Pierwsze bezpośrednie wybory prezydenckie w Turcji wygrał w niedzielę dotychczasowy premier Recep Erdogan. W wygranej pomógł mu niewątpliwie turecki cud gospodarczy ostatniej dekady. Jednak teraz, by utrzymać wzrost PKB na dotychczasowym poziomie, konieczne są reformy. Nieoczekiwanie z pomocą przyszła też Rosja.
Przez ponad dekadę rządów Erdogana import przewyższał eksport. Być może sytuację odwróci wojna handlowa Unii Europejskiej z Rosją. Rosyjskie embargo na żywność z USA i UE ma bowiem spowodować wzrost zapotrzebowania na produkty z Turcji. Niemiecka prasa cytuje miejscowych przedsiębiorców liczących przede wszystkim na wzrost popytu na drób oraz owoce morza. Mowa też jednak o zwiększeniu eksportu owoców i warzyw. Turcja jest piątym największym dostawcą żywności do Rosji, wartość handlu w zeszłym roku wyniosła 1,68 mld dol. W przyszłym tygodniu Ankarę odwiedzi rosyjska delegacja.
Turecka gospodarka stosunkowo dobrze zniosła kryzys finansowy w latach 2007-2008. Dzięki reformom sektora bankowego PKB na mieszkańca wzrosło w ciągu 10 lat z 4 tys. dol. do prawie 11 tys. w zeszłym roku. Wskaźnik długu publicznego w stosunku do PKB zmniejszył się o połowę z rekordowych 75 proc. Inflacja spadła z 70 proc. do jednocyfrowej liczby. Erdogan już ogłosił, że chce zrobić z Turcji 10. gospodarkę świata do 2023 roku. Wartość PKB miałaby wtedy sięgnąć 2 bln dol., a PKB w przeliczeniu na mieszkańca aż 25 tys. dol. Gospodarka turecka jest obecnie 17. na świecie. Jej rozwój spowalnia jednak silne uzależnienie od strefy euro i amerykańskiego dolara.
Erdogan ma się czym chwalić. To za jego rządów inwestycje wyniosły 400 mld dol. Chwalono go za umiejętne przyciąganie zagranicznych inwestorów z Europy, Rosji czy Chin. Od 2007 roku powstało 5 mln nowych miejsc pracy. Metody nowego prezydenta budzą jednak wątpliwości.
Kiedy gospodarka Turcji zwolniła nieco powyżej 2 proc. w zeszłym roku przy równoczesnej stracie liry tureckiej, bank centralny podniósł stopy procentowe z 7,7 do 12 punktów procentowych. Spowodowało to stanowczy sprzeciw rządu i próby nacisku. Wartość PKB w czasach Erdogana wzrosła prawie czterokrotnie z 233 mld dol. do 820 mld dol. w zeszłym roku. Równocześnie jednak czterokrotnie od 2008 roku wzrosło zadłużenie sektora prywatnego. Magazyn „Forbes” ostrzega, że Turcja rozpędziła się na bańce zadłużenia, która niedługo pęknie.
Agencja ratingowa Fitch ostrzega, że „ryzyko polityczne” dla tureckiej gospodarki nadal pozostaje wysokie. Pozostanie takie na pewno do wyborów parlamentarnych latem przyszłego roku. Ta nieprzewidywalność polityczna może doprowadzić do obniżenia ratingu kredytowego i zniechęcić zagranicznych inwestorów. Bank inwestycyjny Morgan Stanley określa Turcję jako niestabilną gospodarkę, z której najszybciej wycofają się inwestorzy zagraniczni w celu sfinansowania swojego deficytu. Pozostałe kraje obciążone takim ryzykiem to Indie, Brazylia, Indonezja i RPA.
Agencja ratingowa Moody’s szacuje, że Turcja w tym roku osiągnie 2,5-3,5 proc. wzrostu gospodarczego. To mniej niż szacowane przez rząd cztery procent. Spowolnienie to wynika nie tylko z zawirowań politycznych, ale także polityki monetarnej USA oraz spowolnienia strefy euro. Także na 3,5 proc. wzrost tureckiej gospodarki szacuje OECD. Jednocześnie ostrzega, że wysoka inflacja odbija się na konsumentach. Według raportu organizacji aż co trzeciego Turka nie stać na zakup wystarczającej ilości jedzenia.
wyborcza.pl