
– Za dekadę zaspokoimy główne potrzeby budownictwa infrastrukturalnego, w dużym stopniu energetycznego. Jeżeli w przyszłości chcemy utrzymać podobnej skali poziom przychodów w branży, to już dziś musimy szukać miejsca poza Polską – mówi Artur Popko, prezes zarządu grupy Budimex.
- – W budownictwie infrastrukturalnym bessę w przetargach łagodzi segment budowy dróg – dzięki inwestycjom z Funduszu Drogowego, wspieranego własnymi środkami. Podobne możliwości trzeba stworzyć Funduszowi Kolejowemu, który ma skromny budżet – podkreśla w rozmowie z WNP PL Artur Popko.
- Jak dodaje prezes zarządu grupy Budimex, budownictwo drogowe i kolejowe w bardzo dużym stopniu wprowadza automatyzację i robotyzację, a coraz bardziej funkcjonalne maszyny eliminują pracę ręczną. Takiej „konwersji technologicznej” brakuje jednak w budownictwie mieszkaniowym – i raczej ona nie nastąpi.
- Artur Popko wskazuje także piętę achillesową polskiego budownictwa w międzynarodowej konkurencji. – Powiększa się luka innowacyjna oraz kompetencyjna w realizacji inwestycji energetyki jądrowej – wylicza.
- Portal WNP PL obchodzi w tym roku 25-lecie. Specjalny, jubileuszowy projekt „25 na 25 WNP PL” to cykl rozmów z 25 osobami, które w godny uwagi sposób współkształtowały i współkształtują gospodarczy obraz naszego kraju. W wywiadach poruszamy najważniejsze dla rozwoju polskiej gospodarki kwestie. Niniejsza rozmowa jest jedną z serii, której podsumowanie planowane jest na Europejskim Kongresie Gospodarczym (23-25 kwietnia 2025 r.).
Rok 2024 był kolejnym trudnym okresem – stwierdził pan w niedawnym komunikacie dla inwestorów. Wynika też z niego, że „Budimex sobie poradził (…) głównie dlatego, że ma zdywersyfikowaną działalność”.
– Tak, miniony rok był wymagający dla całej branży. Wynikało to przede wszystkim ze stosunkowo niskiej liczby przetargów (mimo odblokowania środków z KPO), co zaostrzało konkurencję między firmami. Koniec końców 2024 r. zakończył się bardzo pozytywnie. Postępowania drogowe i kolejowe zostały ogłoszone zgodnie z zapowiedziami.
Z perspektywy Budimeksu był to bardzo dobry rok. Uzyskaliśmy zyskowność operacyjną na poziomie 8 proc. Nasza kontraktacja osiągnęła poziom 18 mld zł, z czego istotna część dotyczy rynków międzynarodowych. Przewidywaliśmy spadek przychodów w zeszłym roku, ale był on mniejszy niż spadek produkcji budowlanej.
Czyli Polska nie przygasła jako „największy plac budowy w Europie”? Według szacunków Głównego Urzędu Statystycznego produkcja budowlano-montażowa ogółem była w ubiegłym roku o 8 proc. mniejsza niż w 2023 r., kiedy wzrosła o 4,3 proc.?
– Produkcja budowlano-montażowa jest przełożeniem tego, co działo się na rynku zamówień publicznych i już realizowanych kontraktów w poprzednich dwóch latach. Do tego wysoka inflacja wpłynęła na spadek inwestycji prywatnych.
Ale liczba postępowań przetargowych przyrasta – i wracamy na ścieżkę wzrostu. W styczniu br. produkcja budowlana była już do 4,5 proc. większa rok do roku.
Istotne, że administracja rządowa i główni publiczni zamawiający – PKP PLK i GDDKiA – dotrzymali słowa. Pod koniec ubiegłego roku ogłosili zaplanowane przetargi o wartości 23 mld zł – do realizacji m.in. w tym roku. Sytuacja branży stopniowo się więc poprawia i nadal mamy dobre perspektywy. Ale – podobnie jak w innych sektorach – pojawiają się wyzwania, spowodowane m.in. wydarzeniami geopolitycznymi.
Od lat zmorą budownictwa pozostaje fluktuacja podpisywanych zamówień realizacji inwestycji…
– Sektor budowlany szczególnie odczuwa skoki w liczbie zleceń, gdy przechodzimy z jednej w drugą wieloletnią unijną perspektywę finansową. Wtedy widać dołek inwestycyjny, który najsilniej odczuwają producenci materiałów budowlanych.
W budownictwie infrastrukturalnym taką bessę w przetargach łagodzi segment budowy dróg: Fundusz Drogowy nie jest oparty na środkach z UE, dysponuje własnymi dochodami.
Inaczej wygląda to na kolei. Jest Fundusz Kolejowy, ale ze zbyt małymi środkami, o które od lat apelujemy do rządzących. To bardzo ważny postulat – nie tylko dla branży budowlanej.
Sytuacja, którą obserwowaliśmy w latach 2021-2022 w sektorze kolejowym, gdy niemal całkowicie wstrzymano projekty rozwojowe, pokazała, jak niebezpieczne jest nadmierne uzależnienie inwestycji od jednego źródła finansowania. Ów system dla inwestycji kolejowych warto oprzeć na większym udziale Funduszu Kolejowego w opłacie paliwowej – i dać mu możliwość zaciągania długoterminowych zobowiązań, jak w Funduszu Drogowym.
Konkurencja sprawia, że rynek budowlany ma zdrowy mechanizm
A jak na sytuację w branży działa okoliczność, że nie ma w niej wielu przedsiębiorstw publicznych, które mogą zgarniać intratne zlecenia? Pytam, bo w ciągu 25 lat polska gospodarka przeżywa falowanie polityki gospodarczej w kwestii, ile ma być w niej etatyzmu, a w istocie – w jakich sferach mają dominować spółki Skarbu Państwa. Branża budowlana od lat umacniała swą pozycję w gospodarce (w 2023 r. odpowiadała za blisko 10,5 proc. PKB), bo główne skrzypce grają firmy prywatne?
– Sytuacja nie jest jednoznaczna i zależy od segmentu budownictwa. W przypadku kolei w postępowaniach przetargowych widać znaczący udział spółek Skarbu Państwa. W latach 2023-2024 wygrywały one połowę ogłaszanych przetargów. Podobnie jest w budownictwie energetycznym. Ale w budownictwie drogowym zlecenia realizują głównie firmy prywatne – tak jak w budownictwie mieszkaniowym.
Jeśli popatrzymy na cały rynek budowlany, to – pod względem wartości zleceń – na czele są podmioty prywatne. Nie możemy jednak powiedzieć o ich dominującej pozycji, a raczej o względnej równowadze.
To dobra sytuacja, bo jest i dywersyfikacja, i konkurencja?
– Nie ma w tym nic złego, jeśli działamy na równych zasadach.
Konkurencja sprawia, że na rynku działają zdrowe mechanizmy.
Dopóki ten warunek jest zachowany, dopóty spółki państwowe i prywatne mogą z powodzeniem i bez przeszkód rywalizować o nowe zamówienia.
A są odstępstwa?
– Nie ma. Kwestia konkurencyjności, przyjaznych warunków dla biznesu pozostaje tematem szeroko komentowanym w Europie. Ta dyskusja jest tym bardziej zasadna, bo gospodarka potrzebuje dzisiaj kapitału prywatnego.
Dialog na linii rząd-biznes jest prowadzony na wielu płaszczyznach
Czy prezes tak dużej grupy biznesowej, jak Budimex – wchodzącej w skład indeksu WIG20, należącej do czołowych płatników podatku CIT – ma poczucie, że wpływa pośrednio na politykę gospodarczą kraju? Bo jego opinie są uwzględniane przez organizacje branżowe, a te potrafią skutecznie je przekazać „wyżej”? Czy jest odwrotnie, gdyż upadł dialog dwustronny (biznes-administracja) i trójstronny (z udziałem związków zawodowych)?
– Od wielu lat branża budowlana formułuje postulaty i dzieli się swoimi obserwacjami poprzez związki i organizacje z administracją publiczną i zamawiającymi, co przynosi korzyści obu stronom. Stowarzyszenia z sektora inicjują spotkania lub są zapraszane przez właściwy resort do omawiania problemów i wyzwań.
Obecnie branża dostrzega coraz więcej możliwości dialogu z administracją publiczną, czego przykładem było spotkanie zorganizowane 10 lutego przez Ministerstwo Infrastruktury w szerokiej formule – z udziałem firm zajmujących się budownictwem drogowym i kolejowym oraz przedstawicieli przemysłu materiałów budowlanych.
Co usłyszeliście nowego?
– Zapowiadane ułatwienia procedur inwestycyjnych, podjęcie decyzji w sprawie dużych inwestycji infrastrukturalnych, jak obwodnica Szczecina czy Rail Baltica itp. To bardzo ważny i zgodny z oczekiwaniami branży kierunek działania rządu.
Kluczowe będą teraz kolejne kroki, ustalenie formuły, w jakiej te konsultacje będą dalej prowadzone. To, czego dziś bardzo potrzebuje polskie budownictwo, ale też gospodarka, to sprawczość.
Czyli dialog z rządem na poziomie branży budowlanej istnieje, ale trzeba reaktywować dialog trójstronny?
– W mojej ocenie dialog na linii rząd-biznes jest prowadzony na tylu płaszczyznach, że nie chciałbym oceniać jego ogólnej skuteczności…
Z perspektywy budownictwa widzimy jednak, że sporo postulatów organizacji reprezentujących branżę jest wdrażanych.
Przykładem jest np. waloryzacja umów, uproszczenie ich procedur czy też orzecznictwo TSUE w sprawie udziału firm spoza Unii w postępowaniach publicznych.
Oczywiście, możemy nadal oczekiwać, by pewne wnioski były szybciej rozpatrywane, ale to m.in. kwestia zmian procedowania, czyli ulepszenia form dialogu. Nie muszą one być szerokie, ważniejsza jest ich efektywność.
A czy polski biznes potrafi budować koalicję interesu na poziomie unijnym, niekoniecznie antyszambrując w Brukseli?
– Przyznaję, że jest to nasz słaby punkt i praca, którą musimy wykonać. Polska branża budowlana nie prowadzi dialogu na unijnym poziomie – zaniedbaliśmy ten obszar w ostatnich latach.
Dopiero niedawno w Polskim Związku Pracodawców Budownictwa podjęliśmy decyzję, że nawiążemy w tym roku taką współpracę – szczególnie, że mamy polską prezydencję w UE. Chcemy wykorzystać to półrocze i wzmocnić naszą pozycję.
O co powinna zabiegać branża budowlana lub wokół czego tworzyć koalicję na poziomie unijnym?
– Widziałbym tu przede wszystkim dwie kwestie. Po pierwsze: uproszczenie regulacji i zmniejszenie biurokracji na poziomie unijnym.
Po drugie: wzmocnienie i uściślenie, na czym dokładnie ma polegać ochrona rynku europejskiego i wsparcie dla firm ze Wspólnoty, by te w większym stopniu angażowały własne środki oraz rozwijały innowacje. Obie sprawy są pilne. Mam nadzieję, że doczekamy się wkrótce konkretów.
Pod koniec stycznia Komisja Europejska przedstawiła program „Kompas konkurencyjności dla UE”, oparty m.in. na wnioskach z raportu Mario Draghiego. To pierwsza inicjatywa tego typu w jej obecnej kadencji i – zgodnie z deklaracjami – ma być sukcesywnie uzupełniana o konkrety.
Pod koniec lutego przedstawiony został też m.in. Clean Industrial Deal, doprecyzowujący mechanizmy wsparcia przemysłu w zielonej transformacji. Z pięciu filarów trzy są szczególnie kluczowe z mojego punktu widzenia: eliminowanie luki innowacyjnej, zwiększenie bezpieczeństwa oraz wzmocnienie ochrony rynku. Teraz musi się to jak najszybciej przełożyć na przepisy.
Pięta achillesowa polskiego budownictwa w międzynarodowej konkurencji
Pod względem konkurencyjności technologicznej branża budowlana w UE, w tym polska, odstaje od amerykańskiej lub chińskiej?
– Pod względem technologicznym w Budimeksie nie mamy kompleksów. Budownictwo w UE faktycznie przez długi czas zwlekało z otwarciem na innowacje, ale to się zmienia.
Jedyne kwestie, które wymagałaby – w mojej ocenie – wyraźnego wsparcia i wzmożenia działań, to rozwój robotyki, energooszczędności obiektów i sztucznej inteligencji oraz implementacja opartych na niej rozwiązań w budownictwie.
Dobrym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie zachęt w zamówieniach publicznych kierowanych do firm dla rozwiązań innowacyjnych, które – ze swojej natury – tworzą koszty i – tym samym – obniżają konkurencyjność w przetargach.
Branża nie ma zatem pięty achillesowej w tej międzynarodowej konkurencji?
Ma. Powiększa się luka innowacyjna oraz kompetencyjna w realizacji inwestycji energetyki jądrowej.
W Europie stała się ona „niemodna”. Infrastruktura atomowa była w naszej części świata na dużą skalę rozwijana kilka dekad temu. Wiele państw Europy Zachodniej zdecydowało się odejść od niej na rzecz energii odnawialnej. To zahamowało rozwój technologii, na czym pośrednio traci segment wykonawstwa inwestycji.
Tymczasem USA czy Korea Południowa wkroczyły w nowy, kolejny segment, jakim jest konstrukcja i budowa małych, modułowych reaktorów jądrowych (SMR).
Firmy z tamtych krajów zdobywają doświadczenia i kompetencje – to ucieczka w przód, a nam z miesiąca na miesiąc coraz trudniej z nimi konkurować… Dlatego według mnie położenie nacisku na odbudowę pozycji UE w tym segmencie musi znaleźć się na liście priorytetów.
Mamy nowe zjawisko w skali globalnej – populistyczną i izolacyjną politykę „America First”. W Europie mówi się powszechnie, że Donald Trump spycha Unię w cień. Tymczasem tygodnik Handelsblatt uważa, że amerykański prezydent, wskazując słabe strony funkcjonowania biznesu we Wspólnocie, pośrednio wymusza zmiany w efektywności lub technologii.
– Zmiana polityczna w Stanach Zjednoczonych – niezależnie od tego, czy oceniamy ją dobrze, czy źle – wpłynęła na UE. Nie określiłbym tego jednak zepchnięciem w cień, a raczej pobudzeniem do działania…
UE musi rozwijać innowacje i ten proces nie powinien być wypierany przez transformację klimatyczną. To powinny być projekty równoległe.
Tym bardziej, że sytuacja jest dynamiczna. Przecież Unia jest po Chinach drugim największym eksporterem towarów do USA, ma też sporą nadwyżkę w handlu zagranicznym ze Stanami.
Prezydent Trump, podejmując drastyczne decyzje o cłach, z pewnością spowoduje zawirowania – m.in. w tempie rozwoju krajów unijnych. Tym bardziej są nam potrzebne i „otrzeźwienie”, i rewizja celów na poziomie Wspólnoty.
W branży budowlanej narasta przymus ekonomiczny do eksportu
Eksport jest jednym z filarów wzrostu PKB. Pożądane, by rósł też eksport usług, w tym budowlanych. Jakie są warunki, by polskie firmy z tego sektora mogły zawojować rynki zagraniczne, tak jak wcześniej uczyniły to np. włoskie i hiszpańskie?
– To ważka sprawa, a odpowiedź jest złożona i zależy od tego, o którym segmencie usług budowlanych mówimy.
W Budimeksie przesuwaliśmy termin rozpoczęcia działalności eksportowej nie tylko dlatego, że od wielu lat mamy ugruntowaną pozycję na rynku krajowym.
Wiedzieliśmy, że jeśli chcemy być skuteczni, musimy się do tego bardzo dobrze przygotować – pod względem kapitałowym, zasobów sprzętowych i kadry. Obserwowaliśmy nieudane próby wejścia na polski rynek przedsiębiorstw „z teczkami” i wyciągnęliśmy z tego wnioski. Ostatecznie taką decyzję podjęliśmy dwa lata temu.
Bo spełniacie warunki do ekspansji zagranicznej?
– Tak, ale to także skutek chłodnej kalkulacji. Każda duża firma powinna mieć dziesięcioletni horyzont planowania. To odpowiedź na pytanie, które zadaliśmy sobie w firmie: jak będzie wyglądać polski rynek budowlany w połowie lat 30. tego stulecia i jakie chcemy mieć w nim miejsce.
Za dekadę Polska będzie już miała wszystkie potrzebne autostrady i drogi ekspresowe, a kolej będzie kończyć modernizację i rozwój. Zaawansowane będą także m.in. projekty energetyczne. Jeżeli chcemy w przyszłości co najmniej utrzymać podobny poziom przychodów, to musimy szukać innych perspektywy, także poza granicami naszego kraju.
Eksport usług budowlanych rozpoczęliśmy dwa lata temu – i potrzeba nam jeszcze kilku lat, być może dekady, by wejść na poziom, który mamy dziś w Polsce i zdobyć ugruntowaną pozycję. To zupełnie naturalny proces, w którym musimy zbudować portfel i zasłużyć sobie na zaufanie zamawiających.
Na jakich rynkach Budimex planuje szerzej się pojawić?
– Przyglądamy się jeszcze kilku rynkom Europy Środkowo-Wschodniej. Myślimy przede wszystkim o Ukrainie i Estonii.
A nie na Zachodzie?
– Rynek niemiecki jest dość hermetyczny, mamy ograniczoną przestrzeń do tego, by rozwinąć tam skrzydła. Z kolei rynki czeski i słowacki czy skandynawski (nie mówiąc o krajach nadbałtyckich) są relatywnie mniejsze.
Bazujemy też na doświadczeniu firm hiszpańskich, które mierzyły się z podobnymi dylematami 10 lat temu. Co najmniej trzy czwarte przedsiębiorstw z tego sektora wyszło za granicę, działają np. w USA czy w Europie Wschodniej.
Tempo rozwoju inwestycyjnego w Polsce, w mojej ocenie, zmusi wkrótce także podmioty z rodzimej branży do szukania szans na innych rynkach.
Rynek Ukrainy po zakończeniu wojny – to dobra perspektywa? Niektórzy upatrują w nim zagrożeń.
– Odbieram to jako szansę. Jeszcze przez wiele lat tamtejsze firmy będą się uczyć, jak być transparentnym, jak prowadzić kontrakty zgodnie z dobrymi praktykami i poprawiać efektywność.
Podkreślam jednak, że rozwój przez eksport usług należy organizować profesjonalnie – organicznie i małymi krokami. To są projekty na lata.
Nie sztuką jest pozyskać szybko kontrakty, za które przyjdzie później słono zapłacić. W Polsce mieliśmy przykłady firm chińskich czy włoskich, które wygrały przetargi, nie mając potencjału wykonawczego, a później otrzymywały kary za niewykonanie kontraktu.
Różne scenariusze przygotowania się do zmian na rynku pracy
Czy odbudowująca się Ukraina nie będzie pompą wysysającą ukraińskich pracowników z Polski, pogłębiając problem naszego niżu demograficznego?
– W branży budowlanej bezpośrednio pracuje 460 tys. osób, a licząc z pośrednimi zawodami lub współpracującymi z nimi – ponad milion. Obecnie w branży zatrudnionych jest ok. 164 tys. Ukraińców. Gdyby wszyscy oni powrócili do kraju, polskie budownictwo miałoby problem…
Sądzę jednak, że proces odbudowy, a co za tym idzie – odpływ Ukraińców z naszych placów budów, rozciągnie się na wiele lat, co prawdopodobnie osłabi jego skutki dla polskiego rynku pracy.
Dlaczego?
– Zakładając, że wojna zakończy się w tym roku, to duże inwestycje w Ukrainie rozpoczną się najszybciej za około dwa lata. Nie wszyscy Ukraińcy lub inni obcokrajowcy, którzy założyli w Polsce rodziny, a ich dzieci chodzą do szkół polskich, będą powracać w rodzinne strony.
Mówimy jednak o bardzo złożonych kwestiach, na które wpływ ma bardzo wiele czynników – społecznych, gospodarczych. Dlatego trudno do końca przewidzieć, co się wydarzy.
Dużo na przykład zależy od tego, czy Ukraina zostanie przyjęta do Unii Europejskiej.
– Tak, ale wcześniej od tego, jakie warunki rozejmu lub pokoju z Rosją Ukraina wynegocjuje. Od tego zależeć też będzie indywidualna ocena bezpieczeństwa kraju przez samych Ukraińców tu pracujących oraz ich rodzin.
Oczywiście, rozpatrujemy różne scenariusze i przygotowujemy się na zmiany na rynku pracy. Jednym z wariantów jest poszukiwanie pracowników innych narodowości, których wcale nie jest tak mało. Zatrudnienie tych osób wiąże się jednak ze spełnieniem dodatkowych warunków prawnych i procedur, ale nie wykluczamy również takiego scenariusza w przyszłości.
Gdy pojawi się taka potrzeba – nie tylko w naszej grupie, ale i w branży – z pomocą mógłby przyjść rząd, ułatwiając ich zatrudnianie, w tym skracając czas uzyskania niezbędnych zgód.
Jest inna opcja?
– Innym wariantem pozostaje poszukiwanie rezerw pracowniczych w kraju – poprzez tworzenie jeszcze lepszych warunków pracy i rozwoju.
I nie jest to jedynie odpowiedzialność firm, a szerszy proces, który może być wspierany także na poziomie systemowym, np. przez zmiany programowe na kierunkach technicznych. Ten wariant jest nawet prostszy, ale ma wadę – spowoduje wzrost kosztów.
A w jakim stopniu pomocna może być w przyszłości automatyzacja i robotyzacja procesów budowlanych?
– W budownictwie drogowym i kolejowym może mieć ogromne znaczenie. Już teraz coraz bardziej funkcjonalne maszyny eliminują pracę ręczną. Średnia proporcja jest taka, że dziś jedna osoba – operator maszyny – zastępuje pracę 3-4 pracowników, którzy wykonywali to zadanie jeszcze kilka lat temu. Do użytku wchodzą też systemy automatyczne, które nie wymagają nawet operatora.
Problem braku konwersji technologicznej występuje jednak przede wszystkim w budownictwie mieszkaniowym i w przemyśle materiałów budowlanych.
Trudno mi sobie wyobrazić, że w mieszkaniówce, w ciągu dekady, robot zastąpi człowieka lub brygadę, że będzie tak precyzyjny jak człowiek i będzie reagował szybko na nietypowe zdarzenia… Ale nie mówię „nie” – technologia przecież się rozwija.
Zatrudnienie robota do montażu wanny lub drzwi będzie jednak więcej kosztować.
– Niewątpliwie tak, jednak podnoszenie efektywności prac na budowie i tym samym komfortu i bezpieczeństwa pracowników to kierunek, w którym i tak powinniśmy zmierzać. Na tym polega rozwój.
Źródło: wnp.pl
Dodaj komentarz