Politykę w Unii Europejskiej mogą prowadzić tylko kraje suwerenne

Obecny kryzys naszej pozycji politycznej w Unii Europejskiej jest dowodem na ograniczoną suwerenność polityczną naszego kraju w układzie obecnych sojuszy.

Być może dobrze się stało, ponieważ porażka naszej dyplomacji i sprowadzenie nas do roli „czarnego Piotrusia”, póki jeszcze nic się na serio nie wydarzyło, to poważne ostrzeżenie na przyszłość i wskazanie nam miejsca w szeregu. Wystarczy tylko umiejętnie wyciągnąć wnioski z sytuacji, do jakiej tak naprawdę doprowadziliśmy się sami, może rozliczyć winnych i przeciwdziałać pogarszaniu się naszych relacji z partnerami. Przy czym uwaga – już bez złudzeń, nie jesteśmy na tym samym poziomie znaczenia politycznego i w ogóle państwowego, co nasi sojusznicy, nie jesteśmy dla nich równymi partnerami. Nic na to nie poradzimy, możemy jedynie po cichu się obrazić, albo pragmatycznie przełknąć „żabę” i z uśmiechem głaszcząc się po brzuchu milczeć, ale zapytanym mówić, jaka ona wspaniała, ekologiczna i potrzeba.

Tu już nie chodzi o ratowanie twarzy, tą już straciliśmy i to na lata, pokazując absolutny brak zdolności do przewidywania skutków własnych ruchów – po prostu doprowadzając do wojny domowej u sąsiedniego kraju, który uczyniliśmy pryncypialnym podmiotem całej unijnej polityki wschodniej. To się nie mieści w głowie liderów europejskich, nie o to, bowiem chodziło w politykach europejskich, żeby psuć interesy, no a my niestety mocno popsuliśmy interesy najpotężniejszym krajom unijnym – działając tak naprawdę nie wiadomo w czyim interesie.

Mamy oto problem, albowiem jeżeli weźmiemy pod uwagę słowa prezydenta sąsiedniego imperium o tym, że „zapłaciliśmy” paktem Ribbentrop-Mołotow za politykę przedwojennej dyktatury wojskowo-oligarchicznej w Polsce, to powstaje pytanie jaki rachunek dostaniemy w zamian za rzekome – podkreślmy – zaangażowanie w szkolenie ukraińskich radykałów i generalnie udzielone jednej ze stron ukraińskiej wojny domowej wsparcie. Tu nie ma żartów, to jest polityka – zagrałeś, musisz się wypłacić. My niestety zagraliśmy i to na ostro, zupełnie nie mając żadnych interesów w grze. Przecież, gdyby nie nasza jednoznaczność – moglibyśmy nadal handlować z wszystkimi stronami konfliktu! Nawet sprzedając im broń! Jednakże zwyciężyło oszołomienie ideologią wolności, w wydaniu państwa, które swoją ekspansjonistyczną polityką przyczyniło się do zamordowania ponad miliona ludzi w samym Iraku. Takiego losu chcieliśmy dla Ukrainy? W ogóle czegoś chcieliśmy? Ktoś coś przewidział? Zły scenariusz? Byliśmy na całą zabawę gotowi? Sądząc po tym jak mamy problem ze zbyciem niechcianej już w Rosji produkcji rolnej – raczej niczego nie przygotowano. To był żywioł i nieprzewidywalne, niekonsultowane i po prostu błędne działania jednej osoby, która miała za dużo władzy i za dużo swobody. Jednakże sąsiedniego imperium to nie musi interesować, człowiek w przypadku, którego mówi się o prawdopodobieństwie choroby psychicznej działał w naszym imieniu i na nasz rachunek. Pozostaje nam czekać, aż ten rachunek zobaczymy.

Jako kraj półsuwerenny, też możemy funkcjonować, jedynie nie powinniśmy prowadzić polityki, na rzecz, której nie mamy środków, jak również nie jest nas stać na wypłatę z tytułu ewentualnej przegranej. Chodzi po prostu o prowadzenie polityki na naszym poziomie odniesienia, do której zakresu na pewno nie wchodzi prowokowanie czegokolwiek w strefie wpływów (bardzo ważne określenie) sąsiedniego supermocarstwa.

Z zapowiedzi nowej pani premier wychodzi mniej więcej opisywany powyżej kierunek, w jakiekolwiek większe polskie zaangażowanie na konkurencyjnej dla nas Ukrainie nie powinniśmy nawet myśleć, ponieważ w ten sposób osłabialibyśmy swoje możliwości – tworząc sobie konkurenta. Oczywiście nie mówimy o wsparciu w znaczeniu humanitarnym, którego należy udzielać Ukrainie – jak najwięcej z naciskiem na pomoc dla obu stron konfliktu w tej okrutnej wojnie domowej. Natomiast nie może być mowy o wspieraniu ich potencjału, który byłby konkurencyjny wobec naszych możliwości, z tego i tylko tego powodu, ponieważ ten kraj nadal nie rozliczył swojej epoki oligarchów, którzy ukradli prawie wszystko, co istniało, czy też miało jakąkolwiek wartość. Chodzi po prostu o transparentność i uczciwość.

Zawsze zanim podejmuje się jakąkolwiek akcję, trzeba zastanowić się nad jej ceną. Ciekawe, czy powstanie biała księga partactwa wschodniego, w której jednym z rozdziałów byłyby „utracone korzyści”, jako koszt tego festiwalu naiwności?

Prawdopodobnie miną lata, zanim rany wywołane przez dramat na Ukrainie się zabliźnią. My będziemy w tym czasie budować swoją pozycję na nowo, jako kraj z nadaną łatką „odpowiedzialności” za partactwo wschodnie, chociaż o dziwo – nikt nie wini Francji lub Włoch za bałagan, do jakiego przyczyniły się w Libii. Jest to chyba najlepszy dowód na to, że „duży” i „bogaty” może więcej. I co na to możemy poradzić? Obrazić się na świat? Nie możemy popełnić najgorszego błędu, jaki popełniają upadające państwa – wiary we własną propagandę. Taki błąd wystarczy popełnić raz, wciąga gorzej niż narkotyk i prowadzi wprost to upadku.

obserwatorpolityczny.pl

 

Więcej postów