W czasie polskiej prezydencji w Radzie UE zaplanowano 22 nieformalne spotkania ministerialne w Warszawie. Polska chce wykorzystać prezydencję na wzmocnienie bezpieczeństwa energetycznego Europy i przekonanie partnerów do rewizji polityki klimatycznej. Minister ds. UE Adam Szłapka podkreśla, że Europa musi skupić się na zachowaniu konkurencyjności wobec innych regionów świata.
- Zdaniem Adama Szłapki Polska będzie dążyć do uniezależnienia Europy od niebezpiecznych dostawców energii (głównie Rosji) i obniżenia cen energii jako warunku konkurencyjności.
- Mówi ponadto, że Europa powinna zmienić podejście do polityki klimatycznej – odchodzić od nadmiernych regulacji i zakazów w kierunku zachęt i inwestycji.
- Minister ocenia, że Polska jest postrzegana jako kraj stabilny i mocny, będący fundamentem UE, co świadczy o istotnej zmianie jej pozycji w ciągu ostatniego roku.
- Dodaje, że podczas prezydencji Polska będzie dążyć do otwarcia pierwszego klastra negocjacyjnego „Sprawy Fundamentalne” w procesie akcesyjnym Ukrainy.
- Kluczowym elementem prezydencji będzie dyskusja o przyszłości polityki spójności i nowych zasobach własnych UE, szczególnie w kontekście finansowania obronności – zaznacza minister.
Grzegorz Osiecki, Tomasz Żółciak, money.pl: Słowo klucz prezydencji to „bezpieczeństwo” w siedmiu wymiarach, ale ostatnio powiedział pan po posiedzeniu rządu, że priorytetem będzie bezpieczeństwo energetyczne. Co to w praktyce będzie oznaczało?
Adam Szłapka, minister do spraw Unii Europejskiej: Bezpieczeństwo energetyczne jest jednym z wymiarów bezpieczeństwa. Chodzi o to, by Europa uniezależniła się od niebezpiecznych dostawców, przede wszystkim od Rosji. Istotne jest także prowadzenie takiej polityki europejskiej, by ceny energii były jak najniższe. To jest jeden z kluczowych warunków konkurencyjności. Musimy skupić się na dywersyfikacji źródeł energii i rozwoju odnawialnych źródeł energii przy jednoczesnej stabilności dostaw.
Ale jak chcecie to zrobić i w czym pomoże prezydencja? Ona ułatwia wprowadzanie pewnych rzeczy na agendę, ale nie daje przecież decyzyjności.
Prezydencja w Radzie UE polega na współpracy z państwami członkowskimi w celu szukania najlepszych rozwiązań i kompromisów. Musimy znaleźć takie rozwiązania, które pozwolą na inwestowanie w odnawialne źródła energii i jednocześnie będą obniżały koszty. Zdajemy sobie w pełni sprawę, że wyłączna inicjatywa prawodawcza formalnie należy do Komisji. Czekamy na jej pierwsze 100 dni, bo jesteśmy na początku cyklu instytucjonalnego. Prezydencja to duże możliwości. Polska będzie mogła zaprezentować swoją wizję, wskazywać rozwiązania, przekonywać partnerów. To szansa dla Polski, że Komisja dopiero zaczyna swoją pracę, ponieważ będziemy mogli wpłynąć na projekty, które będą realizowane przez kolejne pięć lat.
Przesunięcie w czasie ETS2 lub większa rewizja tego programu – czy to jest coś, co chcecie załatwić podczas tej prezydencji?
Prezydencja jest narzędziem, a nie celem. Zależy nam na tym, by Europa nie traciła swojej konkurencyjności i przeszła od myślenia o zakazach i nadmiernych regulacjach do zachęt i inwestycji. Ta atmosfera w Europie zmienia się zasadniczo. W większości społeczeństw i państw panuje przekonanie, że zbyt mocno skupiliśmy się na celach na papierze, które mogą skutkować utratą konkurencyjności i ucieczką przemysłu z Europy. Musimy być praktyczni i budować społeczne poparcie dla najbardziej potrzebnych rozwiązań. Dziś najważniejsze jest wzmocnienie konkurencyjności Europy.
Pana koleżanka z rządu Paulina Henning-Kloska była bardziej śmiała i powiedziała, że ETS2 powinien zostać odsunięty co najmniej do 2030 r. Czy to jest cel rządu?
Europa się zmienia i zmienia się sposób działania Unii Europejskiej. Silna Polska ma wpływ na kierunek tych zmian, co najlepiej widać na przykładzie bezpieczeństwa granic. W konkluzjach czerwcowego szczytu znalazł się zapis o uznaniu obronności za priorytet UE, a w październiku zasadniczo zmieniono podejście do migracji.
Europa musi teraz znaleźć równowagę między ambitnymi celami klimatycznymi a zachowaniem konkurencyjności przemysłu. Trzeba pamiętać, że programy europejskie powinny być narzędziem transformacji, a nie hamulcem rozwoju gospodarczego.
Tylko co będzie miernikiem zmiany w kontekście polityki przemysłowo-klimatyczno-energetycznej? Jak zmierzymy, czy jest sukces?
Z pierwszych informacji już wynika, że propozycje Komisji Europejskiej, które zostaną położone na stole w pierwszych stu dniach, wezmą pod uwagę zmiany nastawienia w Europie. Będziemy starali się, by poszczególne akty były sprawnie procedowane.
Panie ministrze, jako przedstawiciel polskiej prezydencji, jak będzie pan przekonywał kolegów z innych krajów europejskich do tego, co chciałby zrobić rząd?
Nigdy wcześniej w Unii Europejskiej nie było takiego przekonania, że musimy dostosować nasze plany do bieżącej sytuacji. Mamy szereg zagrożeń, z którymi nie będziemy w stanie się zmierzyć, jeśli nie wzmocnimy konkurencyjności naszej gospodarki. Europa rozwija się zbyt wolno w porównaniu z innymi częściami świata, a rzeczą zupełnie oczywistą jest, że 5 proc. z dużego PKB to więcej niż 7 proc. z mniejszego PKB. Jeśli chcemy być bezpieczni, musimy wydawać na to pieniądze, a żeby je wydawać, trzeba je zarobić.
A w kwestii migracji? Te środki na granicę, o których Komisja poinformowała w tym miesiącu – to nie jest dużo, 100, chyba 70 milionów, z czego 52 miliony euro dla Polski.
To jest pierwsza taka decyzja i ważny sygnał. Najistotniejsze w konkluzjach z październikowego szczytu Rady Europejskiej jest to, że wszyscy zdają sobie sprawę, że sytuacja w Europie w kwestii migracji zmieniła się zasadniczo w porównaniu z 2015 rokiem. Dziś mamy do czynienia z jawną instrumentalizacją migracji. My mamy tutaj mocne papiery, bo w kwestiach bezpieczeństwa naprawdę robimy więcej niż to, do czego jesteśmy zobowiązani. Nasz rząd funkcjonuje rok, a zasadniczo wpłynął na postrzeganie problemu przez instytucje unijne.
Za tamtego rządu Komisja nie była hojna, dawała nam 2 miliardy na uchodźców z Ukrainy, ale z naszego portfela.
Jest tu fundamentalna różnica, bo w kwestii polityki migracyjnej poprzedni rząd skupiał się na krzyku i konferencjach prasowych, a jednocześnie prowadził najbardziej pobłażliwą politykę wizową w całej Unii Europejskiej, w zasadzie pozbawioną kontroli. Miarą skuteczności w Unii Europejskiej nie jest liczba decybeli, którą się krzyczy, tylko skuteczność, czyli realny wpływ na politykę europejską.
Słychać głosy, że zależy nam na tym, by wykorzystać prezydencję do odmrożenia dyskusji o nowych zasobach własnych. Czy jesteśmy w stanie do tego doprowadzić?
W czasie prezydencji w Polsce odbędzie się nieformalna rada do spraw ogólnych, która będzie poświęcona wieloletnim ramom finansowym. Z naszej perspektywy ważne są opcje finansowania obronności, czyli wzmocnienie przemysłu obronnego i finansowanie wspólnych inicjatyw. Ważna jest też polityka spójności – mamy dobre doświadczenia i umiemy udokumentować, że obecna forma polityki spójności działa dobrze.
Dużo pan mówił o klimacie w unijnych dyskusjach, że on się zmienia w paru obszarach. A jaki jest teraz klimat wokół przyszłości polityki spójności?
Atmosfera rozmów sprzyja stanowisku Polski. Zależy nam na tym, żeby polityka spójności faktycznie spełniała swoje zadanie. Nierówności zawsze generują niestabilność. Dzięki polityce spójności UE może przyspieszać zmiany strukturalne i poprawiać odporność na wstrząsy społeczne, gospodarcze i środowiskowe, zwłaszcza na obszarach o niższym poziomie rozwoju. Jeśli nam zależy na odporności demokratycznej i stabilności Unii Europejskiej, to potrzebujemy mądrze prowadzonej polityki spójności.
Co z umową z Mercosurem? Będziecie próbowali to zablokować? Jak to w ogóle będzie ratyfikowane?
Negocjacje między Komisją Europejską a krajami Mercosur zostały zakończone, ale to nie oznacza, że umowa wchodzi w życie, muszą się na nią jeszcze zgodzić państwa członkowskie i Parlament Europejski. Najpierw jednak potrzeba kilku miesięcy prac, by zapisy zostały przelane na język prawniczy i przetłumaczone. To nie wydarzy się wcześniej niż latem tego roku. Możliwe są dwie ścieżki: jedna umowa wymagająca ratyfikacji przez wszystkie parlamenty narodowe albo podział na część handlową przyjmowaną przez Radę UE i Parlament Europejski oraz część polityczną wymagającą ratyfikacji przez parlamenty. Sądzę, że przed tą umową jeszcze bardzo dużo trudności, bo Polska w stanowisku rządu wyraziła sceptycyzm wobec części rolniczej i nie jesteśmy w tym odosobnieni.
A czy jeżeli chodzi o samą prezydencję, jej przebieg i organizację, czy ona odciśnie jakieś piętno na kampanii prezydenckiej?
Prezydencja to przede wszystkim przewodniczenie różnym formatom Rady. Każdy minister będzie prowadził w swoim formacie radę nieformalną w Warszawie. To będą 22 spotkania. Każdy będzie przewodniczył też formalnym spotkaniom Rady w Brukseli i spotkaniom COREPER-ów (Komitet Stałych Przedstawicieli Rządów Państw Członkowskich przy Unii Europejskiej – przyp. red.). Jesteśmy gotowi, by swoją robotę wykonać jak najlepiej. Nie jesteśmy pierwszą prezydencją, w czasie której odbywają się wybory. Jesteśmy dobrze przygotowani.
Andrzej Duda będzie tutaj miał coś do powiedzenia? Zwłaszcza w kontekście ustawy kompetencyjnej?
Priorytetem prezydencji jest bezpieczeństwo w różnych wymiarach. W tym zawierają się też kwestie, które przygotowywał poprzedni rząd, na które Andrzej Duda się zgadzał – wsparcie Ukrainy, wzmocnienie relacji transatlantyckich, bezpieczeństwo energetyczne. Nie przewiduję tu żadnych trudności. Siłą rzeczy prezydencja to przewodniczenie konkretnym formatom Rady, za które odpowiada rząd, a nie Kancelaria Prezydenta.
A może jakieś talenty prezydenta by się dało wykorzystać, jak na przykład jego dobre relacje z Donaldem Trumpem, który za chwilę będzie prezydentem USA?
Mam nadzieję, że dobre relacje prezydenta z Donaldem Trumpem będą służyły relacjom polsko-amerykańskim. W interesie polskim, ale też całej Europy, relacje ze Stanami Zjednoczonymi to więcej niż sojusz.
A jest jakiś mechanizm mierzenia sukcesu prezydencji? Po czym poznamy, że się udała?
Bierzemy pod uwagę kompetencje poszczególnych instytucji europejskich. Ustalenia na Radzie Europejskiej będą miały fundamentalne znaczenie, bo to ona nadaje kierunki polityczne. Jesteśmy wciąż w stanie cyklu instytucjonalnego, jest nowa Komisja i będzie proponować kolejne rozwiązania. Jestem przekonany, że te rozwiązania pójdą dalej w duchu tego, co zostało ustalone na Radzie.
Dlaczego nie ma szczytu nieoficjalnego Unii Europejskiej w Warszawie? Można by to zorganizować przy granicy unijnej i pokazać, jak napięta jest sytuacja.
Zgodnie z Traktatem Lizbońskim jedynym organem, który ma kompetencje zwoływania szczytu, jest przewodniczący Rady Europejskiej. Polsce zależy na tym, by najważniejsze dyskusje w UE dotyczyły bezpieczeństwa i obronności i taki plan będziemy realizować. Jedno z najważniejszych spotkań dotyczących obronności jest zaplanowane już na 3 lutego. Z naszego punktu widzenia najważniejsze jest to, by agenda i konkluzje były wyrażone naszym językiem.
Zaczynamy prezydencję w dość drażliwym momencie unijnym. Jest wielki znak zapytania co do tego, co stanie się w Niemczech i Francji. Jak zamierzamy się poruszać w obliczu tych faktów?
Jesteśmy świadomi odpowiedzialności, która stoi przed Polską. Codziennie słyszymy w rozmowach z naszymi partnerami, że jesteśmy w bardzo trudnym czasie europejskim, przed dużymi wyzwaniami, że polska prezydencja jest oczekiwana z nadzieją, a nie z obawą. Polska jest dziś postrzegana jako kraj mocny i stabilny, jako fundament UE. To bardzo dużo mówi o tym, ile udało się nam przez rok zmienić.
Rok temu Donald Tusk powiedział, że „nikt go nie ogra w Unii Europejskiej”. Co zrobicie, żebyśmy nie zostali ograni?
Będziemy działać jak przez ostatni rok, twardo stąpać po ziemi i opierać decyzję na faktach i wartościach europejskich. Dzisiaj w Unii Europejskiej jest powszechna świadomość tego, że bezpieczeństwo energetyczne jest elementem twardego bezpieczeństwa egzystencjalnego całej Unii. Europa musi odrzucić naiwną czy idealistyczną wizję rzeczywistości. Z państwami takimi jak Rosja nie robi się zwykłych biznesów, bo wiadomo, że zawsze będą starały się ograć. Myślę, że dzisiaj w Niemczech jest powszechna świadomość błędów popełnionych w ostatnich latach takich jak decyzje energetyczne po Fukushimie czy traktowanie Nord Stream 2 jako zwykłego projektu biznesowego.
Jak pan widzi kwestię jednolitego rynku europejskiego w kontekście naszego 20-lecia członkostwa?
Jeżeli zrobimy sobie podsumowanie tych 20 lat, to oczywiście w polskiej debacie publicznej była przede wszystkim mowa o funduszach europejskich, które zmieniły polską gospodarkę, ale to jest tylko część prawdy. Kluczowe z punktu widzenia naszego rozwoju było to, że weszliśmy do jednego rynku europejskiego. Nasza gospodarka wzrosła czterokrotnie, głównie przez to, że nasze przedsiębiorstwa doskonale radziły sobie na rynku europejskim. W wielu aspektach ten rynek jeszcze potrzebuje dokończenia, na przykład w kwestiach usług czy ułatwienia dostępu do europejskiego prywatnego kapitału. Na korzyściach płynących z wolnego rynku, ich maksymalizacji, skupimy się podczas prezydencji w ramach obszaru bezpieczeństwo gospodarcze.
Na koniec – czy widzi pan szansę na przyspieszenie procesu akcesyjnego Ukrainy podczas polskiej prezydencji?
Naszym zadaniem jest to, by proces przebiegał sprawnie, ale musi być przeprowadzony rzetelnie. Chcemy, by w czasie naszej prezydencji otwarty został pierwszy klaster negocjacyjny: „Sprawy Fundamentalne”. Każdy rozdział negocjacyjny wymaga spełnienia konkretnych kryteriów. Ukraina musi przeprowadzić szereg reform, a my jesteśmy gotowi jej w tym pomagać, dzieląc się naszymi doświadczeniami z procesu akcesyjnego. Pamiętajmy jednak, że to jest proces, który wymaga czasu i konkretnych zmian.
Źródło: money.pl
Polska ma do wyboru: albo (nie)zielona energia, albo mniejszy koszt. Wszystko inne to bajka.