
Zadłużenie państwa przekroczy – według unijnej metodologii – 60 proc. PKB jeszcze w tym roku. Oficjalne dane o deficycie są jednak niewiarygodne – mówią ekonomiści. W przyszłym roku poza budżetem rząd wyda bowiem aż pół biliona złotych. Rząd tłumaczy, że wysoki deficyt dostał po PiS. Wskazuje też, że ograniczył inflację, przez co do państwowej kasy wpływa dużo mniej pieniędzy.
Dług publiczny na koniec II kw. 2025 r. wyniósł 1769,6 mld zł, co oznacza wzrost o 3,3 proc. kwartał do kwartału (+56,3 mld zł) – podało w ubiegłą środę (10 września) Ministerstwo Finansów.
W porównaniu z końcem 2024 r. zadłużenie państwa wzrosło aż o 158 mld zł (+9,8 proc.).
Polska jest jednym z najszybciej zadłużających się państw w Europie. Zawdzięczamy to potężnym wydatkom socjalnym (5. miejsce w UE pod względem wysokości transferów socjalnych w relacji do PKB) oraz obronnym.
Ekonomiści mówią o zbliżającej się katastrofie i monstrualnymi wydatkami poza budżetem
W przyszłym roku dług – liczony wg unijnej metodologii – przekroczy konstytucyjny maksymalny limit i wyniesie aż 66 proc. PKB.
– Przy wartości 80-90 proc. PKB możemy powtórzyć scenariusz grecki – uważa były wiceminister finansów, główny ekonomista BCC prof. Stanisław Gomułka.
Na alarm biją też inni ekonomiści. Zarówno prezes Instytutu Finansów Publicznych dr Sławomir Dudek, jak i ekspert BCC ds. makroekonomii, a także główny ekonomista Grant Thornton dr Marcin Mrawiec, zwracają uwagę, że jesteśmy karmieni od lat nieprawdziwymi danymi na temat stanu finansów publicznych.
Jak wskazuje dr Mrowiec, państwowy dług publiczny powinien pokazywać to, co pokazuje tak zwana „definicja europejska” – czyli przekroczenie pułapu 60 proc. PKB przez dług w tym roku.
Tymczasem Ministerstwo Finansów właśnie poinformowało, że będzie to 60,4 proc. PKB na koniec 2025 – oraz prawie 67 proc. na koniec przyszłego roku.
Żonglowanie długiem. Rada Dialogu Społecznego ma zastrzeżenia do budżetu na 2026 rok
Takie rozróżnienie długu na „krajowy” i „unijny” pozwala ministerstwu skonkludować plan budżetowy na rok przyszły w następujący sposób: „przewidywana relacja państwowego długu publicznego do PKB wyniesie 48,9 proc. w 2025 r., a następnie wzrośnie do 53,8 proc. w 2026 r., pozostając poniżej progu ostrożnościowego 55 proc. określonego w ustawie o finansach publicznych”.
W konstytucji mamy zakaz zadłużania powyżej 60 proc. PKB, zaś ustawa o finansach publicznych przewiduje konieczność równoważenia budżetu „z roku na rok”, gdyby do takiej sytuacji miało dojść. Tymczasem żadnych istotnych działań w tym kierunku nie widać. Przeciwnie.
W ubiegłą środę (10 września) podczas Rady Dialogu Społecznego (RDS), gdzie zajmowano się przyszłorocznym budżetem państwa, obecni tam przedstawiciele pracodawców zwrócili uwagę, że projekt jest nie tylko bardzo napięty, ale też mało odporny na ewentualne szoki, spowodowane wydarzeniami gospodarczymi i politycznymi na świecie.
Dodał, że w obliczu procedury nadmiernego deficytu, której wciąż podlegamy, rząd powinien przeprowadzić działania zmierzające do oszczędności, w tym rewizji największych programów socjalnych jak „Rodzina 800 plus”. Program ten pochłania znaczną część środków przeznaczonych na transfery społeczne – w 2025 roku była to kwota około 63 mld zł.
Zdaniem BCC w programie tym powinno zostać wprowadzone kryterium dochodowe, a nie tylko powiązanie świadczenia z aktywnością zawodową jednego z rodziców – jak planuje to zrobić rząd w odniesieniu do cudzoziemców.
– Ten wydatek nie pozostawia miejsca na nowe, rozwojowe wydatki inwestycyjne. Szczególnie niepokojące jest to w sytuacji, gdy udział ogólnych wydatków inwestycyjnych wynosi zaledwie ok. 18 proc. PKB i jest w dużej mierze „nakręcany” jednorazowymi wydatkami publicznymi, głównie finansowanymi z pożyczek w ramach unijnego programu KPO – zauważył Michałek.
Podobne zastrzeżenia pracodawców dotyczą programu „Aktywny rodzic”, którego finansowanie w 2026 roku ma wynieść około 6 mld zł.
Prezydent wskazuje, gdzie należy szukać pieniędzy na socjale
Do dyskusji o stanie finansów państwa włączył się również prezydent Karol Nawrocki, chociaż jego inicjatywy ustawodawcze dotyczące m.in zerowego PIT-a dla rodzin z dwójką dzieci i więcej, których koszt dla budżetu to wysokość ok. 24 mld zł, nie idą w kierunku „zaciskania pasa”.
Jednak, jak argumentuje w komunikacie prasowym do WNP Kancelaria Prezydenta PR, Polskę byłoby stać na taki ubytek w budżecie, gdyby rząd przeprowadził niezbędne reformy.
Ośrodek prezydencki zwraca również uwagę na „znikome kwoty CIT”, które wpłacane są do budżetu przez korporacje międzynarodowe. Nie wskazuje jednak, czy prezydent w takim razie poprze podatek cyfrowy dla amerykańskich gigantów.
Kancelaria Prezydenta podkreśla, że w prezydenckim projekcie ustawy o preferencjach w podatku PIT dla rodzin z dwójką dzieci zawarto szereg propozycji, które „mobilizują rząd do reform oraz dają organom skarbowym lepsze narzędzia do uszczelnienia dochodów z VAT i CIT”.
Nie ma powodów do paniki? Minister wskazuje winnych
Straumatyzowany niedawną reakcją rynków finansowych (chodzi m.in. o obniżenie perspektywy Polsce przez jedną z największych i najbardziej dotąd życzliwych nam agencji ratingowych – Fitch) rząd broni się jak oblężona twierdza.
W wystąpieniu pod koniec sierpnia po prezydenckiej Radzie Gabinetowej minister finansów i gospodarki Andrzej Domański zaznaczył, że dochody budżetowe rosną z dwucyfrową dynamiką.
W szczególności dochody z VAT w roku 2024 wzrosły o 18 proc. względem roku 2023,43 mld zł więcej. W ciągu 7 miesięcy roku 2025 dochody z VAT poszły w górę niemal o 11 proc., czyli były wyższe o 18 mld zł.
Wskazał też na zmniejszenie luki VAT z ponad 13 proc. w roku 2023 do poniżej 7 proc. w roku 2024. Jak ocenił, to pokazuje, że Krajowa Administracja Skarbowa działa sprawnie i efektywnie.
Domański często przypomina też publicznie, że nałożenie na Polskę procedury nadmiernego deficytu w 2024 r. przez Radę UE to efekt działań rządów PiS-u, który zostawił finanse państwa w katastrofalnym stanie.
Podkreśla również, że „odziedziczył” inflację przekraczającą 8 proc., a na koniec lipca spadła ona do nieco ponad 3 proc. dodając przy tym, że obniżenie inflacji o 1 pkt proc. oznacza o ok. 12 mld zł mniej dochodów w budżecie.
– Nasi poprzednicy dzięki napędzanej, wręcz szokowej inflacji w pewien sposób „wyrastali z długu”. Szacujemy, że tylko w ciągu 8 lat ich rządów – dzięki inflacji, która uderzała w portfele Polaków – obniżyli w sposób sztuczny relację długu do PKB o niemal 21 pkt proc. To jest dług, który PiS, który nasi poprzednicy zaciągnęli z kieszeni Polaków. Nasz rząd ten dług sukcesywnie spłaca Polakom, polskim rodzinom – powiedział Domański.
Ministerstwo Finansów przesłano nam dokładniejsze wyliczenia dotyczące „zbijania długu inflacją”, które publikujemy poniżej.
I chociaż eksperci, którym pokazaliśmy te wyliczenia, przyznają, że trudno się z nimi nie zgodzić, to mówią też, że do „odziedziczonych” już deficytów rząd dołożył też swoje wydatki socjalne, zamiast je redukować.
– Poza tym to, że była wysoka inflacja i „zjadła” realną wartość obligacji i realną wartość złotego, nie powinno to być argumentem broniącym zaniechań po stronie ograniczania wydatków ani aktywności po stronie ich zwiększania – podsumowuje krótko Marcin Mrowiec.
Źródło: wnp.pl
Dodaj komentarz