
SIŁĄ RZECZY || Stefan Kisielewski zwykł mawiać, że od mieszania herbata nie robi się słodsza. Podobnie od oszukiwania – a raczej prób oszukiwania – „rynków finansowych”, w żadnym razie nie przybędzie nam bogactwa, w tym pieniędzy.
Tymczasem politykom, jak się okazuje, nigdy dość uciekania się do podejmowania prób takich oszustw. Jedną z nich jest rozluźnianie reguł fiskalnych w finansach publicznych państwa, w tym reguły wydatkowej.
Polega to zazwyczaj na tym, że pod jakimś pretekstem władze jakiegoś państwa jakiś rodzaj wydatków tegoż państwa przestają wliczać do koszyka, zgodnie z którym mierzy się poziom deficytu finansów publicznych tego państwa w stosunku do jego PKB. I dzięki temu „na papierze” relacja tegoż deficytu finansów publicznych państwa w relacji do PKB – niczym za dotknięciem magicznej różdżki – zaczyna wyglądać lepiej.
To samo dotyczy niektórych organizacji państw, takich jak coraz bardziej wyradzająca się, niestety, w stronę federacji Unia Europejska, które w pewnych okolicznościach i pod pewnymi warunkami zezwalają (rzecz jasna: prawem kaduka) państwom członkowskim na to samo, czyli na nie wliczanie jakichś, ściśle określonych wydatków danego państwa w ściśle określonym czasie do koszyka, zgodnie z którym mierzy się poziom deficytu finansów publicznych tego państwa w relacji do PKB. Jak wiadomo, w UE takim dopuszczalnym, „zdrowym” poziomem jest deficyt finansów publicznych w wysokości maksymalnie 3 proc. PKB.
Źródło: dorzeczy.pl
5p4uoo