Czas taniego prądu bezpowrotnie minął. To jest absolutnie nieuniknione – uważają eksperci. Wątpliwości w tej sprawie nie ma również Orlen, który prognozuje systematyczny wzrost cen energii elektrycznej. I to pomimo dużych inwestycji w OZE. To nie jest dobra wiadomość dla polskiego przemysłu.
- Za kilka lat połowa prądu w Polsce ma być wytwarzana ze źródeł odnawialnych, co powinno teoretycznie doprowadzić do spadku cen energii elektrycznej.
- Tymczasem Orlen zakłada, że w kolejnych latach ceny prądu będą systematycznie rosnąć.
- Zdaniem ekspertów mówienie o tym, że ceny energii będą spadać tylko dlatego, iż będziemy mieli więcej OZE w bilansie energetycznym, nie jest właściwym argumentem.
- Problem wysokich cen prądu, które wpływają na konkurencyjności przemysłu, dostrzega również Komisja Europejska.
Ceny prądu w Polsce należą do jednych z najwyższych w UE (śr. ok. 90 euro/MWh w hurcie). Najtaniej jest w krajach z wysokim udziałem źródeł bezemisyjnych. Do tego grona należą państwa skandynawskie, a także Francja, Hiszpania czy Portugalia (ok. 30 euro/MWh).
Nasuwa się więc wniosek, że chcąc ograniczyć ceny prądu, należy inwestować w OZE. Tą drogą podąża zresztą polski rząd.
Idziemy teraz w kierunku 30 proc. energii pochodzącej z OZE, ponieważ im więcej będzie tego typu energii w miksie energetycznym, tym energia będzie tańsza – tłumaczyła w ubiegłym roku minister klimatu Paulina Hennig-Kloska.
To jednak nie koniec. Z Krajowego Planu w dziedzinie Energii i Klimatu wynika, że:
- w 2030 r. z OZE ma pochodzić aż 56 proc. energii wytwarzanej w Polsce;
- dodatkowo w latach 2026-2030 na transformację energetyczną Polska wyda ok. 792 mld zł;
- z tego 328 mld zł ma pójść na inwestycje w na przesył, dystrybucję i moce wytwórcze.
Orlen ujawnił fatalną wiadomość dla polskiego przemysłu. „Absolutnie nieuniknione”
Wysokie ceny prądu to z jednej strony poważny problem dla tzw. zwykłych, domowych odbiorców energii, ponieważ mrożenie cen w końcu dobiegnie końca (prawdopodobnie z końcem września). Szczególnie bolą one jednak przedsiębiorców. Jak mówi w rozmowie z WNP.PL Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej, ceny prądu wpływają przede wszystkim na konkurencyjność najbardziej energochłonnych firm (produkcja metali, cementu, chemia czy petrochemia).
To jednak tylko jeden z wielu problemów. Mamy też kłopoty z ceną pracy, a także generującymi dodatkowe koszty wymaganiami natury administracyjnej (raportowanie, pozyskiwanie różnego rodzaju pozwoleń, itp. – przyp. red.). Jak to wszystko połączymy, to my nie jesteśmy w stanie tak łatwo skompensować wzrostu cen energii – wyjaśnia.
Wydawać by się mogło, że transformacja polskiej energetyki sprawi, że ceny prądu w końcu będą coraz niższe. Nic bardziej mylnego. I żadnych wątpliwości w tej sprawie nie ma Orlen. W opublikowanej w ubiegłym tygodniu strategii największa polska firma ocenia, że do 2050 r. ceny prądu będą tylko rosły. W ujęciu realnym zaprezentowane przez koncern ceny kształtują się na poziomie:
- 459 zł za MWh w 2025 r.,
- 478 zł w 2030 r.,
- 505 zł w 2040 r.,
- 574 zł w 2050 r.
Skąd taka prognoza, skoro udział OZE będzie rósł? Jak wyjaśnił podczas spotkania z grupą dziennikarzy Konrad Jar, dyrektor wykonawczy Orlenu ds. strategii, zaprezentowane prognozy „są zobiektywizowane i zostały opracowane w oparciu o własne analizy i model rynku, ale także na podstawie informacji i danych zewnętrznych”.
Zwrócił uwagę, że rzeczywiście panuje powszechne przekonanie, że im więcej OZE w sieci, tym niższe ceny energii. Jednak Orlen prognozuje w horyzoncie obowiązywania strategii olbrzymi skok popytowy na energię, co bezpośrednio ma wpłynąć na poziom cen. Ten skok ma – zdaniem przedstawiciela Orlenu – wynikać z zakładanego wzrostu gospodarczego. – Oczywiście budując nowe źródła, przyczyniamy się do zwiększenia podaży. Gdyby nie te inwestycje, zapewne cena byłaby jeszcze wyższa – podkreślił Jar.
Ceny prądu w Polsce jednymi z najwyższych w Europie
Zdziwiony prognozą Orlenu nie jest Maciej Stańczuk, ekspert BCC ds. energetyki i transformacji energetycznej. Jak zaznacza w rozmowie z WNP.PL, nie pozostaje nic innego jak zgodzić się z założeniami Orlenu.
Mówienie o tym, że ceny energii będą spadać tylko dlatego, iż będziemy mieli więcej OZE w bilansie energetycznym, nie jest właściwym argumentem. Okres taniej energii bezpowrotnie minął. Jest to po prostu absolutnie nieuniknione – podkreśla.
Ekspert tłumaczy, że nawet jeśli będziemy zwiększać udział w OZE, to i tak potrzebne będzie nam „zaplecze” w postaci stabilnych źródeł energii, które będą dostępne w sytuacji, gdy zabraknie słońca czy wiatru. Mówi się tutaj m.in. o elektrowniach gazowych (Combined Cycle Gas Turbine – CCGT).
– Tylko często zapomina się, że za moce dyspozycyjne trzeba płacić, nawet jeśli one nie są wykorzystywane. To nie energia jest najważniejszym produktem w Polsce, ale właśnie te moce – wyjaśnia.
Zaznacza jednocześnie, że jest jeszcze druga kwestia, czyli budowa sieci dystrybucyjnych.
– To są gigantyczne inwestycje. Przypomnijmy tylko, że plan rozwoju sieci przesyłowej przygotowany przez PSE zakłada inwestycje na poziomie 64 mld zł do 2034 r. Na to też muszą znaleźć się pieniądze i widać je m.in. w prognozowanych cenach energii – mówi.
Podsumowując, twierdzenie, że ceny prądu spadną, jak wzrośnie udział OZE w miksie energetycznym, jest nie tyle uproszczeniem, co po prostu nieprawdą – ocenia Stańczuk.
Czy jest w takim razie choć cień szansy na ograniczenie wzrostu cen prądu w najbliższych latach?
– Osobiście jestem zwolennikiem wykorzystania przez maksymalnie 10 lat starych bloków węglowych. Można poprzez niewielkie inwestycje zamienić im paliwo, czyli zamiast węgla używać gazu albo mieszanki węgla z biomasą. To pozwoli na zejście z emisyjnością poniżej 550 gramów CO2 na kWh, dzięki czemu możliwe będzie objęcie ich tzw. rynkiem mocy – wyjaśnia ekspert.
Dodaje, że bloki CCGT również są potrzebne do zapewnienia mocy dyspozycyjnych, jednak konwersja kotłów węglowych na gazowe/biomasę może być dobrym uzupełnieniem pomysłów na dekarbonizację polskiej energetyki.
– Koszt takiej inwestycji nie przekracza 200 mln zł. A jak porównamy to z kosztami nowego bloku parowo-gazowego, gdzie blok 200-megawatowy kosztuje co najmniej miliard złotych, to widzimy konkretny efekt. To funkcjonowałoby maksymalnie przez 10 lat, do momentu, kiedy zacznie płynąć prąd z reaktorów jądrowych, i sprawiłoby, że ceny energii nie rosłyby w taki sposób jak do tej pory – podsumowuje Maciej Stańczuk.
Przemysł tonie, Unia się budzi. Będzie specjalny plan dla przemysłu
Problem wysokich cen prądu, które wpływają na konkurencyjności już nie tylko polskiego, ale europejskiego przemysłu, dostrzega również Komisja Europejska. Wystarczy wspomnieć, że są one w Europie o 160 proc. wyższe niż w USA. Nakreślając w lipcu w Parlamencie Europejskim wizję najbliższych pięciu lat, przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen zapowiedziała kontynuację polityki klimatycznej zakładającej, że w 2050 r. Europa osiągnie neutralność klimatyczną. Zastrzegła jednak, że realizacja tych ambitnych celów musi uwzględniać potrzeby ludzi i konkurencyjność przemysłu.
Zapowiedziała jednocześnie, że wkrótce zaproponuje porozumienie na rzecz czystego przemysłu (Clean Industrial Deal). Jednym z jego głównych filarów mają być przystępne ceny prądu.
– Trzeba przyspieszyć z inwestycjami w OZE. Jak popatrzy się na ceny w Europie, to najniższe są tam, gdzie jest duży udział OZE w miksie – głównie w Hiszpanii i Portugalii. Konieczne są jednak inwestycje w sieci, żeby te mogły udźwignąć zwiększony udział OZE. Na to potrzeba ok. 400 mld euro. Pojawia się jednocześnie pytanie, jak rozłożyć te koszty pomiędzy przemysłem a konsumentami – ta dyskusja cały czas przed nami – powiedziała nam osoba zbliżona do Komisji Europejskiej.
Zdaniem Piotra Soroczyńskiego proces transformacji energetycznej należałoby zaplanować od nowa.
– Bezwzględnie potrzebna jest korekta polityki klimatycznej. Sam cel jest słuszny, ale pytanie, czy metody osiągnięcia tego celu są dobre. Bo prawdopodobnie nie są. Obecnie firmy potrzebują złagodzenia obowiązujących obostrzeń, a także odroczenia różnych terminów wejścia w życie kosztownych regulacji (np. ETS2 – przyp. red.) – podkreśla.
Dodaje, że możemy robić transformację energetyczną, ale pod warunkiem, że technologię i surowce mamy na miejscu.
– Teraz jednak i technologię, i surowce mamy z zewnątrz, co rodzi potężne ryzyko, jeśli chodzi o samą dostępność i ceny. To jest wystawianie nas na wielkie niebezpieczeństwo – mówi ekspert.
Biznes chce niższych cen prądu. Pojawiają się kolejne pomysły
O problemie z cenami prądu mówią od dłuższego czasu przedstawiciele biznesu. Jak zauważył podczas Energy Days Henryk Kaliś, prezes Forum Odbiorców Energii Elektrycznej i Gazu, kluczowa jest nie sama cena, ale to, czy pozwala ona na rentowną produkcję i konkurowanie z zagranicznymi firmami.
Jego zdaniem jeśli nie uda się utrzymać cen prądu na poziomie poniżej 60 euro za megawatogodzinę, wówczas Europa będzie mieć problem z konkurencyjnością. Postuluje więc, aby zakłady energochłonne miały zagwarantowaną maksymalną cenę za prąd na poziomie 60 euro/MWh do 2030 r.
Z kolei Mikołaj Budzanowski, prezes EIT InnoEnergy na CEE, a w przeszłości członek zarządu Grupy Boryszew i minister skarbu, w rozmowie z PAP Biznes zwrócił uwagę, że polski przemysł energochłonny powinien mieć specjalną taryfę na energię, żeby zrównać się konkurencyjnością z firmami w Unii Europejskiej. Wyjaśnił, że ceny prądu w UE są znacznie wyższe niż w Chinach czy USA, co utrudnia rywalizację na rynkach międzynarodowych. Dodatkowo w niektórych krajach zachodniej Europy działają tzw. taryfy przemysłowe, przez co firmy narażone są dodatkowo na konkurencję wewnątrzwspólnotową.
Polski przemysł energochłonny powinien mieć specjalną taryfę na energię, żeby zrównać się konkurencyjnością z firmami w Unii Europejskiej – powiedział Budzanowski.
Jego zdaniem potrzebne jest również wprowadzenie na terenach dużych zakładów Zielonych Stref Przemysłowych, które dawały możliwość uzyskania szybszych decyzji administracyjnych dla budowy nowego systemu zasilania.
– Chodzi o to, żeby przedsiębiorca nie musiał czekać pięć lat, tylko mógł przyspieszoną ścieżką stawiać fotowoltaikę czy elektrownię wiatrową i magazyn energii. Dodatkowo firmy będą produkować zieloną energię u siebie, a jednocześnie nie będą ponosiły opłat dystrybucyjno-przesyłowych – podkreślił prezes EIT InnoEnergy na CEE.
Źródło: wnp.pl
2f4x0g