„Pierwszy krok” w stronę polskiej amunicji. Oby nie ostatni

niezależny dziennik polityczny

Produkcja polskiej amunicji to niekończąca się opowieść. Przez dekady deklaracje w tej sprawie kończyły się żenującym fiaskiem i marnotrawstwem ogromnych pieniędzy. Rosyjska agresja miała to zmienić. Musiało jednak minąć tysiąc dni wojny na Ukrainie, byśmy usłyszeli dobrą informację.

  • Polska wciąż składa amunicję artyleryjską z elementów zakupionych za granicą. W kwestii produkowania jej w kraju od lat mamy do czynienia z marazmem decyzyjnym i nieudolnością.
  • Polska armia nigdy nie będzie dostatecznie silna, jeśli jej zapasy amunicji wystarczą najwyżej na 2 tygodnie walki.
  • W odzyskaniu amunicyjnej suwerenności ma pomóc m.in. produkcja nitrocelulozy przez Grupę Azoty. To najważniejszy składnik do produkcji prochów wielobazowych amunicji artyleryjskiej.

Jak już informowaliśmy na łamach WNP.PL, Agencja Rozwoju Przemysłu, Polska Grupa Zbrojeniowa, Mesko oraz Grupa Azoty podpisały 18 października list intencyjny ws. współpracy przy produkcji materiałów wybuchowych, przede wszystkim produkcji nitrocelulozy do prochów wielobazowych.

Wprawdzie strony wyraziły dopiero wolę nawiązania współpracy poprzez utworzenie podmiotu, który będzie realizował ten projekt, to jest nadzieja, że jest to wreszcie ważny krok do produkcji własnej amunicji przez krajowe spółki.

– Musimy odbudować wojsko, przygotować siły zbrojne do odparcia ewentualnej agresji, ponieważ w tej chwili armia jest w rozsypce, tak jak wszystkie europejskie armie. To nie uda się, jeśli nie będziemy produkować własnej amunicji – podkreśla w rozmowie z WNP.PL gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych.

Dodaje, że w Polsce są spółki – nawet kilkanaście – które mają do tego potencjał i mogłyby, pod kontrolą rządu, produkować amunicję różnych kalibrów.

– Rząd powinien te spółki zidentyfikować, usystematyzować, skonsolidować, dofinansować i zgodnie z wcześniej opracowanym „rozkładem jazdy” włączyć w produkcję amunicji w kraju, pod pełną kontrolą rządu. W ciągu dwóch-trzech lat, maksymalnie kilku możemy mieć w kraju bardzo zaawansowane fabryk amunicji – podkreśla gen. Skrzypczak.

Tymczasem od wielu lat, jeśli chodzi o produkcję amunicji w kraju, mieliśmy do czynienia z marazmem decyzyjnym i nieudolnością. Dofinansowana ponad 800 mln zł fabryka w Pionkach, mająca produkować proch wielobazowy, wciąż nie działa.

W politycznej szarpaninie latami umykało to, co najważniejsze, problem, z którym wciąż nie możemy się uporać, czyli produkcją dużej liczby amunicji na potrzeby własne i jednocześnie, by pomagać Ukrainie.

W kraju wciąż nie produkujemy amunicji. Składamy ją z komponentów kupionych za granicą

To palący problem, nie tylko dla Polski, ale Europy i USA. Tyle, że nie jest to dla nas żadne usprawiedliwienie. Zwłaszcza dziś nikogo nie trzeba przekonywać, że z braku amunicji można nawet przegrać wojnę.

Rosjanie produkują ok. 10 mln szt. pocisków rocznie. W marcu 2023 roku Unia Europejska obiecała Kijowowi milion pocisków do artylerii w ciągu roku. Honor Europy ratują Czechy, których rząd pośredniczy w pozyskaniu z całego świata kilkuset tysięcy pocisków różnych kalibrów. W ramach tej inicjatywy Ukraina otrzymała już prawie milion sztuk amunicji.

– Wojna techniczna, czyli taka, jaką ludzkość zna od drugiej połowy XIX w., zużywa ogromne ilości materiałów w krótkim czasie. Dotyczy to żywności, paliwa, ale przede wszystkim amunicji. W rekordowym czasie. Rekordowe dzienne zużycie przez Rosjan amunicji artyleryjskiej to ok. 60 tysięcy pocisków – podkreśla gen. dr Jarosław Kraszewski, były szef artylerii oraz były dyrektor Departamentu Zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi w BBN.

Tymczasem do niedawna spółki Polskiej Grupy Zbrojeniowej dostarczały wojsku ok. 30 tys. szt. amunicji, w tym ok. 6 tys. tej najważniejszej, czyli artyleryjskiej, kal.155 mm. Gen. Kraszewski przypomina, że tak naprawdę mówienie o produkcji amunicji w kraju jest mocno na wyrost.

– W Polsce nie produkujemy amunicji 155 mm, ale kompletujemy ją z importowanych komponentów. Prochy, zapalniki, łuski, korpusy pocisków, zapłonniki i wiele innych materiałów sprowadzamy z zagranicy – mówi gen. Kraszewski.

Gen. Leon Komornicki, były zastępca szefa Sztabu Generalnego o konieczności produkcji własnej amunicji dla polskiej armii mówił WNP.PL już od dawna.

– Musimy budować fabryki amunicji. Fabryki, nie fabrykę, bo bez własnej amunicji nasza armia nie będzie mogła wykonywać swoich zadań obronnych. To, co robimy obecnie, jeśli chodzi o amunicję, jest kroplą w morzu potrzeb – podkreśla gen. Komornicki.

Gen. Kraszewski uważa, że w Polsce powinny powstać co najmniej trzy fabryki produkujące po 100 tys. pocisków rocznie i to dalej od wschodniej granicy, bo te obecne znajdują się zbyt blisko potencjalnego przeciwnika. Gen. Komornicki dodaje, że powinniśmy produkować na tyle dużo amunicji, by móc jej część, na wszelki wypadek, składować w najbliżej od nas położonych krajach zachodnich.

Rocznie powinniśmy produkować kilka milionów sztuk różnego rodzaju amunicji

Potrzeba szybkich działań na wczoraj. I tu zaczynają się schody. Polska zbrojeniówka nie jest obecnie w stanie wyprodukować tak dużej liczby amunicji artyleryjskiej. Konieczne są inwestycje w zakłady zbrojeniowe i to duże.

Analitycy wojskowi już wcześniej zwracali uwagę, że polskie zakłady nie będą produkować dostatecznej liczby uzbrojenia i amunicji, jeśli nie zdynamizuje się ich produkcji. To będzie kosztowne, ale lepiej pieniądze zainwestować we własny przemysł, niż wydawać je na zakupy prochu, komponentów do wytwarzania pocisków i zakup amunicji zagranicą.

– Najważniejsze są zdolności wojsk do wykonywania zadań na czas wojny. Kluczem do tego, jak pokazała Ukraina, jest amunicja. Wojsko powinno ją dostawać przede wszystkim od własnego przemysłu. A my ile amunicji produkujemy? Jesteśmy potentatem w produkcji amunicji, ale… myśliwskiej – dodaje gen. Komornicki.

W marcu 2023 r. rząd przyjął Narodowy Program Amunicyjny, dotyczący zwiększania produkcji amunicji artyleryjskiej, ale na jego realizację będziemy musieli poczekać. Pod koniec grudnia ubiegłego roku Agencja Uzbrojenia podpisała z PGZ umowę na dostawę 300 tys. sztuk amunicji do samobieżnych armatohaubic Krab.

Na ile dni walki starczy taka liczba amunicji? Na jakieś 2 tygodnie.

– Potrzebujemy narodowego programu amunicyjnego, który pozwoli w ciągu najbliższych pięciu lat wyprodukować nie 300 tys., ale 3-5 mln sztuk amunicji dla artylerii, ale też do czołgów – uważa gen. Skrzypczak.

Dlatego, mimo że jak podkreślił wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz, podpisany list intencyjny to pierwszy krok na rzecz odbudowy polskich zdolności do produkcji amunicji, to – według Waldemara Skrzypczaka – jest to dobra decyzja polskiego rządu i Agencji Rozwoju Przemysłu.

Jeśli chcemy zbudować fabryki amunicji, to przede wszystkim musimy mieć produkcję nitrocelulozy

Według generała to właśnie APR była inspiratorem, żeby podjąć tak ważne działania, które powinny wreszcie doprowadzić nas do suwerenności w produkcji nitrocelulozy, a potem prochu wielobazowego oraz innych elementów amunicji artyleryjskiej.

Nie widzi też nic dziwnego, że jako spółkę do produkcji nitrocelulozy wybrano akurat Azoty. Spółka ta, nasz największy producent nawozów, z powodu kryzysu na rynku spowodowanym napływem tańszych nawozów z Rosji i Białorusi, stanęła w obliczu poważnych trudności.

Adam Leszkiewicz, prezes Azotów przyznaje, że dla spółki to nowa, specjalistyczna produkcja, a jednocześnie poważne wzmocnienie strony przychodowej. Dodał, że spółka ma potencjał w zakresie surowców, infrastruktury technologicznej do produkcji materiałów wybuchowych.

Zakłady zakupią nową linię technologiczną do produkcji nitrocelulozy, który jest najważniejszym składnikiem wykorzystywanym do produkcji prochów wielobazowych, niezbędny w produkcji amunicji artyleryjskiej.

– Rząd pochyla się nad problemem Grupy Azoty, które aspirują do tego, żeby być producentem nitrocelulozy i prochu. W tym celu chcą zakupić licencję produkcji nitrocelulozy od europejskiego producenta. I prawdopodobnie rząd przeznaczy na to odpowiednie środki. W Polsce nie ma nikogo lepszego o takim potencjale materiałowym jak Azoty, więc warto w nie w tym kontekście zainwestować – twierdzi gen. Skrzypczak.

– Trzeba przerwać to pasmo niepowodzeń, wydawania ogromnych pieniędzy i rozpocząć nową drogę, która dałaby możliwości produkcji amunicji w kraju, bo w tej chwili nie mamy innego wyjścia. Jeśli chcemy zbudować własne fabryki amunicji, bo takie w końcu powstaną, to przede wszystkim musimy mieć produkcję nitrocelulozy. Mam nadzieję, że ARP może w tym przypadku liczyć na wsparcie rządu i to będzie pierwsza naprawdę pomyślna decyzja polskiego rządu w zakresie budowy suwerenności technologicznej. Bez tego nigdy nie będziemy produkowali polskiej amunicji – przyznaje generał.

Źródło: wnp.pl

Więcej postów

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*