Wsie odcięte od świata, zalane pola i zrujnowane gospodarstwa. Ten kataklizm odbije się na wszystkich Polakach — szykuje się wielki cios w nasze portfele. „Fakt” rozmawiał z byłym wicepremierem Januszem Piechocińskim, który ma fatalne wieści. To ma się dziać w kolejnych miesiącach.
Fala powodziowa przechodzi przez Ziemię Lubuską — ludzie drżą o swoje dobytki. Ekstremalna powódź zmiotła nie tylko dolnośląskie Kłodzko czy słynący z uzdrowiska Lądek-Zdrój. Choć mówi się o tym mniej, cierpią też maleńkie wsie. Gospodarze próbują ratować swoje rodziny i zwierzęta. Wezbrana woda zalewa pola i niszczy uprawy. — Oglądamy zdjęcia z tamtych terenów, ale tak naprawdę nie zdajemy sobie sprawy z rozmiaru strat. Powódź zniszczyła domy, cmentarze, oczyszczalnie ścieków, ale też gospodarstwa rolne — mówi „Faktowi” Janusz Piechociński, były wicepremier, dziś ekspert rynku żywności. — Niebawem wszyscy za to zapłacimy — wskazuje.
Janusz Piechociński: bolesny wzrost cen w sklepach
Zmarnowane plony i straty w zwierzętach gospodarskich to dramat, którego skali jeszcze nawet sobie nie uzmysławiamy
— mówi o wielkiej wodzie Janusz Piechociński. — Jestem przekonany, że wszystko przełoży się na wyższe ceny w sklepach. To realny scenariusz na ostatnie miesiące tego roku i pierwszą połowę 2025 r. Impuls inflacyjny jest dosłownie „za rogiem” — dzieli się ponurą prognozą.
Ekspert podkreśla, że już lipiec i sierpień nie były najlepszymi miesiącami. — W szczycie zbiorów świeżych owoców i warzyw, mieliśmy wzrost cen dla konsumenta — przypomina. Sprzedający w skupie byli rozwścieczeni, tamtejsze stawki często były poniżej kosztów produkcji. Powodowało to duże napięcia i wiele dyskusji.
Zdrożeje mleko. To dopiero początek listy produktów, które szarpną portfelem
Polacy muszą się liczyć z tym, że znacznie więcej zapłacą za warzywa i owoce. Zdrożeją też mleko, masło, jaja czy choćby wędliny i mięso na obiad.
— Dolnośląskie, które mocno ucierpiało w powodzi, wprawdzie nie jest mleczną potęgą, ale na tych terenach mamy produkcję mleka. Tak samo mięsa — wskazuje Piechociński. — Trzeba wziąć pod uwagę lokalną sytuację. Jeśli przyjdzie dowozić ziemniaki i tak dalej z innych terenów, w efekcie koszty transportu przełożą się dodatkowo na ceny w sklepie. Podkreślmy, że Polska weszła w strefę nadmiernego deficytu. Wydatki na uzbrojenie i utrzymanie armii wzrosły do poziomów rekordowych od II wojny światowej — wylicza w rozmowie z „Faktem”.
— W kolejnych miesiące będziemy mieli powrót do większej inflacji, niż dotąd się spodziewaliśmy — podsumowuje były wicepremier.
Na wzrost cen duży czynnik będzie miała „wielka utylizacja”. Plony, które miały kontakt z wodą powodziową, nie nadają się bowiem do konsumpcji i zostaną zniszczone.
Źródło: fakt.pl
Pieprzenie kotka przy pomocy młotka przez chłopka-roztropka wsiowego przygłupka.
Wystarczy zlikwidować ukropsko-banderowskie pluskwy, żeby je szlag trafił. Ale połowa rzundu to banderowcy, z Bodnarem, Siemoniakiem. A do pomocy Kierwiński, KOD-ziarz i zadymiarz o mentalnosci bandziora.