
Mija 1000 dni wojny w Ukrainie. Rosjanie bezlitośnie atakują, niszczą infrastrukturę energetyczną, a świat dyskutuje o pokoju. Wielu wierzy, że Donald Trump machnie czarodziejską różdżką i nastanie pokój. Będą rozczarowani.
- Zarówno Rosja, jak i Ukraina deklarują chęć podjęcia negocjacji pokojowych. Poza tym różnią się we wszystkim, by ten pokój zawrzeć.
- Rosjanie mają argumenty, które dają im w tych negocjacjach przewagę. W żagle Kremla wyraźnie dmucha nowa administracja przyszłego prezydenta USA.
- Jednak deklaracje o zakończeniu wojny w dzień po objęciu prezydentury to bajki wyborcze. Donald Tramp będzie miał o wiele trudniej, niż to sobie wymyślił.
Nie milkną echa niedawnej rozmowy telefonicznej Olafa Scholza z Władimirem Putinem. Kanclerz Niemiec nalegał w niej, by Rosja była gotowa na rozmowy z Ukrainą w celu wynegocjowania trwałego, sprawiedliwego pokoju.
Z wypowiedzi ludzi z przyszłej administracji prezydenta Donalda Trumpa wynika z kolei, że interesy Ukrainy w negocjacjach nie będą specjalnie się liczyć.
Według planów płynących z Ameryki Trump będzie nalegał na zamrożenie obecnych działań. To znaczy, że Rosja zachowałaby dotychczas zajęte terytoria. Stąd właśnie taki pośpiech Rosjan, by nie licząc się ze stratami, zająć jak najwięcej terenu. Ukraina miałaby też zrezygnować na długie lata z aspiracji do NATO.
Jest też mowa o 1200-kilometrowej strefie demarkacyjnej, której utrzymaniem i finansowaniem miałaby się zająć Europa, w tym Polska. Pomysł kuriozalny, bo nadzorowanie tak długiej granicy wymagałoby ogromnych sił, których europejscy sojusznicy Ameryki nie mają.
Na razie żadne decyzje nie zapadły i wcale nie wiadomo, czy ten plan będzie aktualny, kiedy Trump obejmie urząd i zasiądzie w Białym Domu. W interesie z całej Europy jest, aby Trump zmienił zdanie.
Inaczej może się okazać, że udział USA w wynegocjowanym pokoju będzie pyrrusowym zwycięstwem ich dyplomacji, jednym z największych błędów Ameryki w ostatnich dekadach.
Wprawdzie USA zezwoliły Kijowowi na wystrzelenie rakiet dalekiego zasięgu w głąb Rosji, ale nie wiadomo, czy i ile rakiet dalekiego zasięgu otrzyma Ukraina od Trumpa.
Zełenski podkreśla, że Ukraina potrzebuje pokoju opartego na sile, a nie na ustępstwach
Dla Rosji, choć oficjalnie zbytnio tego nie okazuje, to wiatr w polityczne żagle. Kreml już odpowiedział, że jest gotów do negocjacji. Nie może być jednak rozmów o oddaniu zajętych przez Rosję terenów Ukrainy. Okręgi doniecki, ługański, chersoński i zaporoski pozostaną rosyjskie. Ukraina musi też zrezygnować z akcesji do NATO.
Potrzebujemy pokoju opartego na sile, a nie na ustępstwach – płynie przekaz z Ukrainy. Prezydent Zełenski podkreśla jednak, że NATO i Ukraina muszą zrobić wszystko, aby wojna zakończyła się w przyszłym roku na drodze dyplomacji.
Dmytro Kułeba, były szef ukraińskiej dyplomacji, przekazał, że Scholz już przed kilkoma miesiącami sondował w Kijowie możliwość skontaktowania się z rosyjskim dyktatorem. Odpowiedź była jednoznaczna.
Zełenski wówczas był przeciwny temu pomysłowi i Scholz do Putina nie zadzwonił. Po wyborach w USA kanclerz zdecydował, że nadszedł czas na taką rozmowę. Według Kułeby rozmowa z Putinem nie przyniosła Niemcom żadnych korzyści.
Skorzystał za tym tylko rosyjski dyktator, bo po raz kolejny wyrwał się z europejskiej izolacji, a Niemcy, zaraz po Węgrzech, utorowały mu do tego drogę. Kułeba dodał, że tym samym zaufanie między Zełenskim a Scholzem zostało nadszarpnięte, choć Scholz rozmawiał z prezydentem Ukrainy przed i po rozmowie z Putinem.
Mówiąc o negocjacjach, prezydent Zełenski przekonywał również, że Stany Zjednoczone nie mogą zmusić Ukraińców, aby usiedli przy stole negocjacyjnym, bo Ukraina jest niepodległym krajem.
W odpowiedzi Elon Musk, bliski współpracownik prezydenta elekta, zamieścił na platformie X kpiący ze słów Zełenskiego post. Napisał, że jego poczucie humoru jest niesamowite. Udostępnił też link do artykułu BBC z grudnia 2021 r., jeszcze sprzed rosyjskiej agresji, o tym, że Zełenski, zanim został prezydentem, pracował jako komik i nie miał żadnego doświadczenia politycznego. Wojna pokazała, że awansował do grona polityków światowych, ale takie wypowiedzi nie są przypadkowe.
Ukraińcy z coraz większym trudem bronią swoich pozycji
Ukraina może nie odzyskać 20 proc. swoich terytoriów, o Krymie nie wspominając. Jednak to, czy pokój nastąpi w przyszłym roku oraz na jakich ostatecznie warunkach, zależy głównie od tego, czy Zachód będzie wspierać stanowisko negocjacyjne Ukrainy przynajmniej przez przyszły rok, czy też tego zaniechają. Na razie w tej sprawie nie ma solidarności nawet w Europie.
Są kraje, które nie podzielają obaw Polski i nie chcą przyznać, że jak powiedział szef polskiego MSZ, wojna nie skończy się, gdy Ukraina przestanie walczyć, ale kiedy Putin przestanie atakować.
Stanowisko polskie co do Ukrainy i to niezależne od partyjnej przynależności, że Rosja nie może wygrać tej wojny, staje się równie ważnie dla NATO oraz wielu krajów Europy, ale nie wszystkich. Już po rozmowie z Putinem Olaf Scholz powiedział, że nie może być rozmów o Ukrainie bez Ukrainy.
Na razie Rosja ma na froncie przewagę. Uważa się, że Kremlowi nie przeszkadza, że tracą na froncie ponad tysiąc żołnierzy dziennie, a miesięcznie tracą ponad 890 różnego rodzaju wozów i pojazdów wojskowych. Przecież Rosjanie z ludźmi nigdy się nie liczyli.
W ciągu dwóch lat inwazji Rosjanie stracili około 9 tys. czołgów i wozów opancerzonych i zmuszeni byli sięgnąć po stare czołgi T-62, T-55 czy T-54, pamiętające lata 60. XX wieku, a w ostatnim roku straty w sprzęcie wzrosły w porównaniu z rokiem poprzednim o 60 proc.
Do tego najlepiej wyszkoleni żołnierze, załogi i obsługi wykruszyły się w walce i obecnie na front trafiają rezerwiści po krótkim kursie przygotowawczym. Doświadczenie zdobywają w walce, płacąc za to ogromną cenę.
Ale to nie do końca prawda. Rosyjskie zasoby ludzkie bez mobilizacji nie są wcale nieskończone. Ochotnicy kosztują Rosję krocie, a pozyskanie kolejnych żołnierzy będzie kosztować jeszcze więcej. Wcale nie najlepiej jest też z rosyjską gospodarką. Oczywiście brak ludzi na froncie jeszcze bardziej utrudnia walkę ukraińskim obrońcom. Z coraz większym trudem bronią swoich pozycji.
Wśród Amerykanów jest wielu, którzy twierdzą, że klęska Ukrainy byłaby największą przegraną Europy, ale również Ameryki
Podobnie jest z rosyjskim przemysłem produkujący dla wojska. Mimo że przestawiony jest na tryb wojenny i pracuje 24 godz. na dobę, to wciąż wytwarza o wiele mniej sprzętu i zbrojenia (wyjątkiem amunicja), niż europejskie kraje NATO, w których przemysł dopiero wciąż niemrawo przyśpiesza.
Nad Moskwą wciąż wisi groźba masowego przeniesienia wojny na tereny rosyjskie. Stąd opinie, że Rosja również długo tej wojny nie wstrzyma, oczywiście jeśli Ukraina będzie otrzymywała pomoc z Zachodu i sankcje nałożone na Rosję nie znikną. Putin zdaje sobie sprawę, że musi zakończyć wojnę jak najszybciej.
Prezydent Rosji jest jednak w nieporównanie lepszej sytuacji niż prezydent Ukrainy. Nie tylko na froncie. Do tego ma broń atomową. Stawia twarde warunki, aby móc jak najwięcej zyskać w negocjacjach pokojowych. Wie, że ma do tego atuty. Silne wsparcie Ukrainy odebrałoby mu tę pewność.
Donald Trump jest jednak pewny swojej siły i nic więcej się nie liczy. Nie dopuszcza najwyraźniej możliwości, że prezydent Rosji może go przechytrzyć. Pytanie, czy tak będzie, wciąż pozostaje bez odpowiedzi.
Wydaje się, że wkrótce okaże się, że deklaracje o zakończeniu wojny w dzień po objęciu prezydentury to bajki wyborcze. Tramp będzie miał o wiele trudniej, niż to sobie wymyślił. Jako prezydent będzie nie tylko definiować interesy USA, ale także je realizować. Eksperci wskazują, że Ameryka jest dziś słabsza niż 20 lat temu i amerykański prezydent może dużo mniej.
Również wśród Amerykanów jest wielu, którzy twierdzą, że klęska Ukrainy byłaby największą przegraną Europy, ale również Ameryki.
Do tego niczym miecz Damoklesa wisi nad wszystkimi pytanie, co zrobi Putin z setkami tysięcy rosyjskich żołnierzy, uwolnionych z frontu w Ukrainie. Mogliby się szybko znaleźć na granicy państw bałtyckich i Polski. A to przecież granica wschodniej flanki NATO.
Niewykluczone, że mogą zaatakować państwa bałtyckie, a potem pod groźbą atomówki czekać na negocjacje i zgodę Trumpa na przyłączenie zajętych ziem do Rosji. To scenariusz tak straszny, że aż trudno uwierzyć, by mógł być realny.
Ale bajki….NATO, EU I USA spowodowal/y wojne, nie Rosja. I korupcja, faszyzm Ukrainy. Gbyby Poska mial/a rozum w gl/owie, ogl/osil/aby neutralnos’c’ i zaprosil/a wszystkie strony na konferencje, w Warszawie. Ale tego nie be,dzie
Be,dzie machanie malutka, sl/abiutka, szabelka, Polako’w, pod dyktando America….