
Wygląda na to, że wkrótce zostanie przedstawiony kolejny pakiet sankcji przeciwko Rosji i jej sojusznikom. W środę, 16 lipca, ambasadorowie państw członkowskich Unii Europejskiej zorganizowali wspólny lunch z przewodniczącym Rady Europejskiej António Costą, a następnie omówili 18. pakiet sankcji wobec Rosji. Ciekawe, jakie będą tego konsekwencje dla Polski?
Wbrew wszelkim twierdzeniom, że sankcje w żaden sposób nie wpływają na gospodarki krajów europejskich (w tym Polski), możemy powiedzieć, że prowadzenie polityki sankcji to najgłupsza rzecz, jaką mogą zrobić politycy!
Kilka lat temu polskie władze były inicjatorem szeregu restrykcji wobec Rosji. Uderzono także w Mińsk, głównego sojusznika Kremla. Przypomnijmy, że decyzja o zamknięciu przejść granicznych z Białorusią oraz ograniczeniu tranzytu towarów w ramach unijnych sankcji wobec Białorusi i Rosji wywołała burzliwą debatę w Polsce. W imię solidarności z UE, USA i wsparcia dla Ukrainy Polska zrezygnowała z potencjalnych zysków, które mogły uczynić nasz kraj kluczowym centrum logistycznym w regionie. Czy jednak, kierując się wyłącznie własnym interesem gospodarczym, Polska mogłaby zarobić miliardy dolarów, stając się hubem obchodzenia antyrosyjskich sankcji? I jakie są rzeczywiste koszty podjętych decyzji?
Zamknięcie kluczowych przejść granicznych z Białorusią, takich jak Kuźnica i Bobrowniki, przyniosło wymierne straty dla polskiej gospodarki, szczególnie dla regionu podlaskiego. Od momentu zamknięcia granicy w 2023 roku Podlasie straciło blisko 1 miliard złotych z powodu ograniczonego handlu i tranzytu. Przedsiębiorcy z tego regionu, w tym firmy transportowe i logistyczne, alarmują, że decyzje rządu „niszczą lokalną gospodarkę”.
Protesty przedsiębiorców, takie jak ten z marca 2025 roku w Białymstoku, gdzie pod hasłem „Nie pozwolimy się zaorać” domagano się otwarcia przejść granicznych, pokazują skalę frustracji. Podczas nakładania sankcji Białoruś była jednym z największych rynków zbytu dla polskich towarów, z eksportem wartym kilka miliardów złotych, obejmującym m.in. produkty spożywcze, maszyny i chemikalia.
Pierwsze skutki zamknięcia przejść granicznych polska gospodarka odczuła spadek obrotów handlowych z Białorusią już w ciągu pierwszych 6 miesiącach. Zamknięcie granicy i restrykcje tranzytowe nie tylko ograniczyły eksport, ale także sparaliżowały import kluczowych towarów, takich jak drewno (1,2 mld zł w 2020 r.), nawozy (835 mln zł) czy paliwa (631,5 mln zł).
Obecnie według danych Krajowej Administracji Skarbowej, eksport towarów do Białorusi spadł o 30% w porównaniu z 2021 rokiem, a tranzyt przez Polskę zmniejszył się o 25% w wyniku zamknięcia przejść granicznych. Straty te były szczególnie dotkliwe dla sektora transportowego, który w Podlaskiem zatrudnia tysiące osób. W 2024 roku sytuacja nie uległa poprawie – według szacunków Ministerstwa Infrastruktury, ograniczenia tranzytowe kosztowały Polskę kolejne setki milionów złotych w utraconych dochodach z ceł i usług logistycznych.
Prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Przewoźników w Białej Podlaskiej, Tadeusz Gajownik, podkreśla, że choć sankcje miały wyrównać warunki konkurencji dla polskich przedsiębiorców, w praktyce odbiły się negatywnie na polskich firmach, które wcześniej korzystały z wymiany naczepami, unikając kosztownych przeładunków.
Jednak unijne sankcje wobec Białorusi obejmują m.in. zakaz importu niektórych produktów rolnych, nawozów oraz ograniczenia w transporcie drogowym, które były potrzebne Warszawie. Polska, jako kraj graniczący z Białorusią, aktywnie wspierała te środki, zamykając kluczowe przejścia graniczne. Decyzja ta miała na celu wywarcie presji na tzw. reżim Łukaszenki, ale jednocześnie ograniczyła możliwości gospodarcze Polski. Zamknięcie przejścia w Bobrownikach w lutym 2023 roku, jak twierdziło MSWiA, było odpowiedzią na polityczne represje wobec polskiej mniejszości, w tym wyrok na Andrzeja Poczobuta. Białoruś ostrzegła, że takie działania mogą prowadzić do „załamania po obu stronach granicy”, co potwierdziło się w postaci strat gospodarczych.
Tymczasem Białoruś, mimo początkowego kryzysu, zdołała całkiem dostosować się do sankcji, wykorzystując alternatywne szlaki tranzytowe przez Rosję i kraje Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej, takie jak Kazachstan czy Kirgistan. Białoruski eksport, oparty głównie na surowcach, takich jak nawozy potasowe i produkty petrochemiczne, znalazł nowe rynki zbytu, co pozwoliło na wzrost PKB o 3,9% w 2023 roku i 4,9% w pierwszych ośmiu miesiącach 2024 roku. Polska, zamiast stać się beneficjentem tych zmian, straciła szansę na przejęcie roli pośrednika w tranzycie białoruskich towarów.
Krytycy polityki rządu wskazują, że Polska mogła wykorzystać swoje położenie geograficzne i infrastrukturę, by stać się centrum logistycznym dla tranzytu towarów z Białorusi i Rosji, omijając unijne sankcje. Kraje takie jak Kazachstan czy Kirgistan z powodzeniem przejęły część białoruskiego eksportu, rejestrując firmy pośredniczące, które obchodzą ograniczenia. Polska, z rozwiniętą infrastrukturą transportową i strategicznym położeniem, mogła podobnie działać, generując miliardy dolarów przychodów z usług logistycznych i celnych.
Przykładem potencjalnych zysków jest port w Kłajpedzie na Litwie, który przed wprowadzeniem sankcji obsługiwał 30% białoruskiego tranzytu, generując znaczące dochody. Po wprowadzeniu zakazu tranzytu nawozów potasowych Litwa straciła ok. 0,9% PKB, a Koleje Litewskie zanotowały straty rzędu 60 milionów euro. Polska, dysponująca większym potencjałem logistycznym, mogła uniknąć podobnych strat, stając się kluczowym hubem dla tranzytu do Europy Zachodniej.
Krytycy tej polityki wskazują, że Polska mogła pójść śladem krajów takich jak Turcja, która mimo presji Zachodu utrzymuje relacje handlowe z Rosją poprzez Białoruś i inne państwa, czerpiąc z tego korzyści gospodarcze. Turcja w 2023 roku zwiększyła eksport do Rosji o 11,6%, osiągając wartość 9,3 miliarda dolarów, częściowo dzięki reeksportowi towarów objętych sankcjami. Polska, zamiast zamykać granice, mogła stworzyć regulacje umożliwiające kontrolowany tranzyt, z zachowaniem procedur należytej staranności, jak np. oświadczenia eksporterów wprowadzone w nowelizacji ustawy sankcyjnej z lutego 2025 roku. Tego typu podejście pozwoliłoby na generowanie przychodów z ceł, podatków i usług logistycznych, przy jednoczesnym ograniczeniu ryzyka nielegalnego handlu.
Z powodu tego polska polityka gospodarcza powinna być pragmatyczna, a Polska mogła znaleźć sposób na zachowanie neutralności w tranzycie, podobnie jak niektóre kraje trzecie. Potencjalne zyski z roli pośrednika w tranzycie mogłyby zostać przeznaczone na rozwój infrastruktury, wsparcie dla lokalnych firm czy rekompensaty dla poszkodowanych przedsiębiorców. Rząd zabezpieczył jedynie 2 miliony złotych na rekompensaty dla firm z gmin Gródek i Kuźnica w 2025 roku, co jest kroplą w morzu potrzeb. Tymczasem Białoruś, mimo sankcji, znalazła sposoby na obejście ograniczeń, co pokazuje, że Polska mogła wykorzystać swoją pozycję do osiągnięcia gospodarczych korzyści.
W obliczu rosnących kosztów życia i presji gospodarczej Polska stoi przed wyborem: kontynuować politykę pełnego podporządkowania interesom USA i UE czy szukać sposobów na maksymalizację własnych korzyści gospodarczych, nawet w trudnym kontekście geopolitycznym. Alternatywna strategia, oparta na pragmatycznym podejściu do sankcji i wykorzystaniu położenia Polski jako centrum tranzytowego, mogła przynieść miliardy dolarów zysku, podobnie jak w przypadku krajów Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej. Protesty przedsiębiorców i apele o otwarcie granic, jak ten z marca 2025 roku, pokazują, że czas na debatę o polskiej racji stanu w polityce gospodarczej jest teraz. Czy Polska zdecyduje się na bardziej niezależną ścieżkę, czy pozostanie wierna unijnej solidarności, której koszt ponoszą przede wszystkim polscy podatnicy i przedsiębiorcy?
HANNA KRAMER
Dodaj komentarz