Bezpieczeństwo Europy wisi na włosku. Unia ma tylko jedno wyjście

niezależny dziennik polityczny

Rosja nieustannie robi postępy na froncie. Wahania w sprawie wsparcia dla Kijowa, marna strategia obronna UE i powrót Donalda Trumpa sprawiają, że Władimir Putin czuje się coraz bardziej bezkarny i coraz śmielej myśli o zemście na Zachodzie. Europa nie miała wystarczającej siły woli, aby zapobiec ukraińskiej porażce. Czy w 2025 r. będzie znajdzie w sobie dość determinacji, by zapobiec czemuś jeszcze gorszemu?

Bezpieczeństwo Europy wkracza w etap niebezpiecznej i trwałej zapaści. W 2025 r. Rosja będzie miała przewagę w Ukrainie. USA, które pod rządami prezydenta Donalda Trumpa będą spoglądać w kierunku Azji, staną się bezwzględnie transakcyjne.

Nigdy wcześniej od lat 30. XX w. europejscy przywódcy nie potrzebowali tak pilnie odwagi, by stawić czoła rzeczywistości i wykazać się polityczną dojrzałością do działania. Niestety, liderzy w Europie są słabi i rozproszeni wewnętrznymi problemami. Zamiast się postawić, coraz częściej chowają głowę w piasek.

Niebezpieczeństwo zaczyna się w Ukrainie. Ryzyko wynika nie tylko z powolnego, nieubłaganego postępu Rosji na wschodzie — choć, w miarę jak ukraińska armia się kurczy, załamanie frontu wydaje się coraz bardziej prawdopodobne. Prawdziwym problemem jest to, że prezydent Rosji Władimir Putin wie, że Zachód nie chce dać Ukrainie wystarczającej ilości pieniędzy lub broni, by Kijów mógł się bronić.

Putin wie też, że Zachodowi nie udało się powstrzymać Rosji, mimo że pozwoliłoby to uniknąć kosztownego i niebezpiecznego scenariusza, jakim jest obrona granic północnej i wschodniej Europy. Rosyjski przywódca słusznie przypuszcza, że UE ma zbyt słabą wolę i jest zbyt zadowolona z siebie, by stawić czoła zmieniającej się geopolitycznej rzeczywistości. Jeśli prezydent Rosji dojdzie do wniosku, że ma większe szanse na rozbicie NATO, stanie się jeszcze bardziej agresywny.

USA dryfują w kierunku Azji

Wybór Trumpa potęguje zagrożenie. Ukraina pokazała, jak bardzo europejskie bezpieczeństwo zależy od amerykańskiej siły — nawet 30 lat po zakończeniu zimnej wojny. Ale patrząc globalnie, Stany Zjednoczone są nadmiernie rozciągnięte i potrzebują, by Europa wzięła większą odpowiedzialność za własną obronę. Nawet pod rządami demokratycznego prezydenta uwaga USA dryfowałaby w kierunku Azji.

Trump przyspieszy ten proces. Chociaż nieprzewidywalność zdominuje jego politykę zagraniczną, niektóre z przekonań nowego prezydenta pozostają niezmienne. Chodzi m.in. o pogląd, że sojusze są niczym więcej niż umowami, w których Stany Zjednoczone zapewniają bezpieczeństwo jako usługę.

Nieważne, że USA również zyskują na sojuszach dyplomatycznie i militarnie — w sposób, który Trump ignoruje. Jeśli Stany Zjednoczone mają nadal wspierać Europę, Trump będzie chciał czegoś namacalnego w zamian, czy to w handlu, kontraktach wojskowych czy bezpośrednich płatnościach. Mógłby nawet zawrzeć umowę z Putinem, ponad głowami europejskich przywódców, aby podzielić Ukrainę.

Kraje europejskie — jako członkowie wyraźnie transakcyjnego NATO — nie będą już czuć, że mogą polegać na żelaznej amerykańskiej obietnicy, że USA będą walczyć u ich boku, jeśli zostaną zaatakowane. Putin również o tym wie i będzie to dla niego dodatkowa zachęta do destabilizacji i atakowania miejsc na Zachodzie.

Oddech niedźwiedzia

Motyw Putina jest prosty, ale egzystencjalny — przynajmniej w jego oczach. Po upadku Związku Radzieckiego Rosja odkryła, że nie może prosperować w uporządkowanym, demokratycznym i kierowanym przez Amerykanów świecie. Jedynym sposobem, by mogła zająć miejsce jednego z wielkich mocarstw, jest zniszczenie fundamentów tego porządku, w tym NATO, Unii Europejskiej i wiarygodności zachodnich demokracji.

Dlatego też dla Europy stawka również jest egzystencjalna. Chociaż państwa graniczne czują oddech niedźwiedzia na swojej skórze, wiele krajów jest pochłoniętych własnymi dramatami.

Trudno powiedzieć, czego jest mniej: pieniędzy czy przywództwa. Niemcy — pod rządami Olafa Scholza — rozpadają się na kawałki. We Francji mniejszościowy rząd walczy o przetrwanie pod presją prorosyjskiej Marine Le Pen, podczas gdy politycy przygotowują się do wyborów prezydenckich w 2027 r. Niedoświadczony rząd Partii Pracy w Wielkiej Brytanii jest pochłonięty nieudolnymi wysiłkami na rzecz wewnętrznych reform.

Żaden z krajów nie jest gotowy stawić czoła przyszłości. Możliwość powrotu Trumpa od dawna była jasna. Jednak Europa nie zdołała opracować spójnego planu, jeśli republikański prezydent — zgodnie ze swoimi groźbami — odetnie wsparcie dla Ukrainy. Chociaż Bruksela przekieruje część unijnych pieniędzy na obronność, Europa — pomimo ostrzeżeń, że jej przemysł obronny jest niewystarczający — ma problem z niedoborami broni. Budżety krajowe również będą musiały wzrosnąć.

Wspólny europejski front

Zadanie zapewnienia Europie bezpieczeństwa jest ogromne i zajmie lata. Tym bardziej należy rozpocząć prace już teraz. Przywódcy muszą jasno informować swoich obywateli o nadchodzących zagrożeniach, zaczynając od tego, że Rosja chce zniszczyć UE i NATO, a nie tylko Ukrainę.

Kolejnym wymogiem jest stworzenie przez kraje europejskie wspólnego frontu. Zarówno Putin, jak i Trump będą dążyć do podzielenia Europy. Dla rosyjskiego prezydenta podział jest celem samym w sobie, dla republikanina sposobem na osłabienie pozycji Europejczyków w negocjacjach. Wyjście Wielkiej Brytanii z UE stanowi przeszkodę dla mobilizacji przemysłu. Kraj ten pozostaje jednak członkiem NATO i Joint Expeditionary Force — północnoeuropejskiego partnerstwa.

Ostatnim wymogiem jest rozpoczęcie budowy środka odstraszającego dla Putina. Europa potrzebuje większych sił zbrojnych. Muszą być wyposażone przez przemysł obronny o większych możliwościach. Takie siły potrzebują struktury dowodzenia na wypadek, gdyby Trump odmówił amerykańskiej walki. To nie będzie tanie. Europa nie była w stanie zebrać wystarczającej siły woli, aby zapobiec ukraińskiej porażce.

Czy w 2025 r. będzie miała dość determinacji, by zapobiec czemuś jeszcze gorszemu?

Źródło: onet.pl

Więcej postów

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*