Coraz więcej pytań o kontrakty z Koreą. „Takiego chaosu jeszcze nie było”

niezależny dziennik polityczny

Trwa kryzys polityczny w Korei Południowej. Kraj, z którym jesteśmy związani ogromnymi kontraktami na zakup uzbrojenia, miał w grudniu trzy głowy państwa. I nie zapowiada się na to, by sytuacja szybko znalazła szczęśliwy finał. Co dalej z polskimi umowami i jaka przyszłość czeka samą Koreę?

  • W Korei Południowej wciąż trwa kryzys polityczny.
  • Ekspert wskazuje, że to najpoważniejsze zawirowanie polityczne w kraju od demokratyzacji Korei Południowej w latach 80. ubiegłego wieku.
  • Podobnie jak wojskowi ocenia jednak, że nie powinno mieć to wpływu na sprzedaż i realizację kontraktów do polskiej armii.

Wszystko zaczęło się 3 grudnia, późnym wieczorem czasu polskiego. Wtedy ówczesny prezydent Jun Suuk-jeol ogłosił wprowadzenie stanu wojennego w Korei Południowej, oskarżając opozycję o sprzyjanie Korei Północnej. Stan wojenny został jednak odwołany przez parlament, a wobec prezydenta wszczęto procedurę usunięcia go z urzędu.

Jego miejsce zajął premier Han Duk-soo, który pożegnał się ze stanowiskiem 27 grudnia. Obowiązki głowy państwa sprawuje obecnie minister finansów państwa z półwyspu koreańskiego.

Największy kryzys od lat. Co dalej z Koreą Południową?

Sytuacja w kraju nadal pozostaje napięta. Zapytaliśmy o to m.in. Oskara Pietrewicza, zajmującego się sprawami koreańskimi w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych. W jego ocenie takich wydarzeń jak teraz, takiego chaosu politycznego w Korei Południowej jeszcze nie było. Jak mówi Pietrewicz, to, co dzieje się obecnie w Korei, ma znamiona najpoważniejszego kryzysu w tym kraju od jego demokratyzacji w latach 80.

Zastępujący prezydenta nie zgodził się na dowołanie do Sądu Konstytucyjnego trzech sędziów, których nominował parlament, bo dwóch z nich było wskazanych przez opozycję, a jeden przez rządzącą partię konserwatywną. Dotychczas odbywało się to na kanwie porozumienia: jeden kandydat opozycji, jeden partii rządzącej i jeden wspólny. Teraz opozycja uznała, że jest na tyle mocna, że może wskazać dwóch kandydatów i zadecydowała o usunięciu także pełniącego obowiązki prezydenta.

Kolejny zdaje się mięknąć w tej sprawie i od dziś Sąd Konstytucyjny w Korei Południowej obraduje w osiem osób. Aby prezydent został pozbawiony urzędu, musi to zostać zatwierdzone przez minimum sześciu sędziów. Dlatego opozycji tak bardzo zależało na umieszczeniu swoich kandydatów w Sądzie Konstytucyjnym. Obecny spór w Korei Południowej ma nie tylko charakter polityczny, ale też prawny – wskazuje analityk.

Co zatem z naszymi zamówieniami na rzecz Wojska Polskiego z Korei? Pietrewicz ocenia, że to, co zostało podpisane, jest realizowane i opłacane, będzie zrealizowane. Dotychczas wszystko szło sprawnie i nie dostrzega obecnie powodów, aby miało się to zmienić. Inną sprawą są negocjacje dotyczące kolejnych umów. Tu problemów jest więcej: przeciągające się negocjacje między przemysłem polskim a południowokoreańskim.

Jak mówi analityk, kryzys polityczny w Korei Południowej „nie wydaje się tu najistotniejszą przeszkodą”, choć w Seulu jest obecnie tylko pełniący obowiązki ministra obrony. Ich resort obrony pracuje, jak tłumaczy Pietrewicz, w trybie lekko „awaryjnym”, ale DAPA, czyli agencja odpowiedzialna za eksport ich uzbrojenia, funkcjonuje normalnie. Do przetasowań może dojść jeśli wybranie zostanie nowy prezydent i potencjalnie nowy rząd.

Wydaje się, że akurat eksport uzbrojenia nie jest obiektem sporu politycznego między różnymi południowokoreańskimi partiami. Obecny kryzys może spowolnić negocjacje na temat kolejnych umów, ale uważam, że Korea będzie zainteresowania zawieraniem kolejnych porozumień. Z tym, że będą one dużo bardziej skomplikowane, bo dotyczą nie zakupu gotowych produktów, ale np. serwisowania sprzętu i częściowej produkcji w Polsce. To bardzo mozolny proces, a kryzys polityczny może dodatkowo spowolnić negocjacje. Obecne rozmowy mają charakter rządowo-przemysłowo-biznesowy, co sprawia, że przeciągają się ze względu na różne interesy różnych stron – podsumowuje analityk.

Czołgi, armatohaubice, wyrzutnie rakiet, samoloty. Z Korei kupujemy sprzęt za miliardy

Dla przypomnienia: poprzedni minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak wskazał Koreę jako partnera, od którego będziemy kupować uzbrojenie. Z półwyspu trafią do naszej armii czołgi K2, armatohaubice samobieżne K9, wyrzutnie rakiet K239 Chunmoo i samoloty FA-50.

Polscy politycy przekonują, że kontrakty nie są zagrożone. A jak patrzą na to wojskowi? Gen. Waldemar Skrzypczak, były wiceminister obrony i Dowódca Wojsk Lądowych, w rozmowie z WNP PL przekonuje, że kryzysu rządowego w Korei nie ma co demonizować.

– Oceniając sytuację w Korei Południowej, trzeba zadać sobie pytanie, jak sytuacja na scenie politycznej wpływa na przemysł zbrojeniowy i przemysł w ogóle. Tam na szczęście przemysł zbrojeniowy jest w rękach prywatnych i zakłócenia na scenie politycznej raczej nie będą miały wpływu na umowy. My te umowy podpisywaliśmy nie z rządem, a z prywatnym przemysłem. U nas to wszystko jest upolitycznione. Nie widzę, prawdę mówiąc, zakłóceń w funkcjonowaniu ich przemysłu. To po pierwsze – wskazuje Skrzypczak.

Po drugie, jak twierdzi, jeśli chcemy zabezpieczyć się w przypadku innych zakupów, to powinien w umowie istnieć mechanizm finansowy, który by nas zabezpieczał np. przed zerwaniem kontraktu lub opóźnieniem go. Nie jest to powszechne, bo w innych krajach większość przemysłu zbrojeniowego jest w rękach prywatnych. Kontrakty zbrojeniowe są zwykle kontraktami wieloletnimi.

Dlatego, jak mówi, w przypadku Korei zagrożenia nie widzi. Dodaje jednocześnie, że w Polsce scena polityczna jest niestety podobnie chimeryczna. Kluczową sprawą jest zawieranie umów z partnerem wiarygodnym, a Korea takim jest.

A co np. z partnerami wyższego ryzyka? Choćby takimi, jak Słowacja rządzona przez Roberta Fico, który gra w jednej drużynie z Rosją i Putinem, czy Węgry?

– A my, jak słyszę, mocno wiążemy się ze Słowakami np. w kwestii amunicji – mówi oficer.

Do niezbyt optymistycznej prognozy dorzuca jeszcze gorzkie słowa. Polska, jak ocenia, deklarowała chęć nabycia koreańskich technologii dla polskiego przemysłu. I zadaje pytanie: co z tym się dzieje? Odpowiadając na nie zarazem: po dwóch latach rządów PiS i roku rządów koalicyjnych – nic się z tym nie dzieje.

Hub dla K9 przejęła Rumunia. Za chwilę to samo zadzieje się z K2. My w tym zakresie nie zrobiliśmy absolutnie nic. Za to powinny polecieć głowy: za nieróbstwo, za działanie wbrew interesowi państwa polskiego. My mieliśmy szansę na bycie potęgą zbrojeniową w Europie i to marnujemy koncertowo. Albo już zmarnowaliśmy – mówi gorzko gen. Skrzypczak.

Sztucznie rozdmuchany kryzys czy realny problem dla polskiej armii?

Podobnie patrzy na temat jeden z dowódców liniowych. Jest nadal w służbie, prosi o zachowanie anonimowości. Tym bardziej że chodzi o sprzęt dopiero docierający do jednostek.

W moim przekonaniu sprawa kryzysu państwowego w Korei jest problemem sztucznie nadmuchanym. Chodzi o to, by wycofać się z tych kontraktów i pójść w stronę kontraktów niemieckich. Co jest żartem, bo oni nie są w stanie wyprodukować sprzętu sami dla siebie, a dostarczanie innym krajom np. czołgów trwa całe lata – mówi w rozmowie z WNP.

Jak twierdzi, Korea była i jest w orbicie wpływów USA, a nikt nie ma wątpliwości co do zakupów sprzętu z USA. Pozycjonuje się jako zwolennik tego, by kontrakty zawierać z państwami o sprawdzonej gospodarce. A Korea Południowa taką gospodarkę w jego ocenie ma.

Weźmy, jak mówi, jako przykład czołg K2. Maszyna ta ma lepsze, tłumaczy wojskowy, wskaźniki sprawności niż Abrams czy Leopard, a jest od nich znacznie tańsza. Czołg ten jest świetnym kompromisem stosunku jakości do ceny.

Nie możemy kupić Gwiazdy Śmierci i płakać, że ją straciliśmy w ramach ewentualnej walki. Bo sprzęt wojskowy jest w czasie walk niszczony. Jestem i byłem zwolennikiem zakupów w Korei. Dlatego, że jest daleko i jest poza wpływami rosyjskim – mówi twardo wojskowy.

Jak wskazuje, umowy zbrojeniowe dzielą się na dwa rodzaje: międzyrządowe (G2G) i zawierane między rządem a sektorem prywatnym (G2B). Tak jest właśnie w przypadku zakupów z Korei. Polska armia kupuje je od firm prywatnych: Hyundai Rotem, KAI czy Hanwha.

My musimy, jak podsumowuje nasz rozmówca, przejść o poziom wyżej: przejąć technologię (np. produkcji K2) i przenieść produkcję do Polski. To u nas powinna, przekonuje, być logistyka i serwis.

– K2 to dla nas ogromna szansa. Podobnie jest z K239. Czym większe przeniesienie podzespołów i serwisu na teren naszego kraju, tym większa szansa i możliwości dla nas. Wadą Polski jest to, że każdy kolejny rząd traktuje wojsko jak zdobycz i w nim miesza, zmieniając koncepcje, mieszając, modyfikując i po prostu zaprzeczając działaniom poprzedników – mówi na koniec.

Źródło: wnp.pl

Więcej postów

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*