„Obecnie część z tych oddziałów, szczególnie te powiązane z oligarchami lub skrajną prawicą, pokazują swoją ciemną stronę. W ciągu ostatnich miesięcy grozili urzędnikom rządowym, porywali ich, przechwalali się, że przejmą władzę, służyli jako ramię zbrojne przy nielegalnych próbach przejmowania lokalnych firm lub samorządów”
W The Washington Post ukazał się artykuł autorstwa Adriana Karatnickiego, starszego doradcy w Radzie Atlantyckiej i współkoordynatora projektu „Ukraina w Europie”, w którym zwraca on uwagę na zagrożenie dla bezpieczeństwa Ukrainy ze strony części batalionów ochotniczych i ich dowódców, których określa jako „grupy zbrojne pod wodzą watażków”.
Jak pisze Karatnicki, obecnie Ukraina jest generalnie krajem wolnym od wpływu oligarchów, którzy w przeszłości decydowali o polityce. Kraj jest na fali aktywnych reform, a aktywność obywatelska szybko rośnie. Podobnie potencjał militarny, gotowość bojowa i produkcja broni: „z nadejściem zimy zagrożenie dużą rosyjską ofensywą oddaliło się”. Zdaniem Karatnickiego, władze Ukrainy skutecznie i inteligentnie radzą sobie z kluczowymi wyzwaniami: restrukturyzacją budżetu i stawieniem czoła Rosji. Jednak pomimo tego, „wyłania się nowe zagrożenie: działający niezależnie lokalni watażkowie i uzbrojone grupy”.
„Po upadku reżimu Janukowycza” i w obliczu następującej po nim „rosyjskiej agresji”, nowe władze posiadały źle przygotowane wojsko i potrzebowały pomocy ochotników. Spośród owych „tysięcy ochotniczych bojowników” wielu było weteranami Majdanu, wspieranymi oddolnie przez „inicjatywy obywatelskie oraz mały i średni biznes”. Wymienia przy tym członków „ultra-konserwatywnego Prawego Sektora” i „głośnej brygady [właśc. pułku – Kresy.pl] Azov”, twierdząc, że stanowili oni „mniejszość”, od której „w czasie protestów stroniono z powodu ich rasistowskich, antydemokratycznych poglądów”. Inne oddziały, jak „Dniepro-1”, były „rekrutowane przez oligarchów, którzy je finansowali i nakazali im lojalność”.
W okresie nasilonych walk z separatystami ochotnicy byli doceniani, ale z czasem ta sytuacja się zmieniła. „Obecnie część z tych oddziałów, szczególnie te powiązane z oligarchami lub skrajną prawicą, pokazują swoją ciemną stronę. W ciągu ostatnich miesięcy grozili urzędnikom rządowym, porywali ich, przechwalali się, że przejmą władzę jeśli Prezydent Petro Poroszenko nie pokona Rosji, a także służyli jako ramię zbrojne przy nielegalnych próbach przejmowania lokalnych firm lub samorządów”.
Wymienia przy tym najbardziej znane przykłady nadużyć. W sierpniu członkowie batalionu „Dniepro-1” porwali przewodniczącego państwowego funduszu gruntowego chcąc „uniemożliwić mu zastąpienie urzędnika uznanego za wrogiego interesom gospodarczym”. W grudniu batalion ten zablokował konwój humanitarny z pomocą dla Donbasu. Z kolei 23 grudnia pułk „Azow” ogłosił, że przejmuje kontrolę nad porządkiem w Mariupolu, bez żadnej oficjalnej zgody władz lokalnych czy centralnych. Wspomina również o innym znanym w Polsce batalionie: „prokuratorzy rządowi wszczęli 38 spraw kryminalnych przeciw członkom samego tylko batalionu Ajdar”.
Według Karatnickiego, „głośne lekceważenie dowództwa, samowola i gangsterstwo stanowi rosnące zagrożenie dla stabilności Ukrainy”, a wątpliwości w stosunku do działalności batalionów ochotniczych podziela znaczna część administracji Petro Poroszenki. Sprawa ta miała być jednym z wątków listopadowego spotkania Narodowej Rady Bezpieczeństwa i Obrony. Jednak „najbardziej alarmująca” jest rola Arsena Awakowa, szefa MSW Ukrainy. Zamiast powstrzymywać tę niebezpieczną działalność i kontrolować ochotników, „ofiarowuje im nową ciężką broń, w tym czołgi i transportery opancerzone i nadaje im status brygad”.
Autor jest zaskoczony faktem mianowania przez Awakowa jednego z liderów „neonazistowskiej brygady [właśc. pułk – Kresy.pl] Azow” szefem policji w Kijowie. Równie bardzo martwi go działalność Ihora Kołomojskiego, gubernatora Dniepropietrowska, który obecnie „lekceważy władze centralne blokując konwoje z pomocą dla Donbasu i pozwala finansowanym przez siebie oddziałom angażować się w działalność naruszającą prawo”.
Zwrócono uwagę, że prezydent Poroszenko „wyraźnie chce rozwiązać ten problem, ale jest niechętny lub niezdolny do działania”. Podobnie ma wyglądać postępowanie premiera Jaceniuka, co może mieć związek z tym, że „Awakow jest jednym z jego kluczowych sprzymierzeńców”. Zdaniem Karatnickiego, skuteczna mogłaby być presja ze strony „zachodnich donatorów [pomocy finansowej – Kresy.pl]”, prowadząca do „przypisania wykwalifikowanych członków batalionów ochotniczych do regularnej milicji i wojska”. Problem wymaga więc pilnego rozwiązania. Stwierdza, że ukraińscy przywódcy nie mogą dłużej „zamiatać tego niebezpieczeństwa pod dywan z obawy przed podsycaniem oporu lub wywoływaniem negatywnych nagłówków prasowych zagranicą. (…) Zniszczenie problemu watażków wojennych w zarodku tylko zwiększy siłę i żywotność kraju”.
Adrian Karatnicki