostatecznego arbitra pełni USA. To oni wywołują kolejne wojny w imię tej właśnie ideologii (choć również i interesów twardo przez nich realizowanych pod przykrywką obrony praw człowieka czy unicestwienia rzekomych arsenałów broni masowego rażenia); wojny bezpośrednie (Irak, Afganistan) i zastępcze (proxy – np. Syria, Ukraina). Właśnie tak można dziś rozumieć faszyzm na arenie międzynarodowej.
Faszyzm w dziedzinie społeczno-gospodarczej wiąże się z niekwestionowanym dogmatem o wyższości własności prywatnej nad publiczną, z twierdzeniem, że miliony biednych, poniżonych i oplutych zasługują na spanie pod mostem, bo są gorsi od sytych, bogatych i nafaszerowanych botoxem. Myślenie faszystowskie na tym poziomie przenika w sposób totalitarny umysły całych społeczeństw, które zaczynają uznawać bezrobotnego, bezdomnego czy po prostu tego, kto nie ma własnego samochodu albo nowego telewizora za kogoś gorszego, niegodnego uścisku ręki. To dyktat hiperindywidualizmu i fetyszu posiadania za wszelką cenę, przy unikaniu jak ognia jakiejkolwiek dystrybucji dóbr. Służy mu atrofia, zanik społecznych więzi na każdym poziomie – narodowym, klasowym, sąsiedzkim, a nawet towarzyskim.
Faszyzm w dziedzinie politycznej to w XXI wieku myślenie, które wyklucza z debaty publicznej każdego, kto w jakikolwiek sposób nie wpisuje się w narrację możnych tego świata. Jego ofiarą padają komuniści, komunitaryści, socjaliści, identytaryści, anarchiści, związkowcy i cały szereg innych, poszukujących alternatywnych rozwiązań grup. To dlatego urządzono nagonkę na wszystkie instytucje, które odważyły się komercyjnie wynająć lokal nowo powstałej partii Zmiana. To dlatego Rada Bezpieczeństwa Narodowego i minister rządu polskiego oficjalnie zapowiadają, że Zmianie będą się przyglądać (czytaj: inwigilować, a w razie potrzeby zapewne zastraszać).
Nowa interpretacja faszyzmu w jego XXI-wiecznej mutacji każe nam głośno stwierdzić, że wszyscy – niezależnie od wyznawanych wartości i światopoglądu – którzy zebrali się 21 lutego na Zgromadzeniu Krajowym Zmiany to szczerzy antyfaszyści. Do katalogu celów nowego ugrupowania warto zaś dodać walkę o demokrację, która nie może przecież funkcjonować bez swobodnej, nieskrępowanej wymiany poglądów.
Mateusz Piskorski