Co grozi Polsce po wojnie? „Zbliża się nieznane”

niezależny dziennik polityczny

Wojna w Ukrainie wchodzi w rozstrzygającą fazę i zbliża się nieznane – ostrzega Donald Tusk, a my pytamy o powojenne scenariusze. Jeden z nich jest czarny dla Polski i może w nim wystąpić efekt kuli śnieżnej. – Da się mu jeszcze zapobiec – mówi w tokfm.pl Maria Piechowska z PISM.

Ukraina i Polska po wojnie. „Temu scenariuszowi da się jeszcze zapobiec”

Nawet gdyby wojna już teraz się skończyła, to Ukraińcy jeszcze długo nie złapią oddechu. Skutki inwazji wojsk Władimira Putina będą ich dusiły nawet przez dziesięciolecia. Niektóre ich problemy przenikną do Polski, przez co i nasz kraj może złapać zadyszkę.

O scenariusze na powojenną przyszłość Ukrainy i Polski zapytałem Marię Piechowską z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. W jednym z nich część ukraińskich weteranów dołącza do swoich rodzin w Polsce. Są pogrążeni w wojennych traumach i nie umieją odnaleźć się w rzeczywistości. Mogą się radykalizować i powodować wzrost przestępczości.

– To czarny scenariusz, któremu da się jeszcze zapobiec. Powinniśmy na niego przygotować się już teraz, by oddalić ryzyko, że te powojenne problemy sąsiada przenikną do naszego kraju. Jeśli tak się nie stanie, będzie to na rękę Rosji. Posłuży Kremlowi do napuszczania Polaków na Ukraińców i odwrotnie – podkreśla moja rozmówczyni.

Koniec wojny w Ukrainie? „Zbliża się nieznane”

Koniec wojny zapowiada Donald Trump, który za kilka tygodni wróci do władzy w USA. Nie jest pewne, jak chce osiągnąć ten cel. Moskwa nie czeka, aż to się wyjaśni, tylko – jak informują Ukraińcy – zamierza przedstawić Amerykanom plan rozbioru Ukrainy. Dwie jej części mają de facto zostać pod kontrolą Rosji, a przyszłość trzeciej, czyli zachodniej, Rosja chce rozstrzygnąć w porozumieniu z Węgrami, Rumunią i Polską.

– Ta mapa nakreślona na Kremlu potwierdza tylko, że celem Putina jest wbijanie klina między Polskę i Ukrainę. Sugeruje, że powinniśmy współdecydować o przyszłości naszych sąsiadów, czyli odebrać sobie część tzw. Kresów Wschodnich. Chodzi o to, by wzbudzić strach Ukraińców przed naszymi ambicjami imperialnymi. Oczywiście, ich nie mamy, ale paradoksalnie część Ukraińców zaczyna podświadomie wierzyć w te podszepty Rosji. Postrzegać Polskę jako kraj, któremu nie do końca można ufać, bo po wojnie będzie chciał za dużo – tłumaczy Maria Piechowska.

Póki co wojna nie ustaje, a wręcz przyspiesza. Władimir Putin sprowadził na front tysiące żołnierzy z Korei Północnej. W odpowiedzi na to prezydent Joe Biden pozwolił Ukrainie używać amerykańskich rakiet dalekiego zasięgu do atakowania celów na terenie Rosji. Wkrótce potem Kijów wysłał pociski ATACMS do obwodu kurskiego w Rosji, a Kreml postraszył Ukrainę i Zachód użyciem broni jądrowej, zatwierdzając znowelizowaną doktrynę nuklearną. Po raz pierwszy przypuścił też atak na Ukrainę za pomocą nowej broni, czyli eksperymentalnego pocisku balistycznego średniego zasięgu Oriesznik.

Eskalacja może być przygotowaniem do rozmów o zakończeniu lub zamrożeniu wojny, bo obie strony konfliktu chcą ugrać na froncie jak najwięcej, by potem mieć lepszą pozycję negocjacyjną. Zaognianie sytuacji może jednak wymknąć się spod kontroli, przed czym przestrzegał niedawno Donald Tusk. Jego zdaniem wojna w Ukrainie wchodzi w rozstrzygającą fazę i „zbliża się nieznane”. – Nikt z nas nie zna końca tego konfliktu. Wiemy jednak, że nabiera on bardzo dramatycznych w tej chwili wymiarów – ocenił premier i dodał, że zagrożenie konfliktem globalnym jest poważne oraz realne.

Maria Piechowska przyznaje, że spodziewa się w przyszłym roku rozmów Moskwy i Kijowa na temat przerwania działań zbrojnych na froncie. Ekspertka zastrzega jednak, że samo zamrożenie wojny nie będzie oznaczało jej końca. – To de facto danie czasu Putinowi na przegrupowanie armii, po którym znowu zaatakuje Kijów – tłumaczy rozmówczyni.

Ukraińcy z PTSD i dostępem do broni. Efekt kuli śniegowej

Koniec wojny albo tylko jej zamrożenie odsłoni wiele problemów w Ukrainie, w tym militaryzację społeczeństwa. W domach Ukraińców może być nawet 5 mln niezarejestrowanych sztuk broni palnej, nie wliczając w to granatów – alarmował niedawno wiceminister spraw wewnętrznych Bohdan Drapatyj. Broń wyciekła z magazynów wojskowych i została porzucona przez Rosjan na froncie. – Z jednej strony to wzmacnia odporność Ukraińców na kolejne rosyjskie ataki, a z drugiej jest olbrzymim zagrożeniem – mówi Maria Piechowska.

Ma na myśli efekt kuli śniegowej. Może powstać, gdy ludzie z traumami, depresją i PTSD, w tym weterani, nie będą umieli odnaleźć się w trudnej, powojennej rzeczywistości, a jednocześnie utrzymają łatwy dostęp do broni. Według Światowej Organizacji Zdrowia takich Ukraińców z problemami psychicznymi jest ok. 10 mln. Jednak nieoficjalne szacunki mówią w tym kontekście nawet o większości społeczeństwa.

– Dlatego już teraz polscy psychologowie, psychiatrzy i terapeuci powinni szkolić w Ukrainie swoich kolegów po fachu, bo po wojnie będzie ich brakowało. Musimy w tym zakresie wspierać sąsiada. Straumatyzowani Ukraińcy z dostępem do broni, którzy nie dostaną pomocy od specjalistów, mogą spowodować duży wzrost przestępczości i poważnie destabilizować sytuację w kraju – tłumaczy ekspertka PISM.

Ukraińskie biliony dolarów ukryte w ziemi. Skuszą Donalda Trumpa?

Po wojnie niezadowolenie Ukraińców mogą budzić: wysoki poziom bezrobocia, brak perspektyw i po prostu bieda. Bo inwazja Rosji zniszczyła około jednej trzeciej miejsc pracy w kraju. – Wielkie przedsiębiorstwa na wschodzie Ukrainy, jak np. Azowstal w Mariupolu czy Azot w Siewierodoniecku, zrujnowano do ostatniej cegły. Kopalnie w Donbasie w dużej mierze zostały zalane. Odbudowa tego wszystkiego będzie niesamowicie kosztowna i powstaje pytanie, czy w ogóle powojenna Ukraina będzie w stanie mieć wielki przemysł – mówi Maria Piechowska.

Zastrzega, że Kijów może postawić na rozwój branży IT, w której już jest mocny, a także na wydobycie tytanu, grafitu i litu. Ukraińskie złoża tych surowców szacuje się na biliony dolarów. – Wołodymyr Zełenski kusi Donalda Trumpa dostępem do tych złóż w zamian za wsparcie Kijowa. A ono jest kluczowe w odbudowie Ukrainy. Jeśli go zabraknie, złość i radykalizacja Ukraińców mogą rosnąć – tłumaczy.

Sfrustrowani mogą być też wewnętrzni przesiedleńcy, którzy uciekli spod ostrzału Rosjan. Oficjalne statystyki mówią o 4,8 mln wewnętrznych uchodźców, ale może być ich nawet o 2 mln więcej. Części nie stać na wynajem mieszkań albo nie mogą ich znaleźć. Żyją więc np. w kontenerowcach, gdzie tłoczą się po kilka osób. – Wielu nie ma pracy ani pieniędzy. Są więc zagrożeni ubóstwem i bezdomnością. Ten problem będzie musiało udźwignąć państwo ukraińskie, a ono przecież jest w fatalnej kondycji – podkreśla ekspertka.

Powojnie w Polsce. „Skrajny scenariusz, ale prawdopodobny”

Adresatem powojennej złości Ukraińców będzie Zachód, jeśli zmusi ich do oddania części swoich ziem Rosjanom, a w zamian nie da obietnicy wpuszczenia do NATO ani nawet do Unii Europejskiej. Ukraińcy mogą wtedy utknąć na dziesięciolecia w strefie wpływów Putina, ze zrujnowaną gospodarką i brakiem perspektyw na dobrobyt.

– Może to potęgować rozgoryczenie Ukraińców i prowadzić ich do radykalizacji. Nie tylko zresztą w Ukrainie, ale także w Polsce. Bo tu jest ten scenariusz, o którym wcześniej wspominałam. Według niego część weteranów dołączy do swoich żon i dzieci w Polsce. Mogą przywieźć ze sobą swoje problemy, frustracje i skłonności do zatargów z prawem. To jest skrajny scenariusz, ale niestety prawdopodobny, jeśli Polska i Zachód już nie będą mu przeciwdziałały – stwierdza moja rozmówczyni.

„Ukraiński naród znika, a z nim państwo”. „Sytuacja jest fatalna”

Zapaść demograficzna to kolejny problem Ukrainy, który tylko spotęgowała wojna. Na początku 2022 roku żyło tam ok. 41 mln ludzi, a teraz – według różnych szacunków – od 25 mln do 37 mln osób.

– Nie można tego precyzyjnie określić, bo od bardzo dawna nie było tam spisu powszechnego. W każdym razie Ukraińcy mają do czynienia z poważnym kryzysem demograficznym. Po 2014 roku odpadła im część ludności Krymu, części Donbasu, a po 2022 roku kolejnych podbitych terytoriów. Dodajmy do tego 6,5 mln uchodźców, którzy uciekli przed wojną na Zachód, a także ok. 1,3 mln obywateli Ukrainy z wschodnich terenów, którzy zostali zmuszeni do wyjazdu do Rosji albo pojechali tam z własnej woli. Wielu Ukraińców zginęło podczas ostatniej inwazji. Krótko mówiąc, Ukraina szybko się wyludnia – mówi Maria Piechowska.

Jak dodaje ekspertka, rodzi się tam coraz mniej dzieci i nic nie zapowiada tego, by miało się coś zmienić. – Z kryzysów demograficznych jest bardzo trudno wyjść. Nawet jeśli teraz każda Ukrainka w wieku rozrodczym urodziłaby trójkę dzieci, to efekt tego byłby odczuwalny dopiero za ok. 20 lat. A przecież do tego nie dojdzie. W przypadku tej zapaści trudno już cokolwiek zrobić, żeby dało rezultat w dającej się przewidzieć perspektywie czasowej. Sytuacja jest fatalna, a Putin ją jeszcze tylko pogłębia, uprowadzając ukraińskie dzieci. Bo chce unicestwić naród ukraiński – podkreśla.

Bez rozwiązania problemu z niską dzietnością trudno znajdować optymistyczne scenariusze na odbudowę Ukrainy i jej dobrobytu. Od demografii uzależnione są m.in.: system emerytalny, rynek pracy, tempo rozwoju gospodarczego. – Można więc powiedzieć, że ukraiński naród znika, a z nim państwo – stwierdza.

– Do zatrzymania tego procesu nie wystarczyłby powrót do Ukrainy 6,5 mln uchodźców? – pytam ekspertkę.

– Nawet jeśli zapanuje pokój, to nie liczyłabym na masowy powrót tej rzeszy ludzi. Są już drugi, trzeci rok na Zachodzie, np. w Polsce czy Niemczech. Wiele z nich odnalazło się tutaj ze swoimi dziećmi. Z każdym kolejnym rokiem będzie im coraz trudniej wrócić do Ukrainy. Prędzej spodziewałabym się przyjazdu do nich zdemobilizowanych po wojnie mężczyzn. Dlatego nie sądzę, by ruch migracyjny uchodźców rozwiązał kryzys demograficzny Ukrainy – ocenia ekspertka.

Matki na uchodźstwie tym bardziej nie chcą wracać, bo widzą zapaść systemu edukacji w ojczyźnie. – Nauka w części tamtejszych szkół, zwłaszcza w pobliżu frontu, od lat pozostaje zdalna, bo najpierw wybuchła pandemia, a później COVID płynnie przeszedł w wojnę. To przełożyło się nie tylko na problemy edukacji, ale również na złą kondycję psychiczną dzieci. Nie dość, że cierpią na traumy wojenne, to jeszcze pozostają w izolacji od rówieśników. Będą miały duży problem w odnalezieniu się w powojennym społeczeństwie. W tym sensie wychodzenie z wojny będzie trwało przez całe dekady – opisuje moja rozmówczyni.

Po wojnie Polska i Ukraina pokłócą się o fachowców? Radość Putina

Po wojnie Ukraina będzie potrzebowała budowlańców do podniesienia kraju z gruzów, ale także terapeutów, lekarzy i pielęgniarek. Według Marii Piechowskiej nasz sąsiad będzie próbował ściągać z Polski tych fachowców. Może proponować im dumpingowe stawki albo zakazać swoim specjalistom wyjazdu z kraju, co spowoduje wzrost napięcia między naszymi państwami.

– Rzecz jasna, jeśli tak się stanie, wykorzysta to rosyjska propaganda. Spotęguje nagonkę na uchodźców w Polsce, która przecież już ruszyła. Służby Putina i Łukaszenki mogą do tego użyć takich metod jak ostatnio, kiedy zatrudniły Ukraińców do akcji dywersyjnych w naszym kraju. Chodziło o to, by wzbudzić w Polakach strach i niechęć do uchodźców. Ale powtórzmy: czarne scenariusze nie muszą spełnić. Mówimy o nich, by do tego nie dopuścić. Powinniśmy pomóc Ukraińcom i sami uodpornić się na kremlowską dezinformację – podsumowuje moja rozmówczyni.

Źródło: tokfm.pl

Więcej postów

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*