Sporym echem odbiła się wtorkowa konferencja premiera Donalda Tuska (67 l.) z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim (46 l.) we Lwowie. W jej trakcie do głosu doszła jedna z miejscowych dziennikarek. Poruszyła wrażliwy temat rzezi wołyńskiej. Mówiąc o niej, użyła słowa „tragedia”. W polskim internecie błyskawicznie rozpętała się burza. Odniósł się do niej w „Fakcie” były ambasador RP w Kijowie, Jan Piekło.
Tusk i Zełenski pytani byli o kwestie historyczne, w tym te dotyczące ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej. Tusk zapytany został przez ukraińską dziennikarkę, kiedy — w świetle oczekiwań Polski wobec Ukrainy — odbędą się między innymi renowacje ukraińskich mogił w Polsce. –Proszę powiedzieć, czy dziś Polska wie, czego domagać się jeszcze od Ukrainy, aby kwestia tragedii wołyńskiej już w końcu mogła zostać przekazana przeszłości, a nie przyszłości. Wszyscy ukraińscy prezydenci przepraszali Polaków. Co jeszcze Ukraińcy mają takiego zrobić? – dopytywała dziennikarka.
Tusk i Zełenski o rzezi wołyńskiej. Rozpętała się burza
Tusk podkreślił, że być może najważniejszym egzaminem dla obu narodów jest, żeby o historii mówić bez emocji i żeby obie strony szanowały swoje oczekiwania i wrażliwości.
— Jeśli jakaś polska rodzina chciałaby pochować szczątki swoich przodków, to to nie jest właściwie nawet polityka, tylko chyba coś zupełnie naturalnego — ocenił Tusk. Dodał, że chyba każdy, zarówno w Polsce, jak i w Ukrainie, rozumie „taką ludzką potrzebę”, która — jak zaznaczył — powinna być respektowana.
Premier podkreślił, iż bardzo zależy mu na tym, żeby zdolność Ukraińców i Polaków do rozwiązywania trudnych problemów historycznych stała się „znakiem firmowym obu naszych państw i narodów”.
Wyraził wiarę w to, że dzisiaj jest ten moment, „żeby patrzeć na tę wzajemną trudną historię jak przyjaciele, którzy chcą i umieją to rozwiązać”. – Nie licytują się, kto pierwszy, kto więcej, kto bardziej, tylko którzy dobrze rozumieją, że coś może boleć i że naszym wspólnym zadaniem jest to, żeby to coś z historii bolało mniej, jednych i drugich — mówił Tusk.
Zdaniem premiera byłoby „strasznym błędem, grzechem nie do wybaczenia, żeby ta zła historia, złe emocje zasłoniły to, co jest najważniejsze dla dziś i dla jutra naszych narodów”.
Niech do piekła pójdą ci, którzy w sytuacji, w jakiej jesteśmy dzisiaj wszyscy, wyciągali historię, żeby znowu się kłócić czy bić między sobą
— powiedział.
Do pytania odniósł się także Zełenski, który przyznał, że o kwestiach historycznych rozmawiali z Tuskiem „bardzo dużo”. Jak zauważył, historia zawsze wywołuje różne emocje, co — jak podkreślał — jest zrozumiałe. Mówił, że choć nie ma co zapominać o przeszłości, należy postarać się zrozumieć, jaki na dzisiaj jest priorytet. — Powinniśmy myśleć o przyszłości i przetrwać. Uważam, że właśnie jedność Ukrainy i Polski nam to umożliwi — powiedział.
Fragment konferencji poświęcony rzezi wołyńskiej odbił się sporym echem. Krytycznie na słowa premiera, jak i zadającej pytanie dziennikarki, zareagowali zwolennicy polskiej prawicy. Tuskowi zarzucono, że zbyt delikatnie mówił o wrażliwej sprawie. Dziennikarce z kolei „oberwało się” za jej marginalizowanie poprzez… użycie słowa „tragedia” zamiast „rzeź”.
Były ambasador RP o Wołyniu. W tle wybory prezydenckie
Do tematu Wołynia odniósł się w „Fakcie” były ambasador RP w Kijowie, Jan Piekło. Były dyplomata dystansuje się od krytyki pod adresem ukraińskiej dziennikarki. — Język polski i ukraiński trochę się od siebie różnią, jest inna jego filozofa. Chciałbym jednak zwrócić uwagę i przypomnieć, że w Ukrainie mamy wojnę, Ukraina broni się przed rosyjską agresją i nieustannie trwającymi atakami. Wydaje mi się, że poruszanie tematu Wołynia, co zostało niestety zapoczątkowane przez polską stronę, dzieje się w nieodpowiednim czasie. Sądzę, że wykorzystuje się go do walki politycznej w Polsce i wyborów prezydenckich w przyszłym roku — ocenia Piekło.
Niewątpliwie to, co się odbyło na Wołyniu, to była zbrodnia o charakterze ludobójczym. Ukraińcy niewiele jednak o tym wiedzą. Wie o tym grupa historyków, ludzi mediów, intelektualistów. To, że dziennikarka ukraińska wypowiedziała się w tym temacie i w taki sposób nie wynika, że miała złą wolę. Nie sądzę, żeby ją miała. Nie traktowałbym tego w takich kategoriach. To jest kompletnie niepotrzebne
— słyszymy.
Były ambasador podkreśla, że „w interesie Polski jest to, żeby Ukraina nie przegrała tej wojny, bo jak przegra, to będziemy mieli rosyjskie wojska na granicy”. — Powinniśmy mieć tego świadomość — zaznacza.
Źródło: fakt.pl
Dodaj komentarz