Dziennik „Financial Times” w grudniu poinformował, że ciągu pierwszych dziesięciu miesięcy zeszłego roku zdezerterowało więcej ukraińskich żołnierzy, niż w ciągu pierwszych dwóch lat wojny. Ukraińska prokuratura wszczęła 60 tys. spraw przeciwko żołnierzom podejrzanym o dezercję. To równowartość około piętnastu brygad zmechanizowanych!
Rosyjskie media znów pełne są pompatycznych wiadomości, a propaganda pieje nad skutecznością działań armii. Rosjanom udało się ostatecznie zająć całe ruiny Kurachowego i są na dobrej drodze, aby zająć Torećk. Rosjanie ponownie zrobili postępy w północnych i północno-zachodnich częściach miasta i w zasadzie do zdobycia zostały im tereny przemysłowe, na których znajdują się ruiny dwóch kopalni węgla kamiennego. Pierwsze z miast przed wojną liczyło 11 tys. mieszkańców. Drugie 31 tys. Zwłaszcza Torećk jest bardzo łakomym kąskiem, który przez lata okazywał się dla Rosjan zbyt duży. Próbowali zdobyć miasto jeszcze w 2014 r. Przez trzy miesiące udawało się im utrzymać nad nim kontrolę, kiedy od 15 kwietnia do 21 lipca 2014 r. znajdowało się we władaniu marionetkowej Donieckiej Republiki Ludowej.
Po rozpoczęciu pełnoskalowej wojny Rosjanie skupili się głównie na ostrzale miasta, przez co z każdym miesiącem coraz bardziej zaczęło się obracać w morze gruzów. Podejmowali nieliczne próby szturmu, mając ważniejsze cele. Najpierw Mariupol, Chersoń, a potem Bachmut, Awdidjiwkę, czy Wuhłedar. Skoordynowane działania lądowe przeciwko Torećkowi Rosjanie rozpoczęli dopiero 19 czerwca 2024 r. i dość szybko ofensywa została praktycznie zatrzymana, gdy na ten kierunek wysłano dodatkowe siły ukraińskie. W szczególności, słynną z obrony donieckiego lotniska, 95. Brygadę Desantowo-Szturmową, jedną z najbardziej doświadczonych jednostek Sił Zbrojnych Ukrainy, która od początku inwazji walczy w najtrudniejszych kierunkach. Na początku lipca pojawiła się także 32. Samodzielna Brygada Zmechanizowana. Kolejna z jednostek, która, choć utworzona dopiero pod koniec 2022 r., zdążyła się bardzo dobrze ostrzelać pod Kupiańskiem i Swatowym.
Problem w tym, że od lipca zeszłego roku obie brygady nie zostały jeszcze zrotowane, a jedynie żołnierze wysyłani są na krótkie urlopy. Do tego straty uzupełniane są z wykorzystaniem zasobów świeżo wyszkolonych brygad, co powoduje, że dotychczas dobrze zgrane pododdziały mają problem ze skutecznym działaniem. Nie jest to nowość w działaniu ukraińskiego dowództwa, które zdaje się nie rozumieć, że lepiej wymienić całość związku taktycznego, a nie żołnierzy.
Osłabianie gotowości jednostek
Wraz z biegiem wojny na front coraz częściej trafiają rezerwiści i poborowi, których poziom wyszkolenia jest bardzo różny. Najczęściej znacznie niższy, niż żołnierzy zawodowych. Dużym problemem dla zawodowych żołnierzy są oficerowie rezerwy, którzy byli szkoleni jeszcze przed reformą i mają wiele złych nawyków, które odziedziczyli po armii sowieckiego wzoru. Dlatego tak istotnym okazało się szkolenie całych brygad na sojuszniczych poligonach.
Prowadząca natarcie na obwód kurski 22. Samodzielna Brygada Zmechanizowana została wyszkolona i w większości wyposażona przez Polskę. Brytyjczycy wyszkolili w całości przynajmniej dwie brygady z Korpusu Rezerwowego. Ostatnio znana stała się 155. Samodzielna Brygada Zmechanizowana z Korpusu Rezerwowego, która szkoliła się we Francji, a sławna stała się z powodu licznych dezercji i jej demontażu po powrocie na Ukrainę.
„Żołnierze brygady nie mieli czasu na pełne szkolenie, ponieważ w lipcu i sierpniu ponad 2550 żołnierzy zostało zabranych ze 155. Brygady w celu uzupełnienia innych jednostek!” – pisał ukraiński dziennikarz Jurij Butusow, który ujawnił aferę.
Dla cywili, zwłaszcza mieszkających poza Ukrainą, był to szok. Tymczasem to rutynowe działanie ukraińskiego dowództwa niemal od początku wojny. W ten sposób znacznie osłabiają gotowość bojową walczących jednostek. Nie na darmo bowiem system szkolenia rozpoczyna się od szkolenia indywidualnego żołnierza, przez szkolenie sekcji, plutonów, potem zgranie ich na poziomie kompanii, szkolenie całości kompanii, a potem zgrywanie ich na poziomie batalionu i szkolenie całości batalionu. I tak dalej, aż do poziomu dywizji czy korpusu.
Oddział jak pięść
W pierwszym odcinku „Czterech pancernych i psa”, dowódca załogi, Olgierd, mówi, że „załoga musi być jak palce jednej ręki”, tłumacząc w ten sposób, że musi być idealnie zgrana i działać razem.
Brygady szkolone w całości są właśnie, jak taka pięść. Kiedy obetnie się jeden palec, już nie działa tak sprawnie. A Ukraińcy tak właśnie robili. Nie tylko z brygad wyjmowali pojedyncze bataliony, ale nawet pojedynczych żołnierzy, którzy trafiali na front oderwani od macierzystych jednostek. W ten sposób żołnierze, którzy byli bardzo dobrze zgrani, nauczeni nawyków i ufający swoim towarzyszom broni trafiali w zupełnie nowe środowisko, które niekoniecznie działało w ten sam sposób. Trafiali do nowych kolegów, pod dowództwo oficerów, których nie znali i nie wiedzieli, czego wymagają, a przede wszystkim zostali wyrwani ze swojego środowiska. Każdy, kto oglądał odcinek „Uzupełnienia” serialu „Kompania Braci”, zrozumie, w czym jest problem. Do zgranego środowiska trafia nowy żołnierz, który nie do końca wie, jak się zachować, jak się poruszać w zgranym zespole. Jednym słowem: jak skutecznie walczyć. W ten sposób ukraińskie dowództwo zmniejsza wartość bojową dwóch jednostek: wyszkolonej od zera i uzupełnianej.
Znacznie lepszym rozwiązaniem byłoby zrotowanie całych jednostek, jak to robiły zachodnie armie podczas II wojny światowej, wojny w Korei, czy wojen z terroryzmem. Ukraińcy nadal jednak stosują metodę znaną z Armii Czerwonej i Armii Radzieckiej, gdzie najczęściej jednostki pozostawały na froncie, a jedynie dosyłano uzupełnienia. Znacznie lepszym rozwiązaniem byłoby wycofanie jednostek z frontu, uzupełnienie strat na zapleczu, wykorzystując bataliony rezerwowe brygad i wykorzystanie miesiąca-dwóch na zgranie pododdziałów w ramach brygady. Taki system sprawdzał się na Zachodzie od czasów II wojny światowej i okazał najlepszym rozwiązaniem. Dziwi, że Ukraińcy go nie stosują, tym bardziej że nie mogą sobie pozwolić na wysłanie nieodpowiednio wyposażonych i wyszkolonych żołnierzy.
Straty osobowe bolą ich znacznie bardziej niż Rosjan. Te jednak i tak rosną z powodu przemęczenia i braku rotacji. To z kolei powoduje ogromną falę dezercji. Dziennik „Financial Times” w grudniu poinformował, że ciągu pierwszych dziesięciu miesięcy zeszłego roku zdezerterowało więcej ukraińskich żołnierzy, niż w ciągu pierwszych dwóch lat wojny. Ukraińska prokuratura wszczęła 60 tys. spraw przeciwko żołnierzom podejrzanym o dezercję. To równowartość około piętnastu brygad zmechanizowanych! I zapewne skala dezercji będzie rosnąć bez rozsądnych działań dowództwa.
Obwód kurski – decydujące starcie
Jak radzą sobie dobrze zgrane i rotowane oddziały widać na przykładzie walk w obwodzie kurskim, gdzie Ukraińcy faktycznie rotują batalionami w ramach brygad. Nie jest to może rozwiązanie optymalne, ale wystarcza na słabo wyszkolonych Rosjan i Koreańczyków z północy. Co prawda kremlowskie wojska posuwają się miejscami, ale tylko tam, gdzie Ukraińcy nie zdążyli wybudować umocnień polowych i rozłożyć pól minowych.
Rosyjskie oddziały wkroczyły do zachodniej części Nikołajewki, leżącej na północny zachód od Sudży i walczą o Machnowkę, która leży na południowy wschód od Sudży. Ukraińskie Siły Operacji Specjalnych, które odpowiadają za politykę informacyjną na tym odcinku, informują, że ukraińskie wojska co jakiś czas odpierają rosyjskie ataki wojsk pancerno-zmechanizowanych. Świadczy to o wysokim priorytecie walk o Sudżę. Na innych kierunkach, nawet pod Pokrowskiem, Rosjanie nie wykorzystują czołgów i wozów opancerzonych z taką intensywnością. Na front trafiły już także północnokoreańskie samobieżne działa polowe M-1989 Koksan kal. 170 mm, które służą do przełamywania linii umocnień. Można się spodziewać, że najbliższy tydzień będzie stał pod znakiem intensywnych walk w obwodzie kurskim.
W końcu Władimir Putin wyznaczył dowódcom termin odbicia okupowanych ziem do dnia zaprzysiężenia Donalda Trumpa na prezydenta USA. A to oznacza, że żołnierzom Grupy Wojsk Kursk pozostało tylko dziesięć dni do wykonania zadania, co wydaje się być nierealnym, patrząc na dotychczasowe tempo posuwania się wojsk. Putin zapewne będzie musiał przesunąć kolejną granicę.
Źródło: onet.pl
Dodaj komentarz