
Polskiemu rządowi udało się we wstępnym przydziale Komisji Europejskiej uzyskać największą pożyczkę w ramach programu SAFE. Do wzięcia są 44 mld euro na zbrojenia, czyli prawie 190 mld zł. Lista projektów jest tajna, a branża zachodzi w głowę, czy te pieniądze zostaną w Polsce, a jeśli tak, to w jakim wymiarze. Rada Ministrów już o tym pomyślała i pracuje nad rozwiązaniami, które będą premiować polskie przedsiębiorstwa. Od przedstawicieli firm zbrojeniowych słyszymy, że MON prowadzi rozeznanie: dostają maile między innymi z pytaniami o bezzałogowce. — Ktoś musiał usiąść i zrobić dobry research — mówi „Faktowi” przedstawiciel przemysłu obronnego.
Program SAFE, który jest elementem planu dozbrajania Europy, polski rząd odnotowuje jako duży sukces. To blisko 44 mld euro unijnej, długoterminowej pożyczki z 10-letnim okresem karencji i spłatą rozłożoną nawet na 45 lat. 19 państw członkowskich opracowuje teraz krajowe plany inwestycyjne, opisujące wykorzystanie przypisanych im wstępnie kwot. Wcześniej, żeby dostać swój przydział, ministerstwa obrony musiały wysłać do KE listę projektów, które docelowo wzmocnią potencjał obronny Europy. W ten sposób Komisja przypisała wnioskom konkretne sumy.
— Ta lista nie jest dostępna na chwilę obecną — mówi w rozmowie z „Faktem” prezes Polskiej Izby Producentów Na Rzecz Obronności Kraju (PIPnROK) Sławomir Kułakowski. Oficjalnie nie wiadomo na razie, ile z projektów, dzięki którym MON otrzymał blisko 44 mld euro, dotyczy polskich firm, ani jaka część tej kwoty „zostanie” w polskim biznesie. Nieoficjalnie jednak wiemy, że MON intensywnie pracuje nad rozeznaniem w branży.
Szykują się gigantyczne inwestycje w polski przemysł dronowy
Co do zasady program SAFE jest skierowany na rynek europejski. To jeden z podstawowych warunków, bowiem komponenty pochodzące spoza UE (i dodatkowo Norwegii, Islandii, Lichtensteinu i Ukrainy) nie mogą przekroczyć 35 proc. wartości konkretnego zamówienia. Unia umacnia w ten sposób własny rynek. Tak, by kontrakty nie wypływały do USA czy Korei Południowej — w przypadku Polski to problem, bo wymienione kraje są dla nas typową destynacją zakupów militarnych. Potwierdza tę intuicję prezes PIPnROK:
Problem związany z kooperacją zagraniczną (pozaunijną — red.) stanowi dylemat. Jeśli weźmiemy za przykład przyszłą produkcję czołgu K2 (umowa podpisana przez Polskę z firmą Hyundai Rotem, pierwsza w 2022 r. — red.), to tam jest 95 proc. komponentów z Korei Południowej. W związku z tym ten projekt nie kwalifikuje się pod ten program.
Ale szereg innych projektów — np. prowadzony przez Grupę WB, największy polski prywatny koncern zbrojeniowy, produkujący drony rozpoznawcze, które wspierają front w Ukrainie — już tak. Firma w 2025 r. rozpoczęła masową produkcję, lokalizacja pozostaje tajemnicą.
W procedurze wydatkowania jest jeszcze jedna zmienna: pieniądze z pożyczek mają być przekazywane na projekty zgłaszane przez co najmniej dwa kraje. Od tej reguły przewidziano wyjątek, ale tylko w pierwszym roku funkcjonowania SAFE. W takich warunkach lokalna branża zbrojeniowa może dużo zyskać — przy założeniu, że pierwotna lista projektów zgłoszonych przez MON w znaczącym stopniu uwzględnia krajowy biznes. Zwłaszcza że program SAFE przewiduje możliwość finansowania już podpisanych umów (o ile spełniają wszystkie inne wymogi). I wiele wskazuje na to, że sporo zyska.
MON rozpoznaje grunt?
W rozmowach z przedstawicielami polskich firm zbrojeniowych, którzy zastrzegają anonimowość, słyszymy powtarzającą się informację o prowadzonym przez MON „rozpoznaniu”. Administracja resortu ma lokalizować wybrane firmy z różnych sektorów zbrojeniowych i dopytywać np. o techniczne warunki systemów obronnych, którymi dana firma dysponuje.
— Tak, dostaliśmy zapytanie od MON. Dość szczegółowe, o system antydronowy, którym dysponujemy — informuje nas jeden z rozmówców. Zapytany o program SAFE precyzuje, że w zapytaniu MON nie pojawiła się nazwa unijnego programu. — Dostaliśmy pytanie o systemy bezzałogowe — wtóruje inny rozmówca. — Ktoś musiał usiąść i zrobić dobry research. Sprawdzono poszczególne elementy i dopytywano na przykład, skąd pochodzą — ocenia ekspert z branży dronowej, któremu przekazaliśmy treść maili od MON, pytając o ocenę działań resortu. Miałoby to wskazywać na bezpośredni związek z programem SAFE, który przewiduje maksymalnie 35 proc. komponentu pozaunijnego.
W tym kontekście warto odnotować, że 19 września br. wiceszef resortu obrony Cezary Tomczyk poinformował o doprecyzowaniu specustawy, która weszła w życie niewiele wcześniej — 6 września br. To regulacja rządowa, która upraszcza procedurę zakupową na linii Siły Zbrojne RP — firma produkująca systemy bezzałogowe. Specustawa przewiduje wyłączenie procedur z prawa o zamówieniach publicznych w sytuacji, gdy dany sprzęt przeszedł testy i został zarekomendowany przez wojsko. Cezary Tomczyk do specustawy wydał decyzję o urzędowej definicji sprzętu „przetestowanego” — tak, by nie było wątpliwości, co oznacza.
W przedmiotowej sprawie przekazaliśmy już pytania do MON. Czekamy na odpowiedź.
Źródło: fakt.pl
Dodaj komentarz