Urodzony w Londynie Alvin Gajadhur to jeden z większych, choć szerzej nieznanych opinii publicznej beneficjentów czasu „dobrej zmiany”. Jeszcze za czasów poprzednich rządów koalicji PO-PSL, od 2012 r. pełnił funkcję rzecznika prasowego Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego. Po objęciu władzy przez PiS przesiadł się w 2016 r. na fotel prezesa tej instytucji.
W 2023 r. Gajadhur bezskutecznie kandydował z poparciem PiS do Senatu w jednym z okręgów warszawskich, ale wyraźnie przegrał mandat z Małgorzatą Kidawą-Błońską. Obecna marszałkini izby wyższej polskiego parlamentu pokonała go wówczas różnicą aż 153 tys. głosów.
Po wyborczej porażce, w listopadzie 2023 r. został powołany przez prezydenta na ministra infrastruktury w tzw. dwutygodniowym rządzie Mateusza Morawieckiego. Funkcję tę pełnił do 13 grudnia, kiedy to ukonstytuował się rząd Donalda Tuska.
W czerwcu ub. roku znów bez powodzenia ubiegał się o mandat. Z tą jednak różnicą, że tym razem nie udało mu się zostać eurodeputowanym z listy Prawa i Sprawiedliwości.
Audyt w GITD: strata na 1 mld 163 mln 419 tys. 742 zł i 56 gr
Działalności Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego pod zarządem Alvina Gajadhura przyglądała się w ub.r., na zlecenie Krajowej Administracji Skarbowej, Izba Administracji Skarbowej w Kielcach.
I choć audyt w tej instytucji wciąż trwa, to już w lipcu ub. roku kielecka IAS złożyła do Prokuratury Krajowej doniesienie o możliwym popełnieniu przez GITD przestępstwa. Chodzi o wielokrotne przekroczenie uprawnień przez kierownictwo tej instytucji, omijanie przepisów dotyczących postępowań o zamówienia publiczne, co narazić ją miało na stratę w ogromnej wielkości.
Tę ostatnią kontrolerzy precyzyjnie wyliczyli na 1 mld 163 mln 419 tys. 742 zł i 56 gr.
Fakt złożenia doniesienia do prokuratury potwierdziła w korespondencji z Onetem rzeczniczka kieleckiej IAS Anna Janosz: „W odpowiedzi na Pana e-mail informuję, że audyt w Głównym Inspektoracie Transportu Drogowego (GITD) jest w toku. W związku z tym raport dotyczący tego audytu na tym etapie nie może zostać udostępniony. Jednocześnie informuję, że zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa zostało złożone do Prokuratury Krajowej 18 lipca 2024 r. Było to zawiadomienie »w sprawie«” — czytamy w przesłanym nam przez rzeczniczkę oświadczeniu.
Postępowanie do procedowania zostało przekazane Prokuraturze Okręgowej w Kielcach, która postanowiła nie odpowiadać na przesłane jej przez Onet pytania w tej sprawie.
We własnym zakresie dotarliśmy jednak do wielu jej szczegółów i zarzutów formułowanych wobec poprzednich władz Generalnego Inspektoratu Transportu Drogowego. A także przewijających się w tej historii nieco zapomnianych, choć niekoniecznie najlepiej kojarzących się nazwisk dawnej pisowskiej wierchuszki.
Obniżenie potencjalnych wpływów, dodatkowe koszty, niekonkurencyjne umowy
W komunikacie Krajowej Administracji Skarbowej opublikowanym w związku z trwającymi audytami kontrolerzy zarzucają urzędnikom GITD: „zawarcie umów w trybie niekonkurencyjnym, przyjęcie zabezpieczenia należytego wykonania umowy wniesionego przez podmiot nieuprawniony, przekazanie środków trwałych, które nie zostały przez Główny Inspektorat Transportu Drogowego nabyte, odstąpienie od zastosowania przysługującej Skarbowi Państwa kary umownej z tytułu zwłoki w wykonaniu prac, przyczynienie się do poniesienia przez Skarb Państwa dodatkowych kosztów. Kwota zawiadomienia 1.163.419.742,56 zł”.
Skąd aż tak ogromna kwota?
Najwięcej, bo aż 647 mln 100 tys. zł Skarb Państwa stracić miał z tytułu „poniesienia dodatkowych kosztów obsługi i utrzymania systemu viaTOLL” (73,6 mln zł) i „obniżeniu potencjalnych wpływów do Krajowego Funduszu Drogowego w 2020 r.”.
Strata z tego ostatniego tytułu wynieść miała, według KAS, nawet 573 mln 500 tys. zł.
Kolejne blisko 442 mln to z natomiast strata wynikła z tytułu „zawarcia w trybie niekonkurencyjnym umowy nr 194/2018 na świadczenie usługi przejęcia i eksploatacji Elektronicznego Poboru Opłat z Instytutem Łączności — Państwowym Instytutem Badawczym (IŁ — PIB)”.
Pozostałe zaś 74,6 mln zł to straty wynikłe m.in. z „zawarcia w trybie niekonkurencyjnym” umów na świadczenie usług kolokacji, utrzymania i dostarczania części zamiennych.
Opowiada pracownik GITD: — W latach 2011-2018 operatorem systemu poboru opłat zajmowała się Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, która podpisaną miała umowę z firmą Kapsch Telematic Services. Ale w czasie obowiązywania tej umowy zmienił się rząd i nowa władza uznała, że po pierwsze zadanie to powinno trafić do GITD, a po drugie pieniądze z opłat nie powinny trafiać do podmiotu prywatnego, w dodatku z kapitałem zagranicznym [Kapsch należy do Austriaków]. Inspektorat wyznaczył do tego Instytut Łączności, który miał przejąć pobór opłat w listopadzie 2018 r. Okazało się jednak, że terminu nie dotrzyma. Szukano więc podwykonawcy, na którego ostatecznie wybrano… Kapsch Telematic Services.
Kapsch, system poboru opłat i spółka byłego posła od „afery madryckiej”
Co działo się później, opisuje opublikowany w styczniu 2021 r. raport Najwyższej Izby Kontroli „Wdrażanie nowego Krajowego Systemu Poboru Opłat Drogowych”.
„W związku z brakami w dokumentacji systemu viaTOLL, dostarczonej Głównemu Inspektorowi TD przez GDDKiA, niepozwalającymi na odtworzenie, rozwój i utrzymanie tego systemu, Instytut Łączności (Podmiot Wyznaczony) podpisał 11 umów o świadczenie usług techniczno-organizacyjnych, związanych z obsługą systemu viaTOLL, zapewniających ciągłość poboru opłat drogowych po 2 listopada 2018 r.” — napisali w raporcie kontrolerzy NIK.
Jednego tylko dnia — 24 października 2018 — Instytut Łączności zawarł z Kapsch Telematic Services sp. z o.o. pięć umów na kwotę 371 mln 952 tys zł.
Jak wynika z informacji uzyskanych przez Onet — brak o tym informacji w raporcie NIK — niedługo przed wygasającą w listopadzie 2018 r. umową z GDDKiA Kapsch nawiązuje współpracę z Warszawskim Centrum Legislacyjnym.
To spółka powołana do życia w 2016 r. przez Mariusza Antoniego Kamińskiego, byłą wschodzącą gwiazdę PiS, wyrzuconego z polityki w następstwie tzw. afery madryckiej.
W 2014 r. Kamiński wraz z dwójką innych posłów Adamem Hofmanem i Adamem Rogackim zostali wyrzuceni z partii po tym, jak na posiedzenie Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy w Madrycie udali się wraz z żonami tanimi liniami lotniczymi, ale wyjazd rozliczyli na podstawie tzw. kilometrówek.
Na dodatek do mediów wyciekły wówczas informacje o dość swobodnym ich zachowaniu zarówno na pokładzie samolotu, jak i już na miejscu.
Warszawskie Centrum Legislacyjne i abonament za „spotkania z decydentami”
Działalności WCL przyjrzeli się kilka lat temu reporterzy „Superwizjera” TVN, którzy dotarli w swoim reportażu do cennika usług, jakie spółka Mariusza Antoniego Kamińskiego oferowała swoim klientom. Za miesięczny abonament w wysokości od 45 do 55 tys. zł centrum oferowało „kompleksowe doradztwo strategiczne” w skład którego wchodziły „co najmniej trzy spotkania miesięcznie z decydentami”.
Jak wynika z posiadanych przez Onet informacji, które znajdują się w aktach śledztwa prowadzonego przeciwko Kamińskiemu i byłemu rzecznikowi MON Bartłomiejowi Misiewiczowi dotyczącego wyprowadzania pieniędzy z Polskiej Grupy Zbrojeniowej, tylko w poprzedzającym zawarcie ponownej umowy na świadczenie usług związanych z poborem opłat Kapsch zapłacił Warszawskiemu Centrum Legislacyjnemu co najmniej 498 tys. 500 zł.
Było to dziewięć comiesięcznych wpłat po 55 tys. 350 zł.
Co w zamian załatwiło przedstawicielom Kapsch Warszawskie Centrum Legislacyjne?
Tego nie udało nam się ustalić. Bo z Mariuszem Antonim Kamińskim ani będącą wówczas jego wspólniczką żoną Iwoną Klejnowską, w przeszłości również znaną działaczką PiS, zaliczaną do tzw. aniołków Kaczyńskiego, nie udało nam się skontaktować.
Efektu nie przyniosła również prośba o kontakt z Kamińskim przekazana za pośrednictwem rzeczniczki Akademii Sztuki Wojskowej, na której po odejściu z polityki i biznesu były polityk kontynuuje karierę naukową.
— Otrzymałam od prof. Mariusza A. Kamińskiego informację, że od 10 lat nie jest osobą publiczną i nie wypowiada się medialnie — przekazała Onetowi rzeczniczka uczelni ppłk Justyna Balik.
Marta Kozińska z biura dyrekcji Instytutu Łączności w korespondencji z Onetem zaprzeczyła podanej w raporcie NIK informacji o pięciu umowach zawartych przez tę jednostkę z Kapsch.
Jak twierdzi, Instytut zawarł z tą spółką tylko jedną umowę — 17 października 2018 r.— ale jej zakresu Kozińska nie chciała nam ujawnić.
„Zgodnie ze zgromadzoną w Instytucie Łączności Państwowym Instytucie Badawczym dokumentacją IŁ nie współpracował i nie miał kontaktu w jakimkolwiek zakresie ani ze spółką WCL, ani z MAK” — przekazano nam w przesłanym oświadczeniu.
Misiewicz, przelewy z WCL i ciągnące się latami śledztwo w sprawie viaTOLL
Kiedy jakiś czas temu o współpracę z Warszawskim Centrum Legislacyjnym próbowaliśmy dopytywać w Kapsch, otrzymaliśmy jedynie potwierdzenie, że takowa miała miejsce, ale odmówiono nam podania jakichkolwiek szczegółów. Nie otrzymaliśmy odpowiedzi, czy za opłacany abonament Mariusz Antoni Kamiński organizował przedstawicielom tej firmy jakiekolwiek „spotkania z decydentami”.
Tym razem spółka w ogóle zignorowała przesłane jej pytania o charakter współpracy z WCL i świadczone przez nie usługi.
Śledztwo w sprawie Warszawskiego Centrum Legislacyjnego, systemu poboru opłat i spółki Kapsch od wielu już lat prowadzi prokuratura.
Jest ono efektem prowadzonej kilka lat temu operacji specjalnej CBA o kryptonimie „Ksenon”, podczas której agenci badali aktywność biznesową Kamińskiego i Misiewicza.
W czerwcu 2021 r. do Sądu Okręgowego w Warszawie trafił przeciwko obu aktu oskarżenia za powoływanie się na wpływy w instytucjach państwowych.
Jak wynika z dokumentów posiadanych przez Onet, Misiewicz był współpracownikiem Warszawskiego Centrum Legislacyjnego i był przez spółkę Mariusza Antoniego Kamińskiego wynagradzany.
Na współpracy z WCL były rzecznik MON zarobił wówczas co najmniej 220 tys. zł.
W wątku dotyczącym współpracy Mariusza Antoniego Kamińskiego z Kapsch Telematic Services śledczy nie mają tyle szczęścia, a postępowanie ciągnie się od lat, krążąc pomiędzy różnymi jednostkami prokuratury.
W 2019 r., po przekazaniu do niej materiałów z operacji CBA, wszczęła je Prokuratura Okręgowa w Jeleniej Górze. Trzy lata później trafiło ono jednak szczebel wyżej — do Prokuratury Regionalnej we Wrocławiu.
W lipcu ub.r. przeniesione zostało ostatecznie do Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
Gajadhur: nie znam WCL i Kamińskiego, nie byłem przesłuchiwany
Alvi Gajadhur od lutego 2024 r. pełni funkcję społecznego doradcy prezydenta Andrzeja Dudy. Nieco ponad tydzień temu prokuratura przedstawiła mu zarzut ujawnienia na platformie X (dawniej Twitter) wewnętrznej korespondencji funkcjonariuszy Inspektoratu.
Kiedy dzwonimy do niego na początku tygodnia z szeregiem pytań, prosi o przesłanie ich SMS-em. Odpowiedzi przychodzą w uzgodnionym terminie.
Jak twierdzi, wiedzę o toczącym się w Kielcach śledztwie ma jedynie z przekazów medialnych.
„Nie byłem w tej sprawie ani razu przesłuchiwany. Nie mam więc żadnej wiedzy na temat prowadzonego postępowania” — przekonuje w korespondencji. Zapewnia, że zarówno proces przejęcia przez GITD Krajowego Systemu Poboru Opłat, jak i budowy zupełnie nowego systemu „prowadzony był zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa, a działania z tym związane konsultowane z Urzędem Zamówień Publicznych i Centralnym Biurem Antykorupcyjnym”.
Gajadhur podkreśla, że sprawa viaTOLL kilka lat temu badana była również przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego i ta nie dopatrzyła się w sprawie żadnych nieprawidłowości.
Mariusz Antoni Kamiński i Warszawskie Centrum Legislacyjne?
„Nie słyszałem o istnieniu ani nie miałem kontaktu ze spółką WCL. Nigdy też nie spotkałem się ani nie rozmawiałem osobiście z Mariuszem Antonim Kamińskim. On nigdy nie kontaktował się ze mną. Nie pamiętam, by ktokolwiek inny kontaktował się ze mną w tej sprawie. Celem przejęcia Krajowego Systemu Poboru Opłat i budowy nowego systemu było właśnie odsunięcie od tego zadania spółki Kapsch” — przekazał były Główny Inspektor Transportu Drogowego.
Dodaj komentarz