Polska gospodarka mocno przeregulowana. „Przez to jest powolna i ociężała”

niezależny dziennik polityczny

Polska przedsiębiorczość dokonała największego skoku w pierwszych latach po zmianie ustrojowej, kiedy zdjęto z niej większość regulacji i ograniczeń. Dziś przeregulowanie gospodarki spowalnia wszelkie procesy i ogranicza inwestycje – mówi WNP PL Przemysław Sztuczkowski, prezes Cognora.

  • – Nie tylko polska, ale i europejska gospodarka jest dziś przeregulowana – zauważa Przemysław Sztuczkowski. – Nie jesteśmy w stanie się dalej rozwijać, urzędnicy z Brukseli wciąż dokładają kolejne regulacje – dodaje.
  • Jak zauważa prezes Cognora, mamy niezwykle skomplikowany i nadmiernie rozwinięty system podatków. – Powinniśmy myśleć o jego uproszczeniu, tymczasem każda zmiana rządów prowadzi do jego kolejnego rozrostu – podkreśla.
  • – Zmiany legislacyjne, podatkowe czy wysokości oprocentowania bankowego potrafią zniweczyć opłacalność inwestycji, zanim jeszcze nowy zakład czy nowa linia produkcyjna zacznie pracować – uważa prezes Cognora. – Przepisy związane z inwestowaniem trzeba radykalnie i fundamentalnie zmienić – podkreśla.
  • Portal WNP PL obchodzi w tym roku 25-lecie. Specjalny, jubileuszowy projekt „25 na 25 WNP PL” to cykl rozmów z 25 osobami, które w godny uwagi sposób współkształtowały i współkształtują gospodarczy obraz naszego kraju. Finał cyklu planowany jest na Europejskim Kongresie Gospodarczym (23-24 kwietnia 2025 r.).

Jak ocenić ostatnie 25 lat przedsiębiorczości w Polsce. Co się udało, a co nie?

– Moim zdaniem nie da się ocenić minionego 25-lecia bez odwołania się do przełomu roku 1989 i warunków jakie wówczas stworzono przedsiębiorcom – poprzez tzw. ustawę Wilczka.

Ówczesny minister przemysłu Mieczysław Wilczek wprowadził ustawę, która w bardzo liberalny sposób regulowała działalność gospodarczą, likwidując większość obowiązujących wcześniej ograniczeń i koncesji. To była deregulacja na ogromną skalę i silny bodziec rozwojowy dla gospodarki. Mam nadzieję, że choć trochę podobny skutek będzie miała deregulacja, którą zaproponuje zespół, którym kieruje Rafał Brzoska.

Ta ustawa była także początkiem mojej działalności, bo wcześniej obrotu złomem mogły dokonywać tylko państwowe firmy. W tym czasie zacząłem działalność w handlu złomem, którą w kolejnych latach przekształciłem w firmę metalurgiczną.

Oczywiście z dzisiejszej perspektywy można narzekać, że coś można było zrobić lepiej, inaczej… Najlepszym przykładem jest tu krytyka reformy Leszka Balcerowicza. Dziś są całe zastępy mądrych, którzy „zrobiliby to lepiej”, ale wówczas tylko on zaproponował działające rozwiązania i wziął za nie odpowiedzialność.

Wszystkie kontynenty rozwijają się obecnie szybciej od Europy. Unia dopiero zaczyna mówić o deregulacji

Dlatego też ten okres przejścia od przemysłu państwowego do prywatnego oceniam bardzo pozytywnie, pomimo błędów, jakie zostały popełnione w czasach tej restrukturyzacji. Ówczesne reformy postawiły Polskę w zupełnie innym świetle.

Wówczas – pod względem kulturowym, technicznym i ekonomicznym – istniała ogromna przepaść nie tylko między Polską a krajami Zachodu, ale nawet niektórymi państwami bloku ludowych demokracji, np. Węgrami czy Czechami. Dziś te państwa wyprzedziliśmy, a różnice między Polska i krajami zachodnimi znacznie się spłaszczyły.

Myślę, że ten duch przedsiębiorczości, jaki wciąż mamy w kraju, to pozytywna pozostałość tamtych czasów.

Niestety, z czasem koncesji i ograniczeń znowu zaczęło przybywać, co było nie tylko winą naszych rządów, ale także administracji Unii Europejskiej.

Dziś europejska, a nie tylko polska gospodarka jest przeregulowana, a przez to – powolna i ociężała.

Nie jesteśmy w stanie się dalej rozwijać, urzędnicy z Brukseli wciąż dokładają kolejne regulacje. Teraz, kiedy okazało się, że wszystkie kontynenty rozwijają się szybciej od nas, zaczynają dopiero mówić o potrzebie deregulacji.

Na czym ta deregulacja powinna się skupić, na co położyć największy nacisk?

– Wystarczy posłuchać, gdy Rafał Brzoska mówi o sygnałach, które docierają do jego zespołu od przedsiębiorców, by zauważyć, że przeregulowany jest każdy aspekt gospodarki.

Gdybym miał wybrać jeden obszar, pewnie bym postawił na energetykę. Od dawna walczymy o tzw. linię bezpośrednią, czyli o to, żeby można było postawić własne źródło OZE, np. wiatrak poza terenem swojego zakładu i połączyć go bezpośrednio z tym zakładem, unikając wprowadzania energii w system krajowy, a co za tym idzie – bardzo wysokich opłat za udział w tym systemie. Dla przemysłów energochłonnych to bardzo ważny element, który może pomóc obniżyć koszty energii.

Nie możemy uzyskać na to zgody, więc nasze własne źródła mają być obciążone takimi samymi kosztami przesyłu, pięćdziesięcioprocentową opłatą solidarnościową, jak w przypadku kupna prądu w zakładach energetycznych.

Tym samym ewentualne korzyści z własnego źródła stają się dużo mniejsze. Kiedy prowadzę rozmowy z sektorem energetycznym, odnoszę wrażenie, że to przemysł jest tworzony dla spełniania potrzeb energetyki, a nie odwrotnie.

Jak w takim razie powinna wyglądać współpraca między biznesem a administracją, bo jednak całkowicie bez regulacji funkcjonować się jednak nie da?

– Przede wszystkim – nic o nas bez nas, czyli nic o energetyce bez energetyki, nic o biznesie, bez biznesu i tak dalej. Nowe regulacji trzeba tworzyć na podstawie rzeczywistych konsultacji. W praktyce natomiast konsultacje są często iluzoryczne, a wiele regulacji, zwłaszcza związanych z wprowadzeniem nowych opłat czy podatków, po prostu się narzuca. 

Muszę przyznać, że propozycja Donalda Trumpa, by każdy, kto chce stworzyć nową regulację, musiał znieść 10 innych, wydaje mi się interesująca.

To byłoby ciekawe. Za parę lat nie mielibyśmy ani jednego przepisu…

– Tym samym wrócilibyśmy do początku polskiej przedsiębiorczości sprzed 35 lat. Wówczas niemal wszystkie regulacje zniesiono – i nic złego się nie stało, żaden armageddon nie zniszczył kraju, a przedsiębiorczość się rozwijała. Potem chyba urzędnikom zaczęło się nudzić i ruszyli z wprowadzaniem coraz to nowych regulacji.

Może wyszli z założenia, że skoro przedsiębiorcom czy też firmom się tak dobrze wiedzie, to państwo też powinno coś z tego mieć?

– Od tego są podatki, prawda? Wystarczy wprowadzić rzetelny, przyjazny system podatkowy i każdy przedsiębiorca na pewno będzie płacił. Oczywiście, zawsze są czarne owce, ale mówię o większości spośród setek tysięcy przedsiębiorców.

Jak ostatnie polityczne i militarne konflikty wpłynęły na warunki prowadzenia biznesu w kraju?

– Na pewno odeszła do historii globalizacja w tak powszechnym stopniu, w jakim panowała przez ostatnie dekady. Przed laty uważałem, że globalizacja jest fantastycznym wynalazkiem ekonomicznym, bo rzeczywiście robi z całego świata jeden obszar handlowy. Część państw, szczególnie azjatyckich potraktowała natomiast globalizację jako wentyl do bardzo szybkiego, nieuczciwego rozwoju swoich gospodarek.

Myślę tu oczywiście o subsydiowaniu, dotowaniu swoich producentów i przemysłu. Dotowanie energii, eksportu, surowców powoduje, że z firmami otrzymującymi taką pomoc nie da się konkurować. Wynikiem jest relokacja niektórych branż przemysłu do tych krajów, gdzie koszty produkcji są niższe.

„Bezkrytyczne dociskanie klimatycznej śruby powoduje utratę przemysłu”. Firmy przenoszą produkcję do krajów, gdzie jej koszty są niższe

Tymczasem Unia Europejska dostrzega ten problem wolniej niż inne regiony i zbyt wolno reaguje na takie zmiany w globalnej ekonomii.

Zdecydowanie nie pomaga w tym dramatyczna hipokryzja Unii Europejskiej w kwestiach klimatycznych. Bezkrytyczne dociskanie śruby spowodowało, że coraz większa część przemysłu wytwórczego przeniosła się do Azji.

Teraz okazuje się, że bardzo niskie koszty produkcji w krajach azjatyckich czy afrykańskich wynikają z fatalnych warunków pracy i niskiego poziomu ochrony środowiska. Tym samym Unia, likwidując te branże na swoim terenie, de facto w skali globalnej zwiększa poziom zanieczyszczenia środowiska.

Czy polska dyplomacja ma do odegrania jakąś rolę w procesie wspierania zagranicznej ekspansji polskich firm? Czy takie wsparcie jest odczuwalne?

– Obecnie jesteśmy mniej aktywni na rynkach międzynarodowych, więc mogę tylko sięgnąć po przykład sprzed 25 lat, mając nadzieję, że dziś już wygląda to inaczej. Otwieraliśmy wówczas biuro handlowe w Chinach.

Polska miała wtedy w konsulacie w Szanghaju jednego radcę prawnego, który mógł wspomagać firmy. Niemcy w tym samym czasie przy swojej ambasadzie w Chinach mieli 300 radców prawnych, ukierunkowanych na wspomaganie niemieckich firm wchodzących na chiński rynek.

Pan Marek Łyżwa, który był wówczas radcą prawnym w Szanghaju, pomagał nam bardzo i był mocno zaangażowany, ale proporcja 1 do 300 zdecydowania działała na niekorzyść naszych firm. 

Jak pobudzić inwestycje w kraju?

– Wracamy do tego, o czym już mówiliśmy, czyli kwestii stabilności legislacji i nadmiaru regulacji. Inwestycje, szczególnie w branży metalurgicznej to wieloletni proces.

Zmiany legislacyjne, podatkowe czy wysokości oprocentowania bankowego potrafią zniweczyć opłacalność inwestycji, zanim jeszcze nowy zakład czy nowa linia produkcyjna zacznie pracować.

Przeregulowanie powoduje natomiast, że liczba potrzebnych zezwoleń i czas oczekiwania na każde z nich to kolejny element mogący odebrać inwestycji ekonomiczny sens. Mamy rok 2025. Nową walcownię w Siemianowicach budujemy od czerwca 2023 roku, ale pierwsze decyzje w tej sprawie były wydawane już w 2018 roku, czyli 7 lat temu i 5 lat przed rozpoczęciem robót.

Przepisy związane z inwestowaniem trzeba radykalnie i fundamentalnie zmienić. W obecnej sytuacji inwestorzy się pięć razy zastanowią, zanim podejmą jakiekolwiek działania.

Czy to nie jest też trochę spowodowane tym, że nasz system administracyjno-regulacyjny jest za bardzo wystawiony na zmiany polityczne co cztery lata? Nie mamy strategii działania na lata, lecz tylko doraźne skoki, liczone w kadencjach sejmu – i to nie całych, bo zwykle mija kilka miesięcy lub – jak obecnie – półtora roku, zanim nowa ekipa, po przeoraniu wszystkich resortów pięć pięter poniżej ministra, coś zaczyna robić.

– Moim zdaniem to sedno sprawy: brak stabilizacji polityczno-legislacyjnej, gospodarczej. Brak nam jakiejś części przepisów, która byłaby podstawą i której nie zmienia każda zmiana ekipy rządzącej. 

Co jest najgorsze dla firm w systemie podatkowym, a co jest w nim dobre? Czy są jakieś zmiany idące w pożądaną stronę?

– Na razie wszystkie zmiany są raczej na gorsze… Mamy niezwykle skomplikowany i nadmiernie rozwinięty system podatków. Powinniśmy myśleć o jego uproszczeniu, tymczasem każda zmiana rządów prowadzi do jego kolejnego rozrostu.

Kolejny problem to restrykcyjność tego prawa. Nawet za drobne błędy grożą bardzo wysokie kary. Sprawy karno-skarbowe trwają przy tym niezmiernie długo. Podobnie jak kontrole.

Urzędnicy tworzą regulacje wygodne dla siebie, bez rzeczywistych konsultacji z biznesem, więc my nie mamy na to żadnego wpływu. Nie mamy możliwości porozmawiać o tych pomysłach z ich autorami, wyjaśnić, jak działa przedsiębiorstwo i jaki wpływ na jego działanie wywierają konkretne regulacje – np. z zakresu kontroli.

Jak zadbać o budżet państwa i rozwiązać problem deficytu? Czy mocniej oszczędzać, czy wręcz odwrotnie: więcej wydawać – na rozwój, pobudzanie nowych inwestycji.

– Wiem, że dla wielu ekonomistów kwestia deficytu jest świętością. Niemcy wpisali to sobie nawet w konstytucję. Moim zdaniem podstawą decyzji prowadzących do ewentualnego powiększenia deficytu jest celowość i przyszłe korzyści z inwestycji.

Jestem zwolennikiem luźniejszej polityki budżetowej. Trzeba jednak pilnować, żeby te pieniądze były mądrze wydawane i przeznaczone na przemyślane, faktycznie stymulujące gospodarkę inwestycje.

Rozumiem, że tego typu dyscyplina finansowa i podejście celowe dotyczy także prywatnych inwestycji, np. budowy nowej walcowni Cognora w Siemianowicach?

– Oczywiście, zwłaszcza, że inwestowanie zrobiło się bardzo kosztowne – i mam tu na myśli nie tylko wysokie koszty kredytów, które w Polsce należą obecnie do najdroższych w całej Unii Europejskiej.

Poprawa produktywności wymaga stosowania nowoczesnych technologii, które same w sobie nie są tanie, a do tego wymagają zatrudniania ludzi o wyższych kwalifikacjach, a co za tym idzie – wymagających wyższego wynagrodzenia.

W tym wypadku musimy podążać tą drogą, równać do firm zachodnich, bo powszechne stosowanie automatyzacji i robotyzacji mocno odbija się na konkurencyjności i firmy, które tego nie robią, po prostu tracą. 

Czy w kwestii tzw. zielonej rewolucji także nadążamy za zmianą?

– W przypadku hutnictwa „zielona rewolucja” nie przyniosła wielu pozytywnych zmian. Konstrukcja całego tego systemu spowodowała utratę konkurencyjności przez unijny przemysł metalurgiczny i powoduje jego wymieranie w Europie.

Oczywiście, działalność ludzi ma wpływ na ocieplenie klimatu, ale nie wiem, czy aż tak duży, jak przekonuje część naukowców… Cykle ocieplania i ochładzania klimatu przebiegały w całej historii ludzkości. Poza tym, Europa ma tylko częściowy wpływ na całość tego zjawiska i samodzielne działanie Unii nie przyniesie zmiany trendu.

Działania osamotnionej Unii Europejskiej nie zbawią świata

Obecnie Unia Europejska chce zbawić świat, ale tylko powoduje wyrzucenie najbardziej emisyjnych rodzajów działalności z terenu Wspólnoty (gdzie podlegają one należytej kontroli i w ciągu wielu lat mocno zredukowały swe oddziaływanie na środowisko) do regionów, gdzie ten nacisk na czystość ekologiczną jest znacznie mniejszy. W skali globalnej emisje przez to zatem rosną, a kurczy się jedynie wiele branż unijnego przemysłu.

Musimy tak prowadzić politykę ochrony klimatu, żeby nie zabijać własnej gospodarki i nie prowadzić do ucieczki przemysłu do krajów, gdzie średnie emisje przemysłowe są wyższe niż u nas.

I tu znowu wracamy do kwestii celowych, przemyślanych inwestycji. Przez wprowadzenie zbyt ostrych limitów odległościowych zatrzymaliśmy rozwój energetyki wiatrowej i teraz nasz przemysł cierpi ze względu na wysokie ceny energii i jej ślad węglowy, który zmniejsza atrakcyjność naszych wyrobów.

Jeżeli potrzebujemy OZE, to musimy zrobić wszystko, co można dla usprawnienia inwestycji w ten obszar – ułatwić przeznaczani pod fotowoltaikę terenów poprzemysłowych, dać przemysłowi możliwość korzystania z tzw. łączy bezpośrednich, przygotować regulacje przyspieszające, a nie komplikujące inwestycje, a także finansowanie.

To w zasadzie refren, powtarzający się w tej rozmowie: przyspieszenie rozwoju wymaga uproszenia przepisów, skrócenia procesów uzyskiwania decyzji czy pozwoleń, przygotowania szybkiej ścieżki pozyskiwania finansowania tych inwestycji.

Źródło: wnp.pl

Więcej postów

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*