Za niespełna dwa miesiące Donald Trump stanie się jednym z najważniejszych ludzi świata. Otrzyma zestaw kodów oraz tzw. nuklearną futbolówkę. Wiemy, co ona zawiera. Nie wiemy jednak, czy Trump przestraszy się atomowych gróźb Władimira Putina i jak zareaguje, gdyby Rosja spróbowała je zrealizować.
- 20 stycznia 2025 r. Donald Trump, wraz z nominacją prezydencką otrzyma zestaw kodów do atomowego arsenału oraz tzw. nuklearnej futbolówki (nuclear football).
- Czy Trump przestraszy się gróźb Władimira Putina? Niedawno zapewniał, że gdy zostanie prezydentem USA, to ani Chiny, ani Rosja nie będą mu straszne…
- Groźby Kremla dotyczące użycia broni jądrowej przybrały na sile po tym, jak USA wyraziły zgodę na atakowanie przez Ukrainę amerykańską bronią dalekiego zasięgu celów w głębi Rosji. Podobną do Amerykanów decyzję podjęli też Francuzi i Brytyjczycy. W reakcji na to Władimir Putin podpisał dekret o zmianie doktryny nuklearnej.
Prezydentowi USA Joe Bidenowi łatwiej było wyrazić zgodę na atakowanie przez Ukrainę amerykańską bronią dalekiego zasięgu celów w głębi Rosji przed swoim odejściem z urzędu. Chciał pokazać, że Ameryka wspiera Ukrainę – po tym, jak Korea Północna wysłała swoich żołnierzy do Rosji, szczególnie po informacjach wywiadu, że Kim Dzong Un rozważa wparcie Rosję nawet 100 tys. swoich żołnierzy.
Wcześniej, w maju tego roku, prezydent Joe Biden zgodził się na używanie amerykańskiej broni do uderzeń w regionach przygranicznych po rosyjskiej stronie granicy, ale nie dotyczyło to użycia ATACMS i innych pocisków o dalszym zasięgu, jak np. brytyjskich i francuskich pocisków Storm Shadow (francuska nazwa SCALP).
Mogą one razić cele w odległości do 250 km od wyrzutni. Ukraińcy mają też francuską broń dalekiego zasięgu. Jedynie Niemcy nie chcą wciąż przekazać Ukrainie swoich rakiet Taurus o zasięgu do 500 km.
Władimir Putin już wcześniej groził, że jeśli taka decyzja zostanie podjęta, Rosja może zmienić zasady używania broni atomowej. Dla tego kraju będzie to bowiem oznaczać nic innego, jak bezpośrednie zaangażowanie państw NATO w wojnę na Ukrainie.
Przestrzegł, że gdyby tak się stało, mając na uwadze zmianę istoty tego konfliktu, Kreml podejmie odpowiednie postanowienia, m.in. zmieni doktrynę nuklearną Rosji.
Do tych gróźb przyłączył teraz Dmitrij Pieskow, rzecznik Kremla.
– Jeśli zachodnia broń zostanie wystrzelona w głąb Rosji, nie będziemy celować w Ukrainę, ale w te państwa, które wydały na to zgodę – oświadczył.
Decyzję USA nazwał dolewaniem oliwy do ognia.
W dwa dni po amerykańskiej zgodzie i pierwszym ataku przez Ukrainę amerykańskimi pociskami ATACMS w magazyn rakietowo-artyleryjski w okolicy miasta Karczew w obwodzie briańskim w Rosji, prezydent Putin ogłosił, że zatwierdził znowelizowaną doktrynę nuklearną Rosji.
Czy prezydent elekt Stanów Zjednoczonych Donald Trump przestraszy się tych gróźb? Niedawno zapewniał, że gdy zostanie prezydentem USA, to ani Chiny, ani Rosja nie będą mu straszne… Na dowód pochwalił się rozmową z Władimirem Putinem za swojej pierwszej kadencji, w której groził Putinowi, by ten nie najeżdżał Ukrainy.
Miał mu powiedzieć, że uderzy go prosto w środek przeklętej Moskwy: „Jesteśmy przyjaciółmi. Nie chcę tego robić, ale nie będę miał wyboru”.
Kreml zaprzecza; jeden z generałów w niedawno wydanej książce stwierdza jednak wprost, że Donald Trump był nieodpowiedzialnym prezydentem.
Przypomniał jego wizytę w Korei Południowej, kiedy – myśląc głośno – Trump powiedział, że Kim Dzong Un robi tak wielkie parady wojskowe, że gdyby taką zbombardować bronią jądrową, to armia północnokoreańska przestałaby istnieć.
W USA istnieją trzy „teczki atomowe”. Jedną ma prezydent, drugą – wiceprezydent, trzecia przechowywana jest w Białym Domu
20 stycznia 2025 r. Donald Trump, wraz z nominacją prezydencką, stanie się głównodowodzącym najsilniejszej na świecie armii i floty Stanów Zjednoczonych, a także otrzyma zestaw kodów do atomowego arsenału oraz tzw. nuklearnej futbolówki (nuclear football) i stanie się jednym z najważniejszych i najpotężniejszych ludzi na świecie.
Ta specjalna teczka, dająca prezydentowi kontrolę nad nuklearnym arsenałem Stanów Zjednoczonych w każdym czasie i z każdego zakątka globu oraz dostęp do kodów aktywujących rakiety balistyczne z ładunkami nuklearnymi, nie zawiera czerwonego guzika, który je odpala (to scenariusz z hollywoodzkich filmów, daleki od prawdy).
Ta specjalna walizka, pozwalająca uruchomić prezydentowi USA niszczycielskie uzbrojenie i rozpocząć zagładę świata waży ok. 20 kg i jest przenoszona rotacyjnie przez sześciu żołnierzy – po jednym z każdej formacji amerykańskich sił zbrojnych US Army, US Marine Corps, US Navy, US Air Force, US Space Forces (siły kosmiczne) i US Coast Guard (straż obrony wybrzeża).
To właśnie od tego rotacyjnego jej przenoszenia za prezydentury Johna Kennedy’ego, który pasjonował się futbolem amerykańskim, w którym gracze przez cały czas trwania gry przekazują sobie piłkę, miała powstać nazwa prezydenckiej walizki – „atomowa futbolówka”.
Oczywiście wszystkie szczegóły dotyczące rotacji i innego wyposażenia walizki, jak choćby łączność, są tajne.
Żołnierze ją przenoszący muszą posiadać odpowiednio wysoki stopień oficerski i odpowiednio wysokie uposażenie i są poddawani najbardziej rygorystycznemu procesowi weryfikacji. Jeden z nich zawsze towarzyszy prezydentowi podczas jego podróży w kraju lub za granicą.
Co więcej: istnieją trzy „teczki atomowe”. Oprócz tej, która towarzyszy prezydentowi, drugą ma wiceprezydent, trzecia zaś przechowywana jest w Białym Domu. O tym, co znajduje się wewnątrz walizki, opowiedział Bill Gulley, były wysoki urzędnik Białego Domu.
Stąd wiemy, że oprócz karty z kodami do autoryzacji broni jądrowej, jest tam też czarny notes, zawierający opcje ataku odwetowego, notes z lokacjami tajnych baz wojskowych, w których ewentualnie może schronić się prezydent, oraz folder z procedurami użycia narodowego systemu alarmowego.
Doktryna nuklearna USA szeroko opisuje, w jaki sposób Amerykanie mogą korzystać ze swojego arsenału atomowego
Teczka może zostać otwarta wówczas, kiedy prezydent USA podejmie decyzję o użyciu broni jądrowej, a nie przebywa akurat w Białym Domu.
Po przekazaniu alertu dowództwu strategicznemu głowa amerykańskiego państwa podejmuje decyzję co do siły i celów uderzenia, w czym doradzają mu m.in. przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów czy sekretarz obrony. Może to być jedna rakieta, jak i kilkaset…
Nie oznacza to jednak, że prezydent sam, kiedy zechce, może odpalić rakiety z ładunkiem jądrowym. Wcześniej muszą zostać wykonane określone procedury. Jedną z pierwszych, jeśli już taka decyzja zostanie podjęta, jest weryfikacja prezydenta z pomocą tzw. złotego kodu.
Ogłaszając swoją decyzję centrum operacyjnemu, musi on podać ciąg liter, który go zweryfikuje i pozwoli na rozpoczęcie procedur odpalania rakiet.
Wszystkie procedury muszą być zgodne z prawem międzynarodowym, jak i obowiązującą doktryną nuklearną USA.
Specjaliści wskazują, że oficjalna doktryna nuklearna USA szeroko opisuje, w jaki sposób Amerykanie mogą korzystać ze swojego arsenału atomowego. Dokument odwołuje się wręcz bezpośrednio do zagrożenia rosyjskiego.
Przede wszystkim broń amerykańska służy do odstraszania zagrożenia ataku nuklearnego. Stany Zjednoczone zdecydują się do użycia broni nuklearnej jedynie w celu obrony witalnych interesów własnych lub sojuszników oraz partnerów.
Kreml uważa, że w nowej rzeczywistości przetrwają jedynie najsilniejsi gracze
Większość ekspertów uważa, że o to samo, czyli o zwiększenie siły odstraszania, chodzi również Putinowi. Temu ma służyć głównie zmiana doktryny nuklearnej.
Jeszcze przed agresją Rosji na Ukrainę w 2022 r. Moskwa opublikował dokument, w którym jasno to określa, bo 2 czerwca 2020 r. opublikowano dokument bardzo konkretnie definiujący politykę Kremla.
Kreml uważa, że w nowej rzeczywistości przetrwają jedynie najsilniejsi gracze, którzy będą w stanie wynegocjować dla siebie jak najkorzystniejsze warunki po zakończeniu zapowiadanego „wieku wojen”. Rosja w oczywisty sposób powinna zasiąść przy stole po stronie wygranych. To oni będą urządzać od nowa zasady, na jakich opiera się świat i będą to robić z dominującą korzyścią dla siebie.
Według analityków Instytutu Nowej Europy utrzymywanie konfliktu w obecnej postaci, czyli poniżej progu nuklearnego, służy interesom obydwu stron.
Rosjanie nie muszą sprawdzać, czy amerykańskie gwarancje sojusznicze to blef i mierzyć się z ewentualnymi konsekwencjami swoich działań. A USA nie muszą wiązać swoich sił bezpośrednio w wojnę w Europie. Sama Ukraina z kolei nie będzie musiała się zmierzyć z horrorem wojny nuklearnej.
Wojskowi podkreślają, że również Putinowi nie byłoby łatwo odpalić rakiety z głowicami atomowymi, wywołując światowy nuklearny konflikt. Nawet Putin musi przestrzegać pewnych procedur…
Co innego, jeśli chodzi o możliwość uderzenia taktycznym pociskiem z ładunkiem atomowym np. na Ukrainę. Tego, w sprzyjających okolicznościach, może dokonać zdesperowany dowódca jednostki, jeśli będzie takie pociski miał.
Tak czy inaczej: wizja uderzenia nuklearnego jest brana na Ukrainie poważnie pod uwagę. Kreml nie wygrałby wtedy wojny, a do tego złamałby nuklearne tabu… To pewnie poskutkowałoby jakąś formą amerykańskiej odpowiedzi, także przez prezydenta Donalda Trumpa (jakakolwiek by ona była) – inaczej Stany Zjednoczone straciłyby wiarygodność. Zmalałaby też zdecydowanie siła ich nuklearnego odstraszania.
Źródło: wnp.pl
Dodaj komentarz