Polska armia się zmienia. Kolejne podpisane umowy, kolejne kontrakty, dostawy sprzętu – ale też duże plany. W październiku resort obrony zapowiedział, że do końca roku zostanie podpisanych 50 umów. W poniedziałek wiceminister Paweł Bejda poinformował, że zapewniono finansowanie dla zakupu K9 i wyrzutni rakiet Homar-K. A co z innymi zapowiedziami?
- MON w październiku zapowiadał 50 kontraktów zbrojeniowych do końca 2024 r. Na podpisanie wciąż czekają kontrakty na Rosomaki ze zdalnie sterowaną wieżą czy BWP Borsuk.
- Eksperci mają poważne wątpliwości, czy jest to możliwe do zrealizowania, bo czasu zostało niewiele, a procedury są skomplikowane.
- W poniedziałek, 2 grudnia MON i Agencja Uzbrojenia poinformowały, że zapewnione będzie finansowanie zakupów armatohaubic K9 i wyrzutni rakiet z programu Homar.
4 października kierownictwo Ministerstwa Obrony Narodowej zorganizowało konferencję prasową pod hasłem „Wojsko Polskie 2024”. Przedstawiono na niej osiągnięcia ministerstwa i plany dalszych działań. W konferencji uczestniczyło całe kierownictwo MON-u.
Ogromne zakupy, wielkie plany. 50 umów do końca 2024 roku, ale eksperci są sceptyczni
Padła m.in. zapowiedź, że do końca 2024 roku Agencja Uzbrojenia podpisze 50 umów zbrojeniowych. Czego miały dotyczyć nowe kontrakty? Lista jest bardzo długa. Od małych programów, takich jak zakupy dronów, do tych bardzo dużych, dotyczących np. zakupów transporterów opancerzonych Rosomak czy armatohaubic Krab.
Mówiło się też m.in. o zakupie amunicji 120 mm do czołgów Abrams, sprzętu towarzyszącego dla wyrzutni rakietowych Homar-K (w tym m.in. 324 Artyleryjskich Wozów Amunicyjnych i 132 Artyleryjskich Wozów Dowodzenia), 180 czołgów K2/K2PL i ponad 80 szt. różnego rodzaju wozów towarzyszących (amunicyjnych, zabezpieczenia technicznego, dowodzenia), 80 Rosomaków z wieżą ZSSW-30, 96 armatohaubic samobieżnych Krab i kilkudziesięciu innych, mniejszych i większych sprzętów.
Czy to wszystko jest realne? O to zapytaliśmy ekspertów. Ci jednak zachowują sceptycyzm. Do końca roku został niecały miesiąc, a procedury i programy zbrojeniowe są przewlekłe. Dlatego przynajmniej część planów, jak mówią rozmówcy WNP.PL, prawdopodobnie zostanie „przerzucona” na przyszły rok. W to, by wszystkie pozycje, które wymieniono podczas konferencji w październiku, faktycznie znalazły finalizację, powątpiewa m.in. Tomasz Dmitruk, dziennikarz „Dziennika Zbrojnego”.
– Moim zdaniem więcej tu chęci niż realnych możliwości. Cieszę się, że w końcu znaleziono finansowanie na umowy na K9 i Homara-K. Jest to kredyt o wartości 4 mld euro pozyskany 27 listopada br. przez BGK w ramach Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych. Podatek VAT jednak będzie płacony z budżetu MON-u. Kuriozalne jest, że rząd chwali się, iż znalazł finansowanie na zakup wyrzutni Homar-K, ponieważ ta umowa była podpisywana w kwietniu br. przez obecny rząd, ale ktoś wymyślił umowy warunkowe i jest, jak jest – mówi WNP.PL Dmitruk.
Jego zdaniem kontrakt na dostawy amunicji do czołgów Abrams negocjowano niedawno w USA i ten akurat być może zostanie podpisany do końca roku. Trwają negocjacje dotyczące umów na sprzęt towarzyszący dla wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych Homar-K, w tym wozów amunicyjnych i dowodzenia.
– Minister Bejda zapewniał, że to się wydarzy do końca roku, ale nie byłbym tego taki pewien. Podwozia specjalne do przewozu rakiet, mobilne węzły łączności MCC i kabiny dowodzenia dla zestawów Wisła mogą znaleźć finał, ponieważ program naziemnej obrony powietrznej ma wysoki priorytet. Co do zapowiadanych 180 czołgów K2/K2PL, wątpię, by były w tym roku. Problem rozbija się głównie o cenę czołgu w spolonizowanej wersji K2PL – kontynuuje.
Jednocześnie przypomina, że w negocjacjach jest 80 Rosomaków, wyposażonych w Zdalnie Sterowany System Wieżowy (ZSSW-30) i to może się wydarzyć do końca roku. Ale mamy już grudzień i czasu zostało tak naprawdę niewiele.
Dmitruk wyraża obawę, że podpisanie umowy na K2 przeniesione zostanie na 2025 rok. Takie same wątpliwości ma w kwestii podpisania umowy na Borsuka. Nawet jeśli, jak mówi, zaakceptowana zostanie oferta finansowa, to musi to przejść przez m.in. Prokuratorię Generalną, a to może zająć trochę czasu. W jego ocenie w tym roku to się nie uda. Na pewno nie będzie w tym roku umowy na Orkę ani na modernizację MLU F-16.
Zamiast na polskiego Kraba, znalazły się pieniądze na koreańskie K9
Podobnie patrzy na temat Bartłomiej Kucharski, dziennikarz wojskowy magazynu „Wojsko i Technika”. Przekonuje on, że z podpisanych lub zatwierdzonych umów armia z pewnością się ucieszy. Funkcjonuje ona bowiem w warunkach zapotrzebowania na broń zwiększonego w dwójnasób, a nawet w trójnasób.
Z jednej strony konieczna jest modernizacja techniczna, która sama w sobie nie jest procesem możliwym do zakończenia, lecz ciągłym. Po drugie konieczne jest uzupełnienie magazynów opróżnionych z powodu pomocy udzielonej Ukrainie. Po trzecie wreszcie organizowane są nowe dywizje i brygady. Wszystkie te oddziały potrzebują czołgów, dział, transporterów itp. Planowane są kolejne eskadry lotnicze, kolejne oddziały różnego rodzaju. Im sprzęt jest niezbędny. Ale tu jednak pojawia się łyżeczka (a nawet duża łyżka) dziegciu.
Zdaniem Kucharskiego trudno uśmiechać się na dzisiejsze wieści płynące z MON-u i Agencji Uzbrojenia. Dziennikarz wskazuje, że nadal nie ma umowy na produkcję amunicji rakietowej do Homara-K, zwłaszcza rakiet balistycznych. Nadal nie ma także najbardziej wyczekiwanych umów: na Borsuka, Kraba czy czołgi K2 w wersji „PL”.
Znalazły się środki na produkcję importowanych K9, a na Kraba ponownie nie. Oczywiście pojawiają się głosy, że polski przemysł nie podoła skali potrzeb. Może to i prawda, ale jeżeli MON może finansować rozwój produkcji w Korei, to w Polsce chyba tym bardziej powinien? – pyta Kucharski.
Nie wiadomo też, jak mówi, czy wciąż zwodzeni marynarze kiedykolwiek doczekają się nowych okrętów podwodnych.
Dywizjon Okrętów Podwodnych nadal… pod wodą. Orka ciągle się odwleka
– Tymczasem Dywizjon Okrętów Podwodnych, dziś cień samego siebie, generuje koszty, a nie zapewnia zdolności. Powinniśmy jak najszybciej przeciąć ten węzeł gordyjski: albo kupujemy kilka Orek i ewentualnie „małych Orek” marynarzom, albo zamykamy interes i przestajemy udawać, że próbujemy zapewnić tak kluczowe zdolności Polsce – stwierdza twardo Kucharski.
O problemach z funkcjonowaniem jedynego okrętu podwodnego w Wojsku Polskim – ORP Orzeł – pisaliśmy na łamach WNP.PL wielokrotnie. Okręt jest stary, dobiega do 40-tki, wymaga też kosztownych napraw, remontów i pochłania ogromne pieniądze w zakresie wymiany części.
Na koniec zaś Kucharski mówi o programie Orlik. To program zakładający pozyskanie niedużych bezzałogowców do prowadzenia działań rozpoznawczych przy wykorzystaniu głowic optoelektronicznych oraz stacji radiolokacyjnych typu SAR na potrzeby Wojsk Lądowych, Wojsk Specjalnych oraz Marynarki Wojennej. Jest to system służący do długotrwałego prowadzenia rozpoznania obrazowego na rozległym obszarze, w różnych warunkach terenowych, klimatycznych, w dzień i w nocy.
Kucharski dodaje złośliwie, że epopeja Orlika, jakkolwiek jest interesująca, to raczej ze względu na podobieństwo do grzyba na ścianie, ułożonego w kształt przypominający jakiś obrazek. Program, jak mówi, ciągnie się od lat i nadal nie może dobrnąć do szczęśliwego końca.
– Problem w tym, że PGZ mówi w tym zakresie jedno, a wojsko drugie. Tymczasem kiedy my tracimy czas na dyskusje o tym, czym właściwie Orlik ma być, konkurencja z zagranicy podbija kolejne rynki, a armia dalej nie ma zbyt wielu dronów, ani bardziej zaawansowanych w typie FlyEye czy Orlika, ani znacznie prostszych – podsumowuje nasz rozmówca.
Źródło: wnp.pl
Dodaj komentarz