
Pośród priorytetów obronnych, które powinny być realizowane w pierwszej kolejności, szczególne miejsce zajmuje produkcja amunicji w Polsce przez krajowy przemysł zbrojeniowy. Tysiąc samobieżnych armatohaubic, które kupimy (dostawy już trwają), musi mieć czym strzelać. Rząd ma pomysł, jak to zrobić, ale co z jego wykonaniem?
- Produkcja amunicji w kraju jest wciąż największą bolączką polskiej obronności. Coraz więcej spółek chce budować kompetencje do jej produkcji.
- Polska ma do tego niezbędny potencjał, tyle że dotąd był on niewykorzystany. Podejmowane decyzji i działania sugerują, że uda się w końcu rozwiązać ten problem.
- Mamy zbudować nowe fabryki i kupić potrzebne do nich technologie i linie produkcyjne. Problem w tym, że to musi potrwać, a czas goni jak nigdy wcześniej.
O konieczności zwiększenia produkcji amunicji w Polsce, ale również w Europie i na świecie, słyszymy już od dawna. To też wciąż największa bolączka krajowego sektora obronnego. W obecnej skomplikowanej sytuacji międzynarodowej skala amunicyjnych wyzwań wciąż rośnie.
– My nie produkujemy amunicji, my ją składamy z komponentów zakupionych za granicą, z prochem włącznie. Nie mamy w Polsce zdolności do produkcji amunicji. Dotacja z Unii w wysokości ponad 2 mln euro, jaką uzyskał Dezamet w ramach programu Act in Support of Ammunition Production, zostanie zapewne przeznaczona głównie na zakup za granicą podzespołów i materiałów do jej produkcji. Za to się linii produkcyjnych i fabryki nie postawi – mówi WNP PL gen. Waldemar Skrzypczak, były szef Wojsk Lądowych.
Zdaniem generała musimy jak najszybciej zbudować własny potencjał amunicyjny, bo podczas wojny nikt nam jej z zagranicy nie przywiezie. Mamy zamówione setki czołgów, dział samobieżnych kupowanych za granicą. Kupujemy do nich również amunicję. Tylko czy – gdyby wybuchła wojna – na pewno dostaniemy ją szybko i w takiej ilości, jaką będziemy potrzebować? Czy raczej będziemy zmuszeni prosić się o amunicję za granicą, jak robi to teraz Ukraina?
Mieliśmy już taki przypadek za czasów kierowania resortem obrony przez Mariusza Błaszczaka, kiedy zamówionej w 2022 r. amunicji z Republiki Południowej Afryki nie dostarczono do Polski ze względu na to, że producent bał się, iż zostanie ona przekazana Ukrainie. W sytuacji zagrożenia ryzyko odcięcia dostaw z pobudek politycznych może znacznie wzrosnąć.
– Czas na dyskusję już się skończył. Musimy jak najszybciej mieć amunicję – przestrzega gen. Skrzypczak.
Podejmowane obecnie decyzje wskazują, że ani w rządzie, ani w MON czy Polskiej Grupie Zbrojeniowej nikt nie ma co do tego wątpliwości. To wciąż trudny problem, ale według analityków wojskowych w końcu wydaje się możliwy do rozwiązania.
Polska zrezygnowała z kupna licencji na produkcję nowoczesnej amunicji. „Zasadniczy błąd”
Zarówno rząd, jak i sam wicepremier i minister brony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz mówią o konieczności zwiększenia zdolności produkcyjnych amunicji artyleryjskiej 155 mm w Polsce. Chcą budować nowe fabryki amunicji i zapowiadają do realizacji wskazanych celów wykorzystanie już istniejącego potencjału polskich firm zbrojeniowych, także prywatnych.
Jak te deklaracje przekładane są na konkretne działania dotyczące zwiększenia produkcji amunicji? Co już zrobiono i czego można się spodziewać w najbliższym czasie w programie budowania amunicyjnej autonomii polskiego przemysłu zbrojeniowego?
Aby zrozumieć, jak to się stało, że polskie firmy nie mają zdolności do produkcji amunicji, konieczna jest szybka podróż w nieodległą przeszłość.
– Zasadniczym błędem było zaniechanie kupna licencji na produkcję nowoczesnej amunicji. Nie zdecydowano się na to. W efekcie przez lata pchano duże pieniądze w polski przemysł, który miał ją produkować, ale bez większego rezultatu – mówi WNP.PL gen. dr Adam Duda, były szef Inspektoratu Uzbrojenia.
O co chodzi? Otóż w 2015 r. niemiecka firma Rheinmetall zaproponowała polskiemu przemysłowi licencję na montaż amunicji czołgowej DM-63. Na początek zaproponowali nam 20 tys. pocisków oraz penetratory do nich ze spieków wolframu. Z czasem pocisk przechodzić miał stopniową polonizację.
Dodajmy, że była to wówczas nowoczesna amunicja przeciwpancerna, która skutecznie mogła penetrować pancerze reaktywne czołgów, jakie zaczęła wówczas stosować w najnowszych maszynach Rosja. To wtedy było ostatnie słowo niemieckiego przemysłu w kwestie amunicji.
Polscy czołgiści strzelali wówczas z amunicji znacznie starszej, czyli mniej skutecznej. Jak wspominają specjaliści, projekt został wyrzucony do kosza, i to dosłownie, przez ówczesnego ministra obrony Antoniego Macierewicza. W efekcie przemysł do dziś nie ma technologii produkcji nowoczesnych pocisków przeciwpancernych.
Samodzielnie produkujemy jedynie proch czarny
Nie tylko o pociski czołgowe chodzi. Nie ma nadal fabryki produkującej proch wielobazowy, niezbędny do produkcji nowoczesnej amunicji. W Polsce produkujemy jedynie tzw. proch jednobazowy, w którym nitroceluloza stanowi nawet 97 proc. składu.
Tyle że ten główny składnik jest też kupowany za granicą. Prochy bardziej zaawansowane, tzw. dwu- lub wielobazowe na potrzeby produkcji amunicji artyleryjskiej i czołgowej, kupujemy za granicą. W ich składzie nitroceluloza również jest najważniejsza, ale stanowi zaledwie 50-60 proc. składu takiego prochu.
Samodzielnie produkujemy jedynie proch czarny, który już dwa wieki temu stracił bezpośrednie zastosowanie militarne. Jesteśmy za to prymusem w produkcji amunicji myśliwskiej. Wojskowa Akademia Techniczna w 2018 r. opracowała technologię produkcji nowoczesnego prochu dla polskiej armii, m.in. do produkcji amunicji czołgowej i artyleryjskiej, w którym 80 proc. nowego środka miotającego stanowił heksogen, materiał wybuchowy produkowany przez polski przemysł.
Skończyło się tak jak w wielu podobnych przypadkach – po hurraoptymistycznych informacjach wokół pomysłu WAT-u zapanowała cisza. Kolejną przymiarką do pozyskania technologii produkcji nowoczesnych prochów dla polskiego przemysłu były negocjacje offsetowe przy zakupie francuskich śmigłowców wielozadaniowych EC-752 Caracal.
Zakończyło się to „uwaleniem” umowy i karą 80 mln zł, którą musieliśmy zapłacić Francuzom. Ostatnie decyzje rządowe dają jednak nadzieje, że po wielu latach indolencji i zaniechań problem produkcji własnego prochu i amunicji zostanie w końcu rozwiązany.
– Pod koniec ubiegłego roku zapadła decyzja o przekazaniu 3 mld zł na budowę fabryki amunicji. 2 mld złotych trafiły już do Funduszy Inwestycji Kapitałowych i właśnie trwa otwarty proces składania wniosków o dofinansowanie z funduszu. W najbliższych tygodniach pojawią się wnioski związane z budową całego łańcucha wartości, jeśli chodzi o budowę fabryki amunicji. Jestem przekonany, że to nie koniec dobrych informacji dla Polskiej Grupy Zbrojeniowej w tym miesiącu i że już w najbliższych dniach zrobimy kolejny krok w kierunku budowy fabryk amunicji 155 mm – zapewnia Jakub Jaworowski, minister aktywów państwowych.
Musimy zakupić licencję na linie technologiczne do budowy prochu
Szef MAP dodaje, że uruchomienie tego finansowania to przykład dobrej współpracy w ramach rządu, bo to projekt zainicjowany właśnie przez resort aktywów państwowych i stworzony we współpracy z Ministerstwem Obrony Narodowej. Część środków na te inwestycje zapewniło Ministerstwo Finansów, które umożliwiło niestandardowe konstrukcje finansowe.
– To pokazuje determinację rządu w tej kwestii. Jedna ze spółek już złożyła wniosek o dofinansowanie na ten cel. Ja oczywiście w kapeluszu ministra nadzorującego PGZ będę kibicował PGZ, ale jako ministrowi konstytucyjnemu rządu zależy mi na tym, żeby ta fabryka powstała jak najszybciej, dlatego konkurencja i know-how sektora prywatnego też są tutaj kluczowe – twierdzi minister Jaworowski.
Uważa, że w ciągu produkcyjnym amunicji może się znaleźć 4-5 spółek, a ich produkcja roczna powinna wynieść 200-220 tys. szt., z czego 3/4 to byłaby amunicja kal. 155 mm. Mówi się o budowie nowej fabryki, a nawet fabrykach oraz o zakupie licencji na linie technologiczne do produkcji prochu.
Mamy je kupić we Francji. Tak jak poprzednią, zakupioną dla fabryki w Pionkach w 1922 r., która była używana przez prawie 100 lat. Poprzedni rząd ten zakład de facto zamknął, choć przekazał blisko 500 mln zł na zakup maszyn. Pieniądze jednak się rozeszły, a nowe maszyny nie pracują.
– Powiększamy nasze zdolności produkcyjne w części amunicyjnej, tej najbardziej obecnie oczekiwanej amunicji 155 mm. To wyzwanie, które stawia największe wymagania. Obojętnie jak dobry jest czołg, haubica czy armata, jeżeli nie będą miały amunicji, to będą tylko zwykłą taksówką, nic poza tym. Potrzeba nam zdolności produkcji prochów, materiałów wybuchowych, które są niezbędne do produkcji amunicji – mówi WNP.PL Krzysztof Trofiniak, prezes Polskiej Grupy Zbrojeniowej.
Uważa, że jeśli będziemy posiadać zdolności do własnej produkcji amunicji 155 mm, to będziemy także mieli możliwości do produkcji amunicji 120 mm, zarówno moździerzowej, jak i czołgowej oraz innych rodzajów amunicji poszukiwanych na polu walki, a także materiałów, które służą do produkcji rakiet, jak paliwo rakietowe.
PGZ w łańcuchu produkcji amunicji wielkokalibrowej posiada unikatowe zdolności
PGZ rozwija te zdolności. Bazuje przy tym nie tylko na środkach pozyskiwanych z Ministerstwa Aktywów Państwowych. To są głównie środki, które pozwalają spółkom na zwiększenie zdolności produkcyjnej. Przykładem jest Mesko oddział Kraśnik, gdzie ze środków państwowych, ale również własnych budowane są nowe linie produkcyjne dla pocisków Piorun. Również Pionki, gdzie wróci produkcja prochów, już teraz z własnych środków finansują zakup gruntów pod nowe hale.
– PGZ w łańcuchu produkcji amunicji wielkokalibrowej posiada pewne unikatowe zdolności na skalę naszego kraju, ale też na skalę Europy, a być może nawet trochę świata. Szczególnie w zakresie chemii zbrojeniowej. Są one jednak niewystarczające do potrzeb znacznego zwiększenia zdolności produkcyjnych – przypomina minister Jaworowski.
Jak w takim razie skutecznie możemy zwiększyć zdolności produkcyjne w chemii zbrojeniowej? W 2023 r. powołano Narodową Rezerwę Amunicyjną (NRA). Jej programem jest rozbudowa i dywersyfikacja narodowej bazy produkcyjnej amunicji wielkokalibrowej. Spółka zobowiązała się do dostarczenia 50 tys. sztuk amunicji kal. 155 mm oraz budowy nowej fabryki pocisków w Ząbkowicach Śląskich.
Ponadto państwowa Agencja Rozwoju Przemysłu utworzyła spółkę Polska Amunicja wraz z prywatnymi firmami zrzeszonymi w WPT Holding. Rząd Zjednoczonej Prawicy wybrał w ramach tego trzy podmioty prywatne do produkcji amunicji, nieposiadające doświadczenia w tym zakresie. Premier Mateusz Morawiecki, tydzień przed dymisją, podpisał tajną uchwałę, zgodnie z którą do tych spółek miało popłynąć ok. 14 mld zł.
Nowe kierownictwo Ministerstwa Obrony uznało, że rząd PiS, przekazując prywatnym firmom – niemającym doświadczenia ani kompetencji w produkcji amunicji – ogromne pieniądze, utracił kontrolę nad jej przyszłą produkcją, przez co nie zabezpieczył interesów państwa. W efekcie prywatne spółki opuściły Polską Amunicję. Spółka jednak przetrwała i obecnie w jej skład wchodzą: Agencja Rozwoju Przemysłu, Grupa WB, PONAR Wadowice i spółka TDM, specjalizująca się w procesach chemicznych. Grupa liczy na umowę na dostawy 300 tys. sztuk amunicji przez pięć lat. Chce też wybudować fabrykę amunicji.
Trwają negocjacje z Agencją Uzbrojenia w sprawie umowy na amunicję
– Agencja Rozwoju Przemysłu wskazała lokalizacje, w których mają powstać zakłady produkujące amunicję. Są one w zachodniej i południowo-zachodniej części Polski. Planujemy produkować od 100-150 tys. sztuk amunicji rocznie w ramach inwestycji, jaka zostanie zrealizowana zaraz po podpisaniu pierwszej umowy wykonawczej z Agencją Uzbrojenia – twierdzi Paweł Poncyliusz, prezes spółki Polska Amunicja.
Przyznaje, że jako Polska Amunicja są pogodzeni z faktem, że Skarb Państwa nie sfinansuje budowy fabryki, o czym mówił program Narodowej Rezerwy Amunicyjnej, którego celem była rozbudowa i dywersyfikacja krajowej bazy produkcji amunicji wielkokalibrowej oraz jej komponentów.
– Dlatego po podpisaniu umowy wykonawczej na dostawę amunicji sfinansują tę inwestycję w pełni z własnych środków, kredytów i innych instrumentów finansowych. Od strony rządu potrzebna jest tylko umowa, która pozwoli nam na pozyskanie funduszy na rynku – zapewnia prezes Poncyliusz.
Jak podkreśla, trwają negocjacje z Agencją Uzbrojenia w sprawie umowy na amunicję. – Czekamy na kontrakt, bez niego będzie trudno zrealizować nasze plany amunicyjne – przyznaje w rozmowie z WNP PL prezes spółki Polska Amunicja.
W ramach programu NRA MON zawarło w 2023 r. umowę ramową na dostawy amunicji z konsorcjum PGZ-Amunicja, którego liderem jest Polska Grupa Zbrojeniowa.
Pozostałe spółki tworzące konsorcjum to: Zakłady Metalowe Dezamet, Mesko, Zakłady Chemiczne Nitro-Chem, w których 2024 r. uruchomiono nową linię technologiczną przeznaczoną do elaboracji pocisków, dzięki czemu podwojono możliwości produkcyjne w tym zakresie, a także Zakład Produkcji Specjalnej Gamrat oraz Bydgoskie Zakłady Elektromechaniczne Belma.
Konsorcjum ma dostarczyć w latach 2024-2029 300 tys. kompletów amunicji artyleryjskiej kalibru 155 mm. Kontrakt o wartości ok. 11 mld zł pozwoli na odbudowę zapasów dla pododdziałów artylerii. Co do tego, jak obecnie zapasy te wyglądają, krąży wiele różnych informacji.
Dla firm istotne jest zapewnienie polskim dostawcom pewności zamówień
Dane na ten temat są tajne, a produkcja amunicji dla wojska wciąż rośnie. Tyle że wkrótce będziemy mieli ok. 1 tys. samobieżnych armatohaubic 155 mm. Zakładając, że w razie konfliktu każda z nich wystrzeli 100 pocisków dziennie, to już wskazuje skalę potrzeb.
– Powinniśmy mieć przynajmniej 1,2 mln sztuk jako zapas na czas potencjalnej wojny – uważa Grzegorz Niedzielski, prezes prywatnej Grupy Niewiadów. Gen. Skrzypczak mówi o zapasach rzędu co najmniej 3 mln sztuk. Mamy tyle? W każdym razie jeśli sytuacja pod tym względem nie jest aż tak zła, jak twierdzą pesymiści, to nie jest też aż tak dobra, jak mówią optymiści.
Grupa Niewiadów, największy polski prywatny producent amunicji, rozpoczęła już budowę fabryki amunicji wielkokalibrowej 155 mm, spełniającej standardy NATO – z własnych środków. Powinna być poważnie brana pod uwagę przez struktury rządowe jako partner i dostawca amunicji, tym bardziej że współpracuje z firmami prywatnymi i państwowymi z innych krajów NATO.
Dla firmy istotne jest zapewnienie polskim dostawcom pewności zamówień ze strony państwa. Tymczasem pomimo medialnych deklaracji przedstawicieli nie ma ze strony ministerstwa zainteresowania rozpoczętą przez grupę inwestycją. Liczy się czas, a Niewiadów oferuje konkretne zdolności produkcyjne od 2026 roku i pełną polonizację amunicji 155 mm.
Produkcja docelowo wynosić ma 180 tys. pocisków 155 mm rocznie. Na początek Niewiadów mówi o produkcji ok. 60 tys. takich pocisków. W grupie Niewiadów obawiają się, że brak dialogu w tak ważnym temacie nasuwa wątpliwość, czy MON faktycznie wykorzystuje istniejące możliwości dla poprawy stanu bezpieczeństwa RP.
Wiele polskich firm chce produkować materiały wybuchowe
Pod koniec 2024 r. pojawiły się informacje, że Mesko, Grupa Azoty i Agencja Rozwoju Przemysłu razem chcą produkować materiały wybuchowe. Podpisano list intencyjny w sprawie wytwarzania nitrocelulozy i prochów wielobazowych.
Grupa Azoty od lat była znana jako producent nawozów sztucznych. Za rządów PiS wymyślono, że zakłady będą produkować polimery. Pomysł ten i jego wykonanie doprowadziły do tego, że długi zakładu przekroczyły 9 mln zł. Ratując się przed bankructwem, zakłady – przy wsparciu rządu – wróciły do tego, co mogą robić dla obronności, czyli produkcji nitrocelulozy.
Mało kto wie, że zakłady już od dawna produkują jeden z najważniejszych składników do wytwarzania nitrocelulozy, czyli stężony kwas azotowy. Jest tak dobrej jakości, że kupuje je niemiecki Rheinmetall, by na jego bazie produkować nitrocelulozę. Gdyby zatem produkcję nitrocelulozy uruchomić w Azotach, to korzyść będzie nie tylko dla zakładów, ale również dla zwiększenia produkcji amunicji.
Rozwiązania wymaga jeszcze jeden problem. Aby powyższe plany się powiodły, niezbędne są nie tylko nowe fabryki i linie produkcyjne prochu i amunicji, ale również zniesienie absurdalnych przepisów administracyjnych, które komplikują nawet proste działania, utrudniają spółkom cywilnym dostęp do zamówień wojskowych i przyczyniają się do marnowania dużych pieniędzy. A jest ich nadal dużo.
Źródło: wnp.pl
05pe15