W całej sprawie istotny jest też fakt, w jaki sposób dowiedziałem się o scysji Radosława Sikorskiego z prezydentem Ukrainy.
Radosław Sikorski brał udział w konferencji Yalta European Strategy, która w dniach 13-14 września odbyła się w Kijowie. 13 września podczas wieczornej sesji moderowanej przez byłego ministra spraw zagranicznych Szwecji Carla Bildta, wywiązała się dyskusja na temat scenariuszy zakończenia wojny.
Sikorski, który — dodajmy — nie był podczas tej sesji panelistą, zabrał głos i rozważał scenariusz, w którym kwestia przynależności Krymu zostałaby odłożona w czasie, a zarząd nad półwyspem przejęłyby w tej lub innej formie siły ONZ.
Oburzenie ukraińskiej dyplomacji jest jednak o tyle zaskakujące, że o możliwości innego niż militarne rozwiązania kwestii Krymu i przywrócenia ukraińskiej integralności terytorialnej za pomocą środków dyplomatycznych mówił jeszcze we wrześniu 2022 r. w wywiadzie dla agencji Reutera sam prezydent Wołodymyr Zełenski.
Przede wszystkim jednak o tym, iż Ukraina nie jest i nie będzie w stanie odbić wszystkich okupowanych przez Rosję terytoriów, mówili w rozmowach ze mną podczas tej samej konferencji w Kijowie, w której brał udział Radosław Sikorski, zarówno zachodni, jak i — co istotniejsze — również ukraińscy politycy.
Kijów, co zrozumiałe, oficjalnie głosi, iż wojna nie może się zakończyć inaczej jak powrotem do granic z 1991 r. Równocześnie jednak w kuluarach dla wszystkich czołowych polityków było absolutnie jasne, że stanowisko to jest jedynie stanowiskiem oficjalnym, a wojna zakończy się kompromisem również terytorialnym.
Zakulisowe rozmowy w Kijowie. Jak faktycznie zakończyć wojnę
Dyskusja w trakcie konferencji w Kijowie tak naprawdę w znikomym stopniu dotyczyła tego, jak wrócić do legalnych granic Ukrainy, a poważne, zakulisowe rozmowy skupiały się na odpowiedzi na pytanie, jak zapewnić Ukrainie bezpieczeństwo, tak aby koniec działań wojennych nie był jedynie przerwą w wojnie, a jej faktycznym końcem.
Co istotne, wyraźnie wyczuwalne było przesunięcie nastrojów w kierunku dla Ukrainy korzystnym. Większość wpływowych ekspertów głosiła otóż pogląd, że innej opcji, która dawałaby Kijowowi realne gwarancje bezpieczeństwa, niż przyjęcie Ukrainy do NATO, tak naprawdę nie ma.
Jednoznacznie do przyjęcia Ukrainy do NATO wzywał również skądinąd prezydent Aleksander Kwaśniewski. Problem polega na tym, że do kroku takiego nie są gotowi na razie czołowi politycy mocarstw zachodnich.
Sikorski, mówiąc o scenariuszu z wykorzystaniem ONZ, wyszedł oczywiście poza ramy oficjalnego stanowiska, ale tak naprawdę nie powiedział niczego dla poważnych analityków zaskakującego. Jego słowa są niczym innym, jak wyrazem uznania rzeczywistości taką, jaką ona jest, a nie taką, jaką chcieliby ją widzieć skłonni do ignorowania realiów romantycy.
Polska – jeśli miałaby ograniczyć się do powtarzania jedynie oficjalnego stanowiska – nie zyska na tym niczego poza tym, że nie będzie się liczyć w rozmowach o zakończeniu wojny.
To strona ukraińska poinformowała o przebiegu spotkania
Tym, co jest zasadniczym pytaniem, jest natomiast to, dlaczego słowa Sikorskiego spotkały się z taką, a nie inną reakcją ukraińskiego MSZ, który słynie wszak z hiperrealizmu, a nie romantyzmu. Wskazówką może być fakt, iż rozgłos słowom ministra Sikorskiego nadały ukraińskie media, a stało się to po ujawnieniu przez Onet przebiegu spotkania szefa polskiej dyplomacji z prezydentem Ukrainy, w czasie którego — jak informowaliśmy — doszło do bardzo wyraźnej scysji, której nie wywołał jednak Sikorski, a Zełenski.
Dodatkowym, wartym odnotowania szczegółem jest fakt, że o złej atmosferze spotkania Sikorskiego z Zełenskim poinformowała mnie pierwotnie strona ukraińska, która — jak wszystko na to wskazuje — liczyła na to, iż dzięki temu powstanie artykuł stawiający w złym świetle szefa polskiego MSZ.
Tak się jednak nie stało, więc wydaje się, iż powstała pilna potrzeba znalezienia innej możliwości wywarcia presji na Polskę.
Pojawienie się najpierw doniesień medialnych o wypowiedzi szefa polskiej dyplomacji, a następnie reakcji ukraińskiego MSZ na jego słowa to najprawdopodobniej jedynie kolejny krok ukraińskiej dyplomacji, mający na celu wpłynięcie na Warszawę, by ta popierała Kijów tak, jak do tej pory, czyli bez oczekiwania na wzajemność.
Źródło: onet.pl
Może by tak uderzyć po mordzie uykropków-banderowcówe????
Ukraina niczego nie odzyska. Dzień po dniu traci terytorium a Rosja nic nie już odda z powrotem. Wycofała się z Buczy i w podziekowaniu dostała zainscenizowaną rzeź. Również Miński i Stambuły to już przeszłość. Trzeba było brać jak dawali. Czarno to widzę dla Ukraińców.