
W Polsce rośnie stopa bezrobocia – widać to i w danych GUS, i w danych Eurostatu. Powodów do paniki nie ma: wiele krajów może nam wręcz zazdrościć. Na statystyki wpływają niedawne zmiany w prawie i zwolnienia grupowe ogłoszone przez wielkie państwowe firmy. Ale w jednej grupie, szczególnie wrażliwej, wzrost bezrobocia faktycznie powinien niepokoić.
Bezrobocie w Polsce delikatnie, ale systematycznie idzie w górę. Taki stan rzeczy utrzymuje się od czerwca, kiedy stopa bezrobocia rejestrowanego wzrosła o 0,2 punktu procentowego, do 5,2 proc. W lipcu wzrost w takiej skali się powtórzył. W sierpniu dynamika nieco wyhamowała – stopa bezrobocia poszła w górę o 0,1 pkt. procentowego, do 5,5 proc. Jest bardzo prawdopodobne, że we wrześniu nie było inaczej – według szacunkowych danych Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, stopa bezrobocia w ostatnim miesiącu trzeciego kwartału wyniosła 5,6 proc. Jeśli Główny Urząd Statystyczny potwierdzi ten szacunek, w porównaniu z wrześniem 2024 r. będzie ona o 0,6 pkt. procentowego wyższa.
Wzrost bezrobocia wśród młodych w Polsce to fakt
– Ta krzywa zaczęła nam wzrastać – mówi nam Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego, ekspert w dziedzinie rynku pracy. – W dużej mierze wpływają na to zmiany legislacyjne.
Chodzi o wejście w życie nowej ustawy o rynku pracy i służbach zatrudnienia. Można powiedzieć, że ułatwiła ona rejestrację bezrobotnych – od 1 czerwca br. można rejestrować się w urzędzie pracy w miejscowości, w której się mieszka, a nie w miejscu zameldowania. Można też skorzystać w tym celu z indywidualnych kont online. Ta większa elastyczność „zasila” statystyki – podkreśla konsekwentnie minister Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, pytana o wzrost stopy bezrobocia.
Ale to tylko część obrazu polskiego rynku pracy. – Tym, co rzeczywiście widać w statystykach, jest większy udział – w ujęciu rok do roku – osób młodych i osób dotychczas niepracujących w ogólnej grupie bezrobotnych – mówi Andrzej Kubisiak. – W tych dwóch grupach, które możemy rozpatrywać łącznie, bezrobocie delikatnie wzrosło – widać to i w danych GUS, i w badaniu BAEL Eurostatu (badanie aktywności ekonomicznej ludności – red.).
W najnowszym biuletynie statystycznym GUS, w danych dotyczących liczby osób bezrobotnych do 24. roku życia (według stanu na koniec miesiąca), liczby pokazują to bardzo wyraźnie. Na koniec sierpnia 2025 r. liczebność grupy zarejestrowanych młodych bezrobotnych wyniosła 111,6 tys. Na koniec lipca było to jeszcze 105,3 tys., na koniec czerwca – 98,8 tys., na koniec maja – 96 tys., zaś na koniec sierpnia 2024 liczba zarejestrowanych bezrobotnych do 24. roku życia wynosiła 95,9 tys.
Jak podał Eurostat, w sierpniu w całej UE stopa bezrobocia w tej grupie wyniosła 14,6 proc., podczas gdy w Polsce było to 12,9 proc. (wobec 12,8 proc. w lipcu, 12,7 proc. w czerwcu i 12,6 proc. w maju – w danych Eurostatu też widać więc ten wzrost).
Przypomnijmy przy okazji, że w sierpniu – po miesięcznej przerwie – Polska wróciła do pierwszej trójki, jeśli chodzi o najniższą stopę bezrobocia w krajach członkowskich UE. Według metodologii Eurostatu uplasowała się ona w naszym kraju na poziomie 3,2 proc. (taki sam poziom mieli Czesi). Lepiej wypadły tylko Słowenia i Malta, gdzie stopa bezrobocia ukształtowała się na poziomie 2,9 proc. Unijna średnia za sierpień to 5,9 proc.
Mniej ogłoszeń na stanowiska juniorskie. AI zaczyna zmieniać rynek pracy?
– Mimo lekkiego wzrostu poziomu bezrobocia, pozostaje ono nadal na stosunkowo niskim poziomie, zwłaszcza jeśli porównamy je z poziomami bezrobocia w pozostałych krajach Unii Europejskiej. To, co natomiast obserwujemy niepokojącego na rynku pracy, to malejąca liczba ogłoszeń na stanowiska juniorskie – Anna Tietianiec, ekspertka rynku pracy Manpower, wskazuje, że dane statystyczne dotyczące bezrobocia wśród młodych znajdują potwierdzenie w realiach rynku pracy.
– Coraz więcej firm decyduje się na wykorzystanie narzędzi opartych na sztucznej inteligencji, które automatyzują najczęściej najprostsze i najbardziej powtarzalne zadania. Największy spadek tego typu ofert notujemy w branży IT, jednak powoli przelewa to się również na inne branże – wyjaśnia. – Przeglądając portale ofert pracy, z łatwością dostrzeżemy, że liderem wymagań w stosunku do kandydatów jest doświadczenie. To odbija się najbardziej na kandydatach, którzy dopiero wchodzą na rynek pracy i nabywają swoje pierwsze doświadczenia.
– Młodzi ludzie są zawsze najbardziej narażeni na ryzyko bezrobocia, ponieważ nie posiadają doświadczenia i wiedzy na temat tego, jak poruszać się na rynku pracy – zauważa Andrzej Kubisiak z PIE. Jak mówi, „historycznie bezrobocie w tej grupie jest zawsze najwyższe”. – Do tego od mniej więcej dwóch lat firmy nie generują zbyt dużo nowych ofert, co odbija się właśnie na grupie, która tę pracę dopiero próbuje znaleźć, a nie na pracownikach cieszących się stabilnym zatrudnieniem.
Ekspert PIE także zwraca uwagę na rolę, jaką na rynku pracy zaczyna odgrywać AI, choć, jak podkreśla, „na razie mamy tu więcej dowodów anegdotycznych”. Niemniej – mówi w rozmowie z Interią – wskazują one na „potencjalny wpływ sztucznej inteligencji na powstawanie nowych miejsc pracy dla stażystów, praktykantów; stanowisk juniorskich, ponieważ w obecnej rzeczywistości można już zlecać algorytmowi proste zadania„.
– Zanim jednak uwierzymy w tę koncepcję w Polsce, to pewnie nasycenie naszego rynku pracy AI musiałoby być większe – tymczasem według danych GUS w 2024 r. tylko niespełna 6 proc. firm korzystało z AI. W pewnym stopniu sztuczna inteligencja może jednak wpływać na skalę rekrutacji – przyznaje Andrzej Kubisiak.
Niesprzyjające młodym osobom okoliczności na rynku pracy mogą mieć długofalowe skutki. – Trend ten jest o tyle niepokojący, że jeśli dziś nie będziemy inwestować w rozwój młodych talentów, za jakiś czas, nie będziemy mieć na rynku dostępnych specjalistów, ekspertów, którzy przeszli swoją ścieżkę zawodową od stanowiska entry-level (dla początkujących – red.) – mówi Anna Tietianiec z Manpower. – Wyzwanie, przed jakim stoją aktualnie pracodawcy, to połączenie korzyści, jaka płynie z używania AI, z wartością, jaką wnoszą młode talenty do organizacji.
Skokowy wzrost bezrobocia nam nie grozi
Zasadniczo jednak nie ma powodów do obaw, jeśli chodzi o kondycję szerokiego rynku pracy – uspokaja Andrzej Kubisiak. – Dane GUS, które za sierpień pokazują bezrobocie na poziomie 5,5 procent, są też przecież w okolicach historycznych minimów w Polsce, czyli około 5-procentowej stopy bezrobocia – zauważa.
– Oczywiście, niektóre branże i sektory są w lepszej kondycji, inne w gorszej, ale trudno mówić o permanentnym kryzysie – dodaje. – Szeroki rynek pracy w Polsce jest raczej na etapie mocnej stagnacji. Według najnowszego badania Miesięczny Indeks Koniunktury PIE, 80 proc. firm deklaruje, że chce utrzymywać poziomy zatrudnienia. Tak jest od kilku kwartałów. Ale utrzymuje się też przewaga deklaracji o nowych rekrutacjach nad deklaracjami dotyczącymi redukcji zatrudnienia.
– Mimo pewnego schłodzenia, które obserwujemy na rynku pracy, prognoza zatrudnienia na IV kwartał nadal pozostaje dodatnia, we wszystkich badanych przez nas sektorach rynku – mówi Anna Tietaniec. – Największy optymizm panuje wśród firm z sektora nauk przyrodniczych i ochrony zdrowia oraz dóbr i usług konsumenckich. Ma to związek zarówno z inwestycjami w rozwój w obszarze life-science, zmianami w polskiej służbie zdrowia, a także pikiem bożonarodzeniowym, na który szykuje się branża e-commerce. Optymizm wykazują również firmy z branży energetyki i usług komunalnych. Branża IT, mimo że zaliczyła największy spadek dynamizmu zatrudnienia, nadal deklaruje pozytywną prognozę zatrudnienia na nadchodzące miesiące.
– Żadne długoterminowe prognozy, czy to KE, czy OECD, nie przewidują dla Polski skokowego wzrostu bezrobocia – podkreśla Andrzej Kubisiak z PIE. – Dodatkowo nastroje firm poprawiają się – po raz pierwszy od około pół roku w badaniach sentymentu widać przewagę pozytywnego nastawienia. Przedsiębiorstwa zauważają dopływ nowych zamówień i wzrost sprzedaży, ożywa zatem strona popytowa. Ponadto dane GUS z września pokazują, że nastroje konsumentów są najlepsze od pandemii. Otoczenie zagraniczne się polepsza, wyniki eksportu od kilku miesięcy są w trendzie zwyżkowym – z perspektywy rynku pracy to dobrze, bo większy popyt na dobra i usługi firm generuje większe zapotrzebowanie na pracę. Z tymi pozytywnymi nastrojami firmy wchodzą w IV kwartał i 2026 rok, w którym musimy spożytkować szybko gigantyczne środki z KPO. Oznacza to boom inwestycyjny, który też będzie budował popyt na zatrudnienie.
Według najnowszej analizy Manpower, 45 proc. polskich przedsiębiorstw deklaruje, że nowe stanowiska powstaną w związku z rozwojem ich organizacji. Kolejne 28 proc. planuje zatrudnienia w ramach ekspansji na nowe rynki i regiony. Dążenie do większej różnorodności kadrowej wskazało 25 proc. firm, natomiast postęp technologiczny i związaną z nim potrzebę nowych kompetencji – 23 proc. przedsiębiorstw. Co piąta organizacja planuje zwiększyć zatrudnienie, by zrealizować projekty lub tymczasowe inicjatywy. Generalnie z prognoz rekrutacyjnych Manpower na IV kwartał br. wynika, że co czwarty pracodawca w Polsce planuje zatrudniać nowych pracowników (51 proc. firm nie przewiduje zmian kadrowych, 18 proc. zapowiada redukcje, a 2 proc. nie ma jeszcze sprecyzowanych planów).
Zwolnienia grupowe w Polsce. Na statystyki wpływają państwowe molochy
W ostatnich miesiącach dyskusję o sytuacji na krajowym rynku pracy zdominowały doniesienia o zwolnieniach grupowych planowanych przez duże firmy, często z kapitałem zagranicznym.
– Oczywiście, są zagraniczne firmy, które wychodzą z Polski, bo mają swoje własne problemy – część z nich szuka destynacji poza UE. Będą to wyzwania regionalne i branżowe, ale Polska na pewno nie powinna brać udziału w wyścigu po najniższe pensje i wynagrodzenia; to nie jest rozwojowe – komentuje Andrzej Kubisiak.
I podkreśla: – Paradoksalnie w statystykach GUS największa pula zwolnień grupowych dotyczy sektora państwowego. To w dużej mierze efekt restrukturyzacji w Poczcie Polskiej, która jest bardzo dużym pracodawcą; częściowo jest to też wpływ zwolnień w PKP Cargo.
Na Pocztę Polską wskazuje też sam resort pracy w komunikacie o zwolnieniach grupowych z 8 października. „W okresie styczeń – wrzesień 2025 r. pracodawcy zgłosili zamiar objęcia zwolnieniami grupowymi 89,5 tys. pracowników” – przekazało MRPiPS, zaznaczając, że 65 proc. zgłoszeń dotyczyło wypowiedzeń zmieniających warunki pracy lub płacy, a nie zwolnień definitywnych. Resort Agnieszki Dziemianowicz-Bąk zwraca uwagę, że duża część zapowiedzi zwolnień grupowych dotyczy Poczty Polskiej, „co znacząco wpłynęło na ogólną statystykę i nie odzwierciedla sytuacji całego rynku pracy”.
„Zmiany w warunkach zatrudnienia pracowników to efekt m.in. ograniczania produkcji w wyniku zmian otoczenia gospodarczego, restrukturyzacji zakładów pracy (np. w PKP Cargo, czy Poczcie Polskiej), wdrażania automatyzacji (np. w bankach, instytucjach finansowych), robotyzacji (w zakładach produkcyjnych), czy likwidacji oddziałów zagranicznych firm w związku z koniecznością optymalizacji działalności gospodarczej” – dodaje ministerstwo.
– Dużej fali zwolnień grupowych nie widać – a wręcz w II kwartale, z którego pochodzą najnowsze dostępne dane (BAEL, Eurostat), widać wzrost zatrudnienia o niespełna 140 tys. osób i przepływy z grupy osób bezrobotnych i biernych zawodowo do grupy osób zawodowo czynnych. To zadawałoby kłam teorii o zapaści na polskim rynku pracy – podsumowuje Andrzej Kubisiak.
Źródło: interia.pl
Dodaj komentarz