
— Stanął nade mną tak, że zablokował mi nogi. Wpychał ręce pod mundur, próbując dotknąć moich piersi. Wsadzał rękę pod spodnie. Przesuwał moją dłonią po swoim kroczu – relacjonuje szeregowa A. wizytę u dowódcy 14 brygady. W serii screenów z korespondencji i nagrań pułkownik namawiał kobietę do rozmów na kamerze „z głębokim dekoltem”, do zdjęcia z siebie szlafroka i zastanawiał się, co by było, gdyby zostali kochankami. Deklarował, że zwolni oficera prasowego, aby stworzyć dla niej stanowisko rzecznika brygady. Dowódca WOT złożył wniosek o odwołanie go dopiero po wysłaniu przez nas pytań prasowych w jego sprawie.
Uroczystość relacjonuje dziennikarka A. Udaje jej się przeprowadzić wywiad z gen. Kukułą. Podczas rozmowy ten proponuje jej, aby sama wstąpiła do WOT. Trzy lata później, już jako żołnierka Wojsk Obrony Terytorialnej, ta sama kobieta napisze do gen. Kukuły, że została zaatakowana seksualnie przez dowódcę 14ZBOT płk. Piotra Sulwińskiego. Odpowiedzi nie dostanie.
Oficer przez długi czas pozostaje bezkarny. Jego kłopoty zaczynają się dopiero po wysłaniu przez Onet pytań prasowych do wojska.
Spotkanie
A. nie decyduje się od razu na wstąpienie do wojska. Kocha swoją pracę dziennikarki i jej poświęca się bez reszty. Jednak podrzucona przez gen. Kukułę myśl kiełkuje jej w głowie, kiedy w kolejnych latach wraca do 14. brygady, aby relacjonować związane z nią wydarzenia.
Wojsko ją pociąga. W rodzinie zawsze było obecne. Jej przodkowie walczyli w Armii Krajowej. Dziadek przeszedł cały szlak bojowy z armią Andersa. W 14ZBOT ludzie wydają jej się przyjaźni, a wejście w struktury WOT wydaje się dobrym pomysłem na pogłębienie wiedzy o wojsku, także od strony dziennikarskiej.
14 brygada również pracuje nad tym, aby A. znalazła się w jej szeregach. Osoba z dziennikarskim doświadczeniem i pozytywnym stosunkiem do terytorialsów byłaby świetnym nabytkiem w ich biurze prasowym.
We wrześniu 2023 r. A. jedzie do Niechorza, aby przygotować materiał z uroczystej przysięgi. Wtedy poznaje dowódcę brygady płk. Piotra Sulwińskiego. Wysoki, postawny mężczyzna około sześćdziesiątki, sprawia wrażenie mocnego człowieka, dowódcy, któremu trudno się sprzeciwić. To przelotne spotkanie z młodszą o około 20 lat dziennikarką kończy się krótkim nagraniem dla radia.
Na przełomie czerwca i lipca A. przechodzi „szesnastkę”, czyli szkolenie podstawowe przed wstąpieniem do WOT. Na szkolenie przyjeżdża płk Sulwiński. Ni stąd, ni zowąd oznajmia, że A. zostanie nowym rzecznikiem 14 brygady. – To było dla mnie dziwne, bo ja w ogóle nie szykowałam się na rzecznika. A także niezręczne, bo pułkownik powiedział to przy osobie aktualnie pełniącej obowiązki rzecznika – mówi A.
W lipcu 2024 r. na nabrzeżu w Gryfinie A. składa przysięgę wojskową i otrzymuje stopień szeregowej. To dla niej podniosła chwila – czuje, że jedna z najważniejszych w jej życiu.
Pułkownik nie odpuszcza sprawy jej nominacji na rzecznika brygady. Przed świętem 14 brygady A. zwraca się do niego na komunikatorze z prośbą o wywiad. Rozmowa przebiega w następujący sposób:
Płk Sulwiński: „Wykończy mnie Pani… ale może to i dobrze… do zobaczenia”.
A.: „Dobrze nam idzie, głowa do góry”.
Płk Sulwiński: „Odwdzięczę się jak już będzie Pani rzecznikiem brygady ;)”
A.: „Do tego bardzo daleka droga :))))”
Płk Sulwiński: „Skrócimy… czego się nie robi dla wdzięczności :)”
Od tamtej chwili pułkownik zaczyna też skracać dystans między nim a podwładną.
Skracanie dystansu
Do kolejnego spotkania dochodzi 6 sierpnia przed świętem 14 brygady. Dla zachodniopomorskich terytorialsów ma być to ważny dzień. Szeregowa A. jedzie specjalnie do Szczecina, żeby z tej okazji nagrać umówiony wywiad z płk. Sulwińskim.
Pułkownik zaprasza ją do swojego gabinetu. – Bardzo nalegał, żebym zdjęła płaszcz, bo przecież gorąco. Wtedy po raz pierwszy poczułam z tyłu głowy dyskomfort: dlaczego on tak nalega? Odmówiłam – mówi A.
Nagranie wywiadu przeciąga się. Pułkownik jest trudnym rozmówcą. Źle buduje zdania, gubi się w wątkach. Nagranie siedmiu minut emisyjnej rozmowy trwa godzinę.
Kiedy nagranie się kończy, pułkownik wraca do roli, jaką jego zdaniem szer. A. powinna pełnić w brygadzie. Proponuje jej, żeby rzuciła media i została pełnoetatową rzeczniczką brygady. A. znowu odmawia. Wyjaśnia, że choć wojsko jest dla niej ważne, to dziennikarstwo – najważniejsze. Proponuje, że nadal będzie realizowała materiały dla brygady, ale nic więcej. Na tym staje. Szer. A. nadal promuje brygadę, ale w żadnym momencie jej służby nie otrzymuje stałej funkcji w biurze prasowym.
Pierwsze tygodnie służby w WOT są dla szer. A. bezcennym doświadczeniem. Jako dziennikarka zajmująca się wojskiem ma okazję poznać je od środka. We wrześniu w Dolny Śląsk uderza fala powodziowa. Szer. A. jedzie wraz z brygadą usuwać skutki powodzi i pomagać powodzianom w Głuchołazach i Kłodzku. Ma poczucie, że w ramach wojska robi coś ważnego.
Obok fizycznej pracy, nagrywa rozmowy z powodzianami. Wszyscy mówią to samo: gdyby nie wojsko, to by sobie nie poradzili. 14. brygada znowu dostaje świetną promocję.
W działaniach przeciwpowodziowych bierze też udział płk Sulwiński. Kiedy Szczecin czeka na wypłaszczoną już falę powodziową, dowódca 14 brygady uczestniczy w pracach sztabu kryzysowego pod miastem. Do sztabu przyjeżdża także szer. A. Pułkownik znowu musi występować przed kamerą i znowu nie jest z tego powodu zadowolony. W pewnym momencie odwraca się do niej i w obecności większej grupy ludzi mówi: „A. to ty powinnaś tu występować, nie ja”.
To był pierwszy raz, kiedy zwrócił się do niej po imieniu. – Od tamtej pory raz mówił „pani redaktor”, raz „A.” Skracał dystans. W końcu za którymś razem też odpowiedziałam na „ty” i tak już zostało – mówi A.
Kogut
Jeszcze w trakcie powodzi pułkownik dzwoni do szer. A. i zaprasza ją do swojego gabinetu w Szczecinie. Mówi, że powie jej parę słów do mikrofonu o tym, jak 14 brygada przygotowuje się na powódź. Kiedy A. przyjeżdża, pułkownik zmienia zdanie. Mówi, że nagrania jednak nie będzie. Za to robi jej kawę. Rozmawiają o niczym.
Mija kilka dni i pułkownik znowu kontaktuje się z szer. A. Informuje ją, że będzie na dużych ćwiczeniach w Trzebiatowie, gdzie mieści się siedziba podległego pod 14 brygadę 142 batalionu lekkiej piechoty. Pułkownik prosi, żeby A. też tam była, bo chce z nią o czymś porozmawiać.
Szer. A. stawia się w jednostce w Trzebiatowie ze sprzętem do nagrywania, przekonana, że chodzi o zrobienie materiału z ćwiczeń. Płk Sulwiński oświadcza jednak, że nie będzie rozmawiał z nią do mikrofonu. – Powiedział, że właściwie to chciał się napić ze mną kawy. Poczułam się bardzo niezręcznie, bo pułkownikowi i mnie, szeregowej, tę kawę przygotowywał dowódca batalionu w Trzebiatowie ppłk Głyżewski – mówi A.
Sytuacji, w których A. czuje się niezręcznie, robi się coraz więcej. Przy innej okazji znowu zostaje zaproszona do gabinetu pułkownika. Znowu jedzie tam z nadzieją, że nagra materiał. Znowu nic z tego nie wychodzi. Zamiast tego pije kolejną kawę z pułkownikiem. – Ja wciąż byłam szeregową z ledwie kilkutygodniowym stażem, a on przy mnie wzywał pełniącego obowiązki rzecznika prasowego starszego chorążego i rugał go jak dzieciaka, bo rzekomo ten nie wysłał do dowództwa jakichś materiałów. Ten chłopak był czerwony jak burak, cały chodził z nerwów. Próbował się bronić, mówił, że przecież wysłał. Wtedy pułkownik dał mu pięć minut, żeby przyniósł na to dowody. Byłam na „ty” z tym chorążym, zeszłam potem do niego i przepraszałam go za to, że byłam obecna przy tej sytuacji – mówi A.
Odnosi wrażenie, że pułkownikowi zależy, aby prezentować się przed nią jako osobowość silna i władcza, dowódca, który nie toleruje słowa sprzeciwu ani żadnej dyskusji. Przychodzi jej na myśl porównanie z kogutem, który na każdym kroku pokazuje, że jest tak mocny, że nikt nie może mu podskoczyć.
Ulubiona pani redaktor
W drugiej połowie października za spotkaniami zaczynają pojawiać się coraz bardziej prywatne wiadomości tekstowe na komunikatorze Signal.
— Kiedy prowadziłam program, on pisał: moja ulubiona pani redaktor. To jest taka sytuacja, w której człowiek nie wie do końca, jak się zachować. Chcesz być uprzejma, to twój zwierzchnik. Odpisywałam: mój ulubiony słuchacz – mówi A.
Z czasem wiadomości od pułkownika stają się coraz odważniejsze. „Dzień dobry no i miłego dnia życzę” – pisze rano 9 listopada. – „Nocka minęła spokojnie?”
A. wyznaje, że pomimo zmęczenia długo nie mogła zasnąć. Pyta, czy pułkownik też tak miewa.
— „Tak… stres wtedy góruje”
— „Jak sobie radzisz?”
— „Sex jest dobry” — odpisuje pułkownik. I po chwili: „Tzn. najlepszy jest”.
Pułkownik upiera się również, aby rozmawiać z A. przez komunikator, koniecznie na kamerce. „Tylko z kamerką i z głębokim dekoltem” – pisze 13 listopada.
W tej samej wymianie wiadomości pułkownik znowu wraca do propozycji awansu A. „Przyjmę Cię na rzecznika”.
— „Masz G.” — odpisuje A., odnosząc się do oficera pełniącego te obowiązki.
— „Jego zwolnię” — pisze pułkownik.
Dwa dni później sprawy przybierają zupełnie inny obrót.
Atak
15 listopada 2024 r. odbywa się w 14 brygadzie wcielenie do kolejnej „szesnastki”. Szer. A. znowu jest umówiona z pułkownikiem na nagranie. Wcześnie rano wyjeżdża z Trzebiatowa, aby być w Szczecinie na ósmą.
Wcielenie ma miejsce w dużej hali sportowej. Rekruci przechodzą przez kolejne stanowiska – lekarzy, psychologów, ubezpieczycieli etc. A. kręci się między nimi. W pewnej chwili dostaje informację, że zaraz się zjawi dowódca brygady. Ustawia się z mikrofonem blisko wyjścia z hali, żeby go złapać.
Niedługo potem do hali wchodzi płk Sulwiński. Robi przegląd, rozmawia z ludźmi. Szykuje się już do wyjścia, ale nagle się zatrzymuje. Zawraca i mówi coś do towarzyszącego mu podpułkownika. Z kolei ten podchodzi do żołnierza i też coś mu mówi. Żołnierz podchodzi do A. i mówi, że o dziewiątej ma być u płk. Sulwińskiego.
To za 10 minut. A. idzie z gotowym do nagrania sprzętem pod gabinet dowódcy. Po chwili sekretarka wpuszcza ją do obszernego pomieszczenia. A. siada przy biurku pułkownika w miejscu, w którym zwykle siadała, kiedy wcześniej nagrywała lub próbowała nagrywać dowódcę.
— Wtedy powiedział, że nagrania nie będzie, bo tematy „szesnastki” i wcielenia nie są godne jego rangi. To są dokładnie jego słowa – mówi A.
Szer. A. próbuje przekonać pułkownika, że skoro już przyszła z mikrofonem, to może jednak warto, ale ten jest nieugięty. Zaleca jej, żeby porozmawiała z żołnierzami. Sam nic nie powie. Zamiast tego zaprasza na kawę i ciastko. Znowu piją kawę i rozmawiają o niczym.
W pewnym momencie pułkownik bierze mikrofon z dyktafonem, który leży na biurku przed A., przenosi w odległy narożnik gabinetu i kładzie go na krześle. Otwiera drzwi i coś mówi do sekretarki. Zamyka drzwi.
A: — Wrócił do biurka, przy którym siedziałam, zaszedł mnie od tyłu i objął. Kiedyś trenowałam [izraelską sztukę walki] krav maga i trener opowiadał, że ćwiczymy, aby dać sobie szansę na to, żeby zachować się odpowiednio, kiedy ktoś nas zaatakuje. Ale zawsze też mówił, że w chwili ogromnego stresu człowiek nigdy nie wie, jak zareaguje. Możesz sobie wyobrażać na tysiąc sposobów, co zrobisz w danej sytuacji. Ale kiedy ona cię spotyka, to tak wcale nie jest. I to była ta sytuacja. A ja skamieniałam. Potem ktoś mi zarzucił, że nie krzyczałam. Sama się nie posądzałam o taką reakcję. Tak, nie krzyczałam. Teraz wiem, jak to jest, kiedy człowiek po prostu drętwieje.
A: — Zaczął mnie całować. Potem szarpnął krzesło, na którym siedziałam i odwrócił je w swoją stronę. Stanął nade mną w rozkroku tak, że zablokował moje nogi. On jest wielkim, silnym mężczyzną. Mój czubek głowy sięga mu mniej więcej do połowy policzka. Ale ja siedziałam. I to jest jeszcze coś innego, jak stoi nad tobą taki wielki chłop. Schylił się i znowu zaczął mnie całować po twarzy, po szyi, mocno, nachalnie.
A: — Kiedy się ocknęłam z tego znieruchomienia, nagle wybuchnęłam śmiechem. Ja mam tak, że w chwilach wielkiego stresu zaczynam się śmiać. Ale to trwało bardzo krótko. Za chwilę zaczęłam go odpychać. Byłam w mundurze. W mundurze żołnierza Wojska Polskiego. Ale on się nie hamował. Zaczął rozpinać mi ten mundur. Cały czas się broniłam i to mu się nie udało, więc podniósł mundur, potem wyszarpnął koszulkę ze spodni i próbował dotykać moich piersi. Pamiętam, że podniosłam rękę i próbowałam zasłaniać się łokciem. Nie krzyczałam, ale cały czas mówiłam: „przestań” „przestań”.
A: — Ale on nie przestawał. Próbował rozpiąć mi spodnie, ale to też mu się nie udało. Ja jestem jednak szczupła i te spodnie na mnie wisiały. Próbował włożyć pod nie rękę i to też mu się nie do końca udało. Dotykał mnie więc przez spodnie. Potem wziął mnie za rękę i przystawił ją do swojego krocza. Poruszał nią w górę i w dół. Miał wzwód. W końcu odzyskałam głos i coraz głośniej mówiłam: „Nie!” Po którymś razie, kiedy mówiłam już naprawdę głośno, byłam o krok od krzyku, on nagle przestał. I zaczął się śmiać, tak jakby to była taka luźna, żartobliwa sytuacja i właściwie nic się nie wydarzyło. Zaczął skakać, żeby pozbyć się podniecenia, na zasadzie: „zobacz, co mi zrobiłaś”. Chciał to obrócić w żart. Ja teraz sobie poskaczę, wszystko mi przejdzie i będzie śmiesznie.
A: — Kiedy jako dziennikarka rozmawiałam z ofiarami podobnych ataków, kobietami pokrzywdzonymi w różny sposób, to miałam do nich taką lekką pretensję, że nie walczyły o siebie. Przecież racja była po ich stronie do jasnej cholery! Dlaczego to one się wstydzą? Dlaczego one nie podnoszą głowy? Dlaczego one siedzą cicho? Dlaczego one są tak zastraszone? A teraz doskonale to rozumiem. Ja to bardzo dobrze rozumiem, bo to jest to, co ja teraz przeżywam.
A. szykuje się do wyjścia. Nerwowo wciska koszulkę w spodnie, poprawia mundur, zapina kilka rozpiętych guzików. W swoim odbiciu w szybie widzi, że jest cała czerwona. Odczuwa wstyd. Nie chce po sobie dać znać sekretarce, że cokolwiek się stało, kiedy wychodzi na korytarz.
Powrót
Na półpiętrze przystaje. Stara się ochłonąć. Próbuje doprowadzić się do stanu, w którym będzie mogła jakoś funkcjonować, wykonywać pracę dziennikarską. Przecież ma rozmawiać z żołnierzami o wcieleniu do „szesnastki”.
Na dole ma nagrywać rozmowy z żołnierzami, ale nie jest w stanie. Z tamtego dnia nie powstał żaden materiał dziennikarski.
Zamiast tego A. zaczyna się zastanawiać. Co robić? Wezwać Żandarmerię Wojskową? Zbyt dobrze zna panujące w wojsku relacje i układy, by nie wiedzieć, co się wtedy stanie. — Przyjadą i co? „Panie pułkowniku, to prawda?” „Nie, nieprawda!” Żadnych dowodów. W najlepszym wypadku wychodzisz na wariatkę – mówi.
Jako dziennikarka spędziła wiele czasu w salach sądowych. Wie, że bez dowodów nic nie wskóra. Wcześniej pułkownik zaproponował jej kawę i ciastko. Wypiła tylko kawę. Pisze do niego na Signalu: „No i ciacha nie dostałam”. W ciągu kilku minut dostaje odpowiedź: „Przychodź”. A niedługo potem: „Pragnę”. „Dokończymy”. W końcu pułkownik zaprasza ją na godzinę 13.
A. ma plan: wróci do gabinetu z włączonym nagrywaniem w telefonie. Skłoni pułkownika do przyznania się.
Upływa czas. To, co wydarzyło się rano, zaczyna coraz mocniej docierać do głowy A. Coraz bardziej się denerwuje. Kiedy zbliża się 13, ludzie zaczynają opuszczać jednostkę, tak jak w każdy piątek, łącznie z sekretarką pułkownika. Czyżby dlatego pułkownik zaprosił ją o tej godzinie? Żeby nikogo już nie było? Do zdenerwowania dochodzi strach. Kiedy przed 13 staje przed drzwiami gabinetu, jest tak zestresowana, że w nerwach nie potrafi odnaleźć ikonki aplikacji z dyktafonem. Trzęsą jej się ręce. W końcu chowa telefon.
Wizyta trwa krótko. A. nie chce, aby pułkownik skojarzył ciastko z czymś więcej. Od drzwi mówi, że chciała się tylko pożegnać, bo zaraz wyjeżdża. Znowu wbrew sobie udaje, że wszystko jest w porządku. Po krótkiej chwili wychodzi.
Z nerwów i stresu cały jej plan zdobycia dowodów wziął w łeb. A. decyduje, że najpierw musi się uspokoić, aby doprowadzić plan do końca. Zaczyna prowadzić korespondencję z pułkownikiem na Signalu. Chce zdobyć dowody.
Dowody
Następnego dnia pułkownik pisze do niej: „Wiedz – piątek był najwspanialszym dniem pracy… jaki do tej pory miałem”.
W poniedziałek przychodzi kolejny wpis: „Piątkowy dzień pracy… nie będzie woli, nie powtórzy się… a ja się cieszę, że był… bo to było z wyjątkową dziewczyną”.
Pułkownik uporczywie wraca do wydarzeń z piątku:
— „Piątek” — pisze znowu.
— „Piątek?” — dopytuje A. Zależy jej na wydobyciu z pułkownika konkretnych słów.
— „Baaaardzo mi się podobało”.
27 listopada pułkownik proponuje: „Najlepiej przyjedź do mnie na rozmowy niby indywidualne”. W następnej wiadomości: „Relaks i komfort zapewnione”.
I jeszcze tego samego dnia, kiedy A. proponuje mu, aby nagrał dla mediów parę słów z okazji zbliżającej się przysięgi:
— „Powiem”. „Świetnie wyglądasz, cieszy mnie Twoja obecność. Dodam, że nie oddam Cię za żadne skarby świata”. „Nikomu”
— „W jakim sensie?” — dopytuje A.
— „Każdym” — odpowiada pułkownik.
Kilkanaście minut później kolejna seria wiadomości od pułkownika: „Dobrze, że jesteś”. „Cieszę się, że Cię poznałem i cieszę się z tej naszej znajomości, ufnej znajomości”.
Depresja
A. czuje się wyczerpana tym, co zaszło i sytuacją, w której musi udawać, że nic się nie stało, aby zebrać wystarczająco dużo dowodów. Nie może jeść ani spać.
Trafia pod opiekę psychiatry. Chce się dowiedzieć, co jest z nią nie tak, czy ona właśnie zaczyna wariować? Lekarka wysłuchuje jej. Na koniec mówi A., że ta wcale nie wariuje, że to są normalne zachowania, kiedy po doznanej traumie człowiek wpada w depresję.
A. dostaje tabletki nasenne, dzięki którym nie budzi się już kilkanaście razy w ciągu nocy, jak to było wcześniej. Znowu zaczyna spać przez siedem, osiem godzin, ale pamięta, co jej się śniło. Nie wie, co jest gorsze – być niewyspanym wrakiem człowieka, czy pamiętać te sny.
Czuje, że nie jest w stanie ciągnąć dłużej korespondencji z pułkownikiem. Podczas jednej z bezsennych nocy decyduje, że następnego dnia złoży doniesienie do Żandarmerii Wojskowej.
Wtedy, krótko po północy, znowu odzywa się pułkownik.
Nocna rozmowa
— „Nie śpisz?”
— „Za chwilę” — odpowiada A.
— „Co robisz” „Przepraszam Cię”.
— „Za co?”
— „Za wszystko” — pisze pułkownik i proponuje rozmowę.
— „Po północy?” — pyta A.
— „Ale z kamerką po Signalu”.
A. łączy się z pułkownikiem na komunikatorze.
Ten wyjaśnia, że odzywa się tak późno, bo jest sam w hotelu podczas szkolenia pod Ciechanowem. Zaczyna od komplementów. „Wyglądasz pięknie”. „Ale z ciebie dziewczyna jest”.
A. chce mieć to jak najprędzej za sobą. Szybko przechodzi do sygnalizowanej przez pułkownika próby przeprosin: „A za co mnie przepraszasz? Bo za wszystko brzmi dosyć enigmatycznie”.
— „Za siebie” — odpowiada pułkownik, a potem dodaje: „Jeżeli uważasz, że zrobiłem coś niestosownego, to przepraszam. A jeżeli uważasz, że nie było nic niestosownego, to nie przepraszam”.
Pułkownik znowu wraca do flirtowania. Zapowiada, że będzie słuchał A. w jej audycji: „Słuchacz [czyli on] po prostu będzie się delektował głosem reporterki i cieszył się audycją”.
Wciąż wraca do jej wyglądu.
— „Fajnie wyglądasz”
— „Wyglądam strasznie” — odpowiada A.
— „Jak mówię, że fajnie, to fajnie. Też bardzo ci dziękuję, że zadzwoniłaś”.
— „Trochę nietypowo dzwonić o północy”.
— „W domu jakbym był, to bym nawet nie śmiał, ani nawet nie pomyślał, nawet przez głowę by mi nie przeszło, żeby ciebie poprosić o telefon. Ale wiesz jak to jest pod Ciechanowem.”
A. ciągnie rozmowę, próbując wydobyć coś więcej. W pewnym momencie pułkownik komplementuje szlafrok A. Nagle mówi: „Zdejmij go”.
A. zastyga. Mówi chłodno: „Idę spać”
— „No wiesz, że nie chciałem cię urazić” — odpowiada pułkownik.
— „Ale ty tak masz. Robisz jakąś wrzutkę, a później od razu mówisz: przepraszam, nie chciałem cię urazić”.
Pułkownik próbuje obrócić wszystko w żart. Mówi, że czuje się przy niej „sympatycznie”.
A. znowu naciska:
— „A za co mnie przepraszałeś?”
— „Wiesz za co. To może była z mojej strony zbyt duża taka poufałość”. Oświadcza: „Taki jestem”
— „Jaki?”.
— „Taki trochę nachalny”.
Zaraz potem mówi: „Wolę ciebie mieć jako kumpelę, przyjaciółkę, taką sympatyczną, wesołą, uśmiechniętą, na pogaduchy niż kochankę. Kochankę z musu”.
A. jest wstrząśnięta: „Kochankę z musu, matko jedyna! A czym jest kochanka z musu? Co to za termin?”
— „Po prostu, tak mi przyszło do głowy” — odpowiada pułkownik.
A. jest coraz bardziej zmęczona. Wraca do propozycji, którą usłyszała niedługo po ataku na nią w rozmowie telefonicznej.
— „Zrobiłeś taką wrzutkę, jak to ty masz w zwyczaju — rozmawiamy, rozmawiamy, a później mówisz: „A zostaniemy kochankami?”
— „Tak zapytałem?”.
— „Tak”.
— „Jestem chamem”.
— „A później zacząłeś się śmiać”.
— „A nie zapytałem czasem: a co się stanie, jak będziemy kochankami?”
— „Nie”.
Dochodzi pierwsza w nocy. A. dochodzi do wniosku, że zebrała dość materiału.
Strach
Następnego dnia, 4 grudnia, pułkownik Sulwiński pisze do niej, życząc dobrej audycji.
W odpowiedzi A. pisze długą wiadomość: „Tamten dzień, kiedy przyszłam na wywiad i zacząłeś mnie całować i ściągać ubranie, kiedy mnie przysunąłeś z krzesłem i zacząłeś z siłą się do mnie dobierać, kiedy moją dłonią dotykałeś swojego krocza… strasznie się bałam, nigdy nie byłam w takiej sytuacji i nie wiedziałam, jak zareagować, postanowiłam udawać, że nic się nie wydarzyło, ale każde nasze spotkanie było coraz trudniejsze. Czułam presję z Twojej strony i strach, że jeżeli się nie poddam, to możesz coś zrobić, zaszkodzić. Dlatego też, żeby nie udawać, że wszystko w porządku, poddałam się tej znajomości. Już nie będę. Te pytania o dekolt, o piątkowe wydarzenie – właśnie tamto – w strachu udawałam, że mnie się to podobało. Nie podobało. Boję się Ciebie”.
Niemal natychmiast od pułkownika przychodzą odpowiedzi: „Bardzo przepraszam. Nie musisz się mnie obawiać”. „Bardzo, ale to bardzo przepraszam”. „Nie przypuszczałem”.
— „Odpychałam Cię”. „Ty jesteś silny”.
Nagle pułkownik pyta: „Dlaczego teraz o tym piszesz??”
— „Mówiłam ‘nie’”.
— „Wtedy odpuściłem”.
— „Nie od razu”.
— „Powiedz mi, dlaczego piszesz teraz o tym??”
Pułkownik proponuje jeszcze rozmowę telefoniczną, zapewnia o przyjaźni.
A. wysyła ostatnią wiadomość: „Kiedy jeden boi się drugiego, nie można mówić o przyjaźni”.
Pułkownik wysyła do niej jeszcze kilka wiadomości. Próbuje zaprzeczać („Nic przeciwko Tobie nie robiłem”) i jednocześnie przepraszać („W takim razie powiedz mi… jak mogę Cię przeprosić”). A. nie odpowiada.
Tego samego dnia dzwoni do Żandarmerii Wojskowej. Dwa dni później w jednostce żandarmerii w Trzebiatowie składa doniesienie na pułkownika Sulwińskiego. Na jego podstawie wydział wojskowy Prokuratury Rejonowej w Szczecinie rozpocznie śledztwo w jej sprawie.
Wojskowy wymiar sprawiedliwości
A. nie do końca wierzy, że pułkownik poniesie jakąkolwiek odpowiedzialność za to, co zrobił. Pewnej nocy, tuż przed sylwestrem, siada i zaczyna pisać listy – do prezydenta Andrzeja Dudy, do dowódcy Wojsk Obrony Terytorialnej gen. Krzysztofa Stańczyka oraz do szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Wiesława Kukuły. Odpowiedź dostaje tylko z podległego prezydentowi Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Z pisma dowiaduje się, że jej skarga została przekazana do rozpatrzenia.
Jednak z początku wydaje się, że sprawy toczą się w dobrym kierunku. A. dowiaduje się, że odpowiedzią na jej pismo do gen. Stańczyka będzie powołanie specjalnej komisji. 9 stycznia płk Sulwiński idzie na niespodziewany urlop. W brygadzie huczy, że to urlop przymusowy, ale nikt nie wie tego do końca. Mimo urlopu, pułkownik regularnie pojawia się w jednostce, prowadząc liczne rozmowy z żołnierzami i oficerami.
W drugiej połowie stycznia A. zostaje wezwana na przesłuchania przed komisją Wojsk Obrony Terytorialnej w Zegrzu i sądem wojskowym w Poznaniu. Do siedziby 14 brygady w Szczecinie przyjeżdża komisja z dowództwa WOT. W więcej niż jednym z tych miejsc A. otrzymuje sugestię, że jeśli liczy na pozytywne rozpatrzenie swojej sprawy, powinna zgłosić się do mediów.
Media
Jeszcze przez jakiś czas ma nadzieję, że zadziała wojskowy wymiar sprawiedliwości. Ale na przełomie lutego i marca dostaje informację, że pułkownik wraca.
3 marca płk Piotr Sulwiński wraca do obowiązków dowódcy 14 Zachodniopomorskiej Brygady Obrony Terytorialnej.
5 marca dzwonimy do niego z prośbą o rozmowę. Prosi o czas do namysłu do następnego dnia. Kiedy ponownie dzwonimy, prosi o przesłanie pytań do niego poprzez dowództwo WOT.
6 marca wysyłamy do Dowództwa Wojsk Obrony Terytorialnej (DWOT) 29 szczegółowych pytań. Zawarte są w nich cytaty z korespondencji i rozmów na komunikatorze Signal.
10 marca płk Sulwiński idzie na zwolnienie lekarskie.
11 marca rano otrzymujemy z DWOT e-maila. Nie zawiera jednak odpowiedzi na nasze pytania. W jego pierwszej części znajduje się to wszystko, co już wiemy: że 10 grudnia prokuratura wszczęła śledztwo w jej sprawie, a 16 stycznia powołano Komisję Anty-mobbingową, której prace są jednak niejawne.
Kluczowa jest druga część odpowiedzi. Dowiadujemy się z niej, że 10 marca „w związku z zaistniałą sytuacją Dowódca WOT wystąpił z wnioskiem do Dyrektora Departamentu Kadr o przeniesienie płk. Piotra Sulwińskiego do dyspozycji DKMON z wykonywaniem zadań w Dowództwie Wojsk Obrony Terytorialnej. Aktualnie w/w żołnierz przebywa na zwolnieniu lekarskim”.
To oznacza, że po akceptacji wniosku dowódcy WOT przez Departament Kadr MON płk Sulwiński zostanie przeniesiony do rezerwy kadrowej, czyli nie będąc formalnie wyrzuconym z wojska, nie będzie w nim pełnił żadnego stanowiska.
wvl2gu
fyc4xu