Rząd decyduje o zdrowiu. Na szali miliardy złotych

niezależny dziennik polityczny

W środę rząd ma podjąć ostateczną decyzję o zakresie zmian w składce zdrowotnej. Ciemne chmury zbierają się nad reformą szpitali minister Leszczyny. W rządzie trwają też rozważania, jak zatrzymać potężne, ustawowo regulowane podwyżki dla kadr medycznych, które zaczynają dobijać system ochrony zdrowia.

Wiele wskazuje na to, że zakres przyszłorocznych zmian w składce zdrowotnej będzie taki, jaki opisywaliśmy na money.pl. Nieoficjalnie słyszymy, że w środę rząd 13 listopada zatwierdzi zmianę polegającą na obniżeniu wymiaru minimalnej składki (płaconej nawet przez przedsiębiorców zarabiających poniżej wynagrodzenia minimalnego) – będzie to 9 proc. liczone nie od całości minimalnej pensji obowiązującej w danym roku, lecz od 75 proc.

Składka do zmian. W końcu

Zmiana ta wejdzie w życie w przyszłym roku razem z obiecaną likwidacją obowiązku uiszczania składki przy sprzedaży środków trwałych. Nowy element najprawdopodobniej zostanie dołączony jako autopoprawka do rządowego projektu dotyczącego środków trwałych, nad którym już trwają prace w Sejmie.

Koszt reformy, według naszych rządowych rozmówców, powinien wynieść 2-2,5 mld zł. To oznacza, że minister finansów Andrzej Domański zaoszczędzi ponad 1 mld zł (wcześniej deklarował kwotę 4 mld zł na przyszłoroczną reformę składki), które on sam chciałby przeznaczyć na obniżenie deficytu budżetowego. Ale zapewne o te pieniądze zawalczą inni ministrowie – w pierwszej kolejności minister zdrowia Izabela Leszczyna, która nieustannie potrzebuje pieniędzy na obszar zdrowia, czy minister klimatu Paulina Hennig-Kloska, która domaga się zamrożenia cen energii na cały przyszły rok.

Dalsze zmiany w składce miałyby wejść w życie dopiero w 2026 roku. Chodzi o tzw. punkt odcięcia, wynoszący 1,5-krotność przeciętnego wynagrodzenia w całym roku. Poniżej tego progu składka miałaby być ryczałtowa i wynosić 210 zł, a powyżej progu – stanowić 4,9 proc. dochodów, tak jak dziś opłacają ją liniowcy.

Według części naszych rozmówców w ostatnich dniach minister finansów liczył skutki dotyczące obniżenia minimalnego wymiaru składki dla pracujących emerytów i rencistów. Jak pisaliśmy, już blisko milion pracowników i przedsiębiorców w wieku emerytalnym jest na rynku pracy. – To często są właśnie mikroprzedsiębiorcy, więc ich te zmiany obejmą – wskazuje rozmówca z rządu.

Jednak na podkreśleniu kwestii seniorów w nadchodzącej reformie składki zależało zwłaszcza Lewicy, która do tej pory kręciła nosem na zmiany wykraczające poza zmianę w kwestii środków trwałych. – Podkreślenie sprawy seniorów może wpisać się w realizację jednego z kamieni milowych KPO – zaznacza nasz rozmówca z Lewicy.

Ciemne chmury nad reformami minister Leszczyny

Na środowym posiedzeniu rządu, poza składką, przedstawiona ma być także “informacja ministra zdrowia o planowanych i realizowanych zmianach systemowych w ochronie zdrowia”. Nasi rozmówcy nie wiedzą lub nie chcą powiedzieć, z czym na rząd przyjdzie Izabela Leszczyna. Tym bardziej, że sama minister w ostatnim czasie raczej wycofuje się z wcześniej planowanych zmian, zamiast je forsować. Dobitnie świadczy o tym fakt, że z porządku środowego posiedzenia wypadł punkt dotyczący reformy szpitali. Plany reform okazują się kłopotliwe politycznie, bo zakładają zmiany w sieci szpitali i ich przekształcenie, ale to wywołuje obawy i protesty oraz pytania o polityczne efekty zmian.

Przykładem jest temat likwidacji części porodówek. Z przyjętych pierwotnie przez resort założeń wynikało, że około jednej trzeciej tego typu oddziałów miało być zlikwidowanych. Korekta miała się odbywać na podstawie rocznej liczby porodów w danym szpitalu. Ten wskaźnik miał podać resort zdrowia – w projekcie ustawy było to 400 urodzeń. Ale minister Leszczyna już zapowiedziała korektę projektu. Teraz o tym, ile i gdzie będzie porodówek, ustalą zespoły powoływane przy wojewodach. Będą je tworzyć: wojewoda, organy tworzące szpitale (starostowie, marszałkowie, prezydenci miast, konsultant wojewódzki ds. ginekologii i położnictwa).

Minister zdrowia nie może pozwolić na to, żeby ludzie żyli w lęku, że im zabiorą szpital albo zabiorą porodówkę i kobiety nie będą miały gdzie rodzić. Dlatego postanowiłam zmienić ten twardo brzmiący przepis w ustawie, że minister zdrowia określi liczbę porodów – mówiła niedawno Izabela Leszczyna.

Pytanie, na ile to, co się stało, wpłynie szerzej na plany zmian w sieci szpitali, co jest kamieniem milowym w KPO. Już PiS miał kłopoty z tą reformą, ponieważ propozycje zmian były kontestowane przez lokalnych polityków i posłów, wśród których potencjalna likwidacja szpitala w powiecie wywoływała lęki o reakcję wyborców. Zastrzeżenia pojawiają się także na poziomie koalicyjnym. 

Nie będzie zgody na prywatyzację szpitali w jakiejkolwiek formie, jeżeli chodzi o Lewicę. Według nas szpitale nie są po to, żeby zarabiać pieniądze, tylko po to, żeby leczyć ludzi – powiedział w środę na antenie Polsat News Włodzimierz Czarzasty z Lewicy.

Chodzi m. in o możliwość łączenia szpitali ze spółkami, co rodziło obawy z jednej strony o prywatyzację szpitali, a z drugiej np. o to, co stanie się z zadłużeniem jednostek. Ale także w tym przypadku, tak samo jak w przypadku porodówek, resort koryguje zapisy. Wycofywanie się Ministerstwa Zdrowia z kolejnych pomysłów, może postawić znak zapytania nad całą reformą szpitali. Kłopotem jest to, że KPO przewiduje 17 mld zł na ochronę zdrowia i beneficjentami dużej części tej sumy mają być właśnie szpitale. 

Rząd chce przystopować podwyżki

W rządzie coraz częściej słychać też opinie, że trzeba w jakiś sposób zaciągnąć hamulec, jeśli chodzi o mechanizm corocznych podwyżek dla kadr medycznych.

W przyszłym roku musimy chyba pójść na zderzenie. Nie stać nas na takie podwyżki, które pochłaniają 90 proc. tego, co dodatkowo pompujemy w system ochrony zdrowia – wskazuje rządowy rozmówca.

– Ustawa o minimalnym wynagrodzeniu spełniła swoje zadanie. Nie ma już problemu z niskimi wynagrodzeniami w ochronie zdrowia. Tylko, że roczny koszt realizacji tej ustawy to około 15-16 mld zł, a dynamika przypisu składki to około 14 mld zł. Oznacza to, że sama realizacja ustawy o minimalnym wynagrodzeniu w niektórych zawodach medycznych konsumuje nam w 100 proc. dodatkowe środki uzyskane ze składki zdrowotnej – tłumaczy wiceprezes NFZ Jakub Szulc.

W rządzie słychać rozważania, że w idealnym scenariuszu przyszły rok byłby “rokiem spokoju” w obszarze zdrowia – bez kolejnej akcji podwyżkowej, która zostałaby przesunięta z połowy 2025 roku na początek 2026 roku, co umożliwiłoby przeprowadzenie reformy szpitali i rozliczenia przez NFZ większej części nadwykonanych świadczeń.

Przyszły rok to rok wyborów prezydenckich, więc pójście na wojnę ze środowiskiem medycznym to proszenie się o polityczne kłopoty. Co prawda minister zdrowia decyzję o skali podwyżek podejmuje w lipcu (na podstawie rekomendacji Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji), a więc już po wyborach.

Jednak wieści o tym, że rząd szykuje się do niższego wariantu podwyżek czy np. nowelizacji zamrażającej wynagrodzenia na obecnym poziomie, zapewne rozejdą się wcześniej i wywołają kłopoty w kampanii kandydatów koalicji rządzącej. -Trudno ludzi odzwyczaić od myślenia, że nawet jak mają budynek prawie bez lekarzy i sprzętu, to ciągle jest to szpital – przyznaje osoba z rządu.

Żródło: money.pl

Więcej postów

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*