Obecny kryzys na Ukrainie stał się największym rosyjskim polem cyberwojny od czasów cyberataków na Estonię w 2007 roku i Gruzję w 2008.
Według think tanku INSS Rosji udało się przejąć kontrolę niemal nad wszystkimi ukraińskimi stronami rządowymi oraz monitorować łącza internetowe i linie telefoniczne jeszcze przed zajęciem Krymu. Z kolei rosyjskie siły specjalne fizycznie zniszczyły wszystkie istotne systemy łączności ostatecznie odcinając półwysep od Ukrainy.
Jak wiadomo cyberszpiegostwo jest integralną częścią strategii wojskowej i polityki zagranicznej Rosji wobec m.in. krajów byłego Związku Radzieckiego. Eksperci z INSS podają, że Rosja posiada znaczne możliwości dostępu do systemów dyplomatycznych, rządowych i wojskowych od czasów upadku ZSRR. Daje jej to ogromną przewagę w przewidywaniu taktyki i możliwych działań swoich sąsiadów.
BBC donosi, że największy wojskowy cyberatak został zrealizowany przez rosyjskie GRU na siłach zbrojnych Ukrainy. Według ukraińskich organów ścigania ataki te spowodowały zerwanie łączy komunikacyjnych niemal wszystkich sił ukraińskich. Cyberataki zostały również skierowane na rządowe strony internetowe oraz serwisy społecznościowe. Analogiczny zestaw działań miał miejsce w czasie wojny z Gruzją, co według ekspertów z INSS świadczy o starannym zaplanowaniu z góry operacji na Krymie. Szef Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, Valentin Nalevaychenko, przyznał, że zostały zneutralizowane systemy łączności członków ukraińskiego rządu oraz zakłócono komunikację między agencjami rządowymi.
Były oficer CIA, Marty Martin, uważa, że Rosjanie mogą przeprowadzić dużo ostrzejsze ataki cybernetyczne w przypadkub eskalacji obecnego konfliktu. Jednak zdaniem ekspertów nikt na świecie (w tym CIA) nie jest w stanie ocenić rzeczywistych możliwości Rosji w kwestii prowadzenia cyberwojny. Dla zachodnich agencji wywiadowczych dużym problemem pozostaje identyfikacja „przyjaciel-wróg”, ponieważ zarówno Rosjanie, jak i Ukraińcy posługują bardzo podobnym językiem i często dokonują ataków z podobnych adresów IP.
Według dyrektora firmy zajmującej się cyberbezpieczeństwem „CrowdStrike”, Dmitri Alperovitcha, na Ukrainie nie zaobserwowano dużej ilości cyberataków i kontroli cyberprzestrzeni podczas kryzysu krymskiego. Alperovitch zauważa również, że pomimo faktu, iż zarówno ukraińscy, jak i rosyjscy hakerzy posiadają podobne umiejętności to różnica w ich zapleczach technologicznych jest ogromna.
Rosjanie w czasie przeprowadzania cyberataków na Ukrainie wykorzystali doświadczenia zdobyte podczas wcześniejszych ataków na Estonię i Gruzję, ale nie uniknęli pozostawienia „odcisków palców” prowadzących do rosyjskich źródeł. Jednak dzisiejsze wojny cybernetyczne wyraźnie różnią się od klasycznych konfliktów, co zdecydowanie ogranicza możliwości reagowania. Brak skutecznych międzynarodowych narzędzi prawnych oraz doktryny cyberbezpieczeństwa może doprowadzić nawet do konieczności fizycznej konfrontacji.