„Schowek” Radosława Piesiewicza. To tam ukrył 13 mln zł

niezależny dziennik polityczny

Radosław Piesiewicz dumnie ogłosił w raporcie: igrzyska w Paryżu kosztowały PKOl tylko 16 mln zł i były najtańsze w XXI w. Przez prawnika wzywa też ministra sportu Sławomira Nitrasa do przeprosin. A jak nie, to do zobaczenia w sądzie. Wojna trwa, więc i propaganda ma się świetnie, bo na igrzyskach w Paryżu wydano nie 16, a 29 mln zł. Gołym okiem widać, gdzie Piesiewicz „schował” brakujące miliony. Pojawiliśmy się w siedzibie PKOl, by go o to zapytać, ale prezes wykonał kolejny unik.

Igrzyska w Paryżu kompletnie podzieliły polski sport. Choć wynik medalowy niespecjalnie odbiegał od tego, do czego jesteśmy od lat przyzwyczajeni – czyli mizerii – to dostarczył pretekstu, by ludzie z dwóch różnych politycznie bajek: Radosław Piesiewicz, który zbudował pozycję za czasów PiS i Sławomir Nitras, minister z ramienia PO, otworzyli front i zaczęli strzelać do siebie z okopów.

Z dalszej części tekstu dowiesz się m.in. tego, gdzie Radosław Piesiewicz „schował” brakujące miliony oraz ile kosztowało wysłanie do Paryża ludzi PKOl. Koszt jednego działacza był wyższy niż sponsora, choć oni mieli zagwarantowane hotele pięciogwiazdkowe i loty biznes klasie.

12 sierpnia Nitras wezwał Piesiewicza do rozliczenia każdej publicznej złotówki wydanej na igrzyska. Prezes PKOl w pierwszej reakcji odmówił, ale konsekwencje – uciekający sponsorzy, krytyka w mediach i kolejne szpilki wbijane przez ministra – zmusiły go do zmiany stanowiska. 30 września, a więc po 49 dniach od apelu Nitrasa, światło dzienne ujrzał „Raport Polskiego Komitetu Olimpijskiego”.

Trzeba przyznać, że tak obszernej finansowej „spowiedzi” publicznej jeszcze w polskim sporcie nie było. Jednocześnie zostawia ona wiele interpretacji i pytań, których zadać się… nie dało. Prezes Piesiewicz na spotkaniu z dziennikarzami się nie stawił. Wysłał swoich najbardziej zaufanych ludzi, bo sam podobno zajęty jest poszukiwaniem sponsorów dla PKOl. Rzeczniczka prasowa i szefowa marketingu, Katarzyna Kochaniak, odpowiadać też nie chciała, ponieważ „wszystko jest w raporcie”. – Przeczytajcie państwo i wtedy proszę się ze mną kontaktować – ogłosiła.

Igrzyska po inflacji. Czyli jak z 20 mln nagle zrobiło się 40

Raport ma 66 stron. Jego prezentację sekretarz generalny Marek Pałus zaczął od najważniejszego. 16 mln 135 tys. 136 zł i 19 gr. – tyle kosztowała PKOl organizacja operacji Paryż 2024. W zestawieniu z wydatkami na sześć ostatnich letnich cykli olimpijskich była to trzecia najwyższa suma, ale autorzy raportu wszystkie kwoty przeliczyli następnie przez „oszacowane” na podstawie danych Głównego Urzędu Statystycznego wskaźniki inflacyjne i ogłosili, że Paryż był… najtańszy. Poniżej grafiki z raportu.

Już sam ten ruch budzi wątpliwości, w końcu większość kosztów ponoszono za granicami kraju, a nie w Polsce, płacono w dolarach bądź euro, a nie złotówkami, więc wskaźniki GUS są tu mocno niedoskonałe. Ale jest jeszcze drugi, nawet bardziej kontrowersyjny zabieg.

Ostatni rozdział w raporcie PKOl dotyczy „Domu Polskiego”, czyli „idee fix” Piesiewicza. Elegancki paryski dworek stał się miejscem spotkań sponsorów, działaczy, dziennikarzy i kibiców z polskimi sportowcami. Miał być wizytówką Polski i był. Tylko za jaką cenę.

Pół miliona złotych za dzień igrzysk. Tyle dołożył PKOl do „Domu Polskiego”

Sam koszt wynajmu budynku w Lasku Bulońskim przekroczył 5 mln zł, był więc wyższy od łącznych kosztów związanych z całą reprezentacją olimpijską (do nich jeszcze przejdziemy – przyp. red.)! Łącznie za „Dom Polski” PKOl zapłacił prawie 13 mln zł, dokładnie 12,8. Zarobił – z biletów i wsparcia… województwa lubuskiego – 4,7 mln. Łatwo więc ocenić, że pod kreską zostało ponad 8 mln. Poniżej wszystkie składowe.

Wydatki na "Dom Polski" w Paryżu

Wydatki na „Dom Polski” w Paryżu

Katarzyna Kochaniak wytłumaczyła na spotkaniu z mediami, że organizacja „Domu Polskiego” pozwoliła w sposób znakomity podnieść atrakcyjność profili PKOl w mediach społecznościowych, że wypracowano tu 15,1 mln zł ekwiwalentu marketingowego dla sponsorów i że MKOl w nieoficjalnym rankingu uznał ten nasz dworek za jeden z pięciu najlepszych domów olimpijskich w Paryżu. Można się zastanowić, czy warto było do tego dokładać pół miliona za każdy dzień. I dlaczego ten koszt ukryto w całkowitych wydatkach PKOl na igrzyska? Czy dlatego, że gdyby go dodać, to budżet napuchłby z 16 do 29 mln i słupki nie wyglądałby już tak korzystnie?

Przy okazji rozmowy o ekwiwalencie marketingowym – czyli kwocie, która ma odzwierciedlać, ile sponsorzy musieliby wydać, żeby uzyskać reklamę o tej wartości, co dzięki współpracy z daną marką – trzeba dodać, że ta sama firma, która wyliczała go dla PKOl, w 2021 r. oszacowała wartość wypracowaną przez pierwszoligowy (drugi poziom rozgrywek – przyp. red.) zespół żużlowy Wilków Krosno na 29 mln zł. Dlatego są to kwoty, do których w biznesie podchodzi się z dużą rezerwą.

Najdrożsi byli na igrzyskach w Paryżu działacze. 38 tys. zł na głowę

Bardzo interesujące wnioski z raportu przygotowanego przez zespół Radosława Piesiewicza można wyciągnąć, porównując koszty wysłania do Paryża sportowców, sponsorów i działaczy PKOl.

– Koszty związane z obsługą kontraktów sponsorskich są wysokie, ale trzeba pamiętać, że w wielu przypadkach nasi partnerzy mieli zagwarantowane w umowach hotele pięciogwiazdkowe czy loty w biznes klasie – asekurował się na spotkaniu z dziennikarzami Marek Pałus. Nie dodał, że to właśnie on, jako sekretarz generalny PKOl i Radosław Piesiewicz te umowy podpisywali, akceptując wspomniane warunki. Dlaczego? Tego pytania prezesowi nie dało się zadać, bo na spotkaniu był nieobecny.

103 pakiety sponsorskie oraz 6 pakietów dla dzieci, zwycięzców konkursu, kosztowało łącznie 3,92 mln zł. Średnio 36 tys. zł na osobę.

Koszt wyjazdu sponsorów i działaczy na igrzyska w Paryżu

Drogo? Działacze PKOI i ich rodziny byli jeszcze drożsi, choć z nimi nikt przecież nie podpisywał kontraktów, gwarantujących luksusy. Jak czytamy w raporcie PKOI 78 wysłanych do Paryża osób to było dla komitetu obciążenie w wysokości 2,96 mln zł.

Wychodzi 38 tys. zł na głowę!

Najtańsi w tym wszystkim okazali się sportowcy i trenerzy. Za 517 akredytowanych osób PKOl zapłacił 4,5 mln zł. Trzeba jednak pamiętać, że zakwaterowanie w wiosce olimpijskiej zapewnia organizator, więc ucieka znaczna część kosztów. Dlatego nie dzielimy całej kwoty na osobę.

Ile tak naprawdę zarobił Radosław Piesiewicz – 48 czy 80 tys.? A może więcej?

Po lekturze raportu za igrzyska w Paryżu nasuwają się dwa podstawowe wnioski. Po pierwsze – komitet zrobił dużo więcej niż w dawnych latach, by o PKOl było głośniej. To bezsporny fakt. Radosław Piesiewicz stał się gwiazdą TikToka i brylował w „Domu Polskim” ze sportowcami, co według autorów podsumowania przyniosło sponsorom wymierne korzyści.

Gośćmi pałacyku byli też dziennikarze, spotkania z polskimi medalistami na pewno ułatwiły im pracę, ale tylko jedna telewizja dostała tu miejsce na studio. Był to Polsat Sport, kierowany na co dzień przez… wiceprezesa PKOl Mariana Kmitę. Z raportu nie dowiemy się, ile zarobił na tym komitet. A to ciekawy, mało przejrzysty wątek.

Po drugie – efektowne słupki i wykresy miały zamknąć dyskusję, a zaledwie ją rozpoczynają. Bo liczby przedstawione zostały tak samo wybiórczo, jak pensja Radosława Piesiewicza, który w 2023 r. miał zarabiać średnio 48 tys. zł, a w 2004 r. – 35. Tyle że netto. Czyli brutto, na umowie o pracę, jakoś ponad 80 i 60 tys. zł. Plus służbowa karta i pokrycie wszystkich kosztów. Wydaje się, że między 48 a 80 tys. zł miesięcznie to jest jednak znaczna różnica.

Rafał Trzaskowski: wydaje nam się, że to być może zostało zrobione z naruszeniem prawa

Sławomir Nitras obstawiał w rozmowie z Magdaleną Rigamonti, że Piesiewicz zgarnia znacznie więcej niż 100 tys. zł miesięcznie. Wygląda na to, że przesadził, za co teraz prawnik prezesa oczekuje przeprosin albo zaprasza do spotkania w sądzie.

Po obu stronach barykady kwitnie kreatywna księgowość, którą zakończyć mogą chyba dopiero twarde liczby i dokumenty po kontroli Krajowej Administracji Skarbowej. O jej kulisach opowiedział w poniedziałek w programie „Fakty po Faktach” zlecający działania prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski.

„Sprawdzamy, na jakiej podstawie i kto wydał taką decyzję (o pensji dla Radosława Piesiewicza – przyp. red.). Wydaje nam się, że to być może zostało zrobione z naruszeniem prawa. Wszystko na to wskazuje. Pytamy, jakie to są pieniądze i odpowiada nam osoba, która nie jest do tego uprawniona, więc oczywiście musimy prosić jeszcze raz o wyjaśnienia. To klasyczna gra na czas, a do tego jeszcze są to bardzo zdawkowe informacje. Przecież wszyscy mamy prawo wiedzieć, na jakiej podstawie prezes PKOl zarabia pieniądze i ile zarabia? W jego interesie powinno być wyjście przed kamery i po prostu jasne powiedzenie: zarabiam tyle i tyle, a tutaj te fakty są ukrywane. Hucpa nieprawdopodobna” — podsumował Trzaskowski.

Źródło: onet.pl

Więcej postów