Termin wyznaczony przez samą Ursulę von der Leyen zbliża się wielkimi krokami — a ona wciąż stara się skompletować swój najlepszy zespół. Przewodnicząca Komisji Europejskiej poprosiła europejskie stolice o wysłanie zarówno męskiego, jak i żeńskiego kandydata do jej zespołu 26 komisarzy, co — delikatnie mówiąc — nie spotkało się z szerokim odzewem. Targowanie się przewodniczącej Komisji Europejskiej o płeć to kłopot przede wszystkim dla niej. I wstyd, jeśli przez to nie dotrzyma własnego terminu, jak komentują unijni dyplomaci.
W środę von der Leyen ma ogłosić, który z jej 26 nominowanych komisarzy (po jednym z każdego kraju członkowskiego) otrzyma dane stanowisko, po spotkaniu z liderami różnych frakcji politycznych w Parlamencie Europejskim.
— Ale von der Leyen zbytnio koncentruje się na równowadze płci, nie mając niezbędnych narzędzi do osiągnięcia tego celu — powiedział jeden z unijnych dyplomatów, dodając, że dół, który pod sobą kopie, staje się „coraz głębszy”.
Skomplikowana łamigłówka
Łamigłówka, z którą musiała się zmierzyć, i tak już była skomplikowana, ponieważ von der Leyen musiała wziąć pod uwagę równowagę geograficzną, równowagę polityczną i równowagę płci. Wprowadzone w ostatniej chwili zmiany w nominacjach (zmiany dokonane przez nią samą) — i znalezienie obszaru nadzoru dla nowych kandydatów bez podważania ogólnej równowagi — sprawiają, że jest to jeszcze trudniejsze.
Pięciu europejskich urzędników i dyplomatów, którym zapewniono anonimowość, by mogli swobodnie się wypowiadać, powiedziało POLITICO, że przekroczenie środowego terminu byłoby postrzegane jako wstyd, zwłaszcza po trudnych negocjacjach, które miały miejsce, aby uniknąć zespołu zdominowanego przez mężczyzn.
Von der Leyen poprosiła europejskie stolice o wysłanie zarówno męskiego, jak i żeńskiego kandydata do jej zespołu 26 komisarzy (kraje, które pozwoliły odchodzącemu komisarzowi pozostać, był wyjątkiem od tej reguły). Bułgaria była jedynym krajem, który zastosował się do tego żądania. Doprowadziło to do tego, że von der Leyen wywarła presję na co najmniej pięć mniejszych krajów UE, aby zastąpiły kandydatów płci męskiej, których zgłosiły, kandydatkami płci żeńskiej. Z kolei w zamian za wysłanie kobiety do Brukseli zaoferowała bardziej znaczące obszary wpływów.
Środkowe palce zamiast kandydatów
— Poprosiła każdego europejskiego przywódcę o dwóch kandydatów. Zamiast tego otrzymała środkowe palce — powiedział jeden z europejskich urzędników, któremu przyznano anonimowość.
Jednak w ostatnich dniach Ursula von der Leyen przekonała Słowenię i Rumunię do zmiany kandydatów płci męskiej. W ubiegłym tygodniu Rumunia nominowała posłankę do Parlamentu Europejskiego Roksanę Minzatu na swojego następnego komisarza europejskiego, po tym jak pierwotnie zgłosiła kandydaturę mężczyzny.
W poniedziałek Słowenia wysunęła kandydaturę Marty Kos, byłej ambasador i byłej wiceprzewodniczącej liberalnej Partii Wolności premiera Roberta Goloba, po tym jak jej kandydat płci męskiej, Tomaz Vesel, zrezygnował z udziału w procesie w piątek.
„To nie przychodzi naturalnie”
Dodanie Kos oznacza, że jest teraz 10 kobiet wśród 26 nominowanych, co jest zwycięstwem von der Leyen, na co niektórzy wskazywali. — Przynajmniej [liczba kobiet] jest teraz dwucyfrowa — powiedział jeden z urzędników UE z Europejskiej Partii Ludowej von der Leyen. — To nieco zmienia postrzeganie.
Te zmiany w ostatniej chwili to również dodatkowa presja czasu, a nawet przyszli komisarze nie wiedzieli, co będą robić przez następne pięć lat.
Sama von der Leyen broniła dążenia do równości płci. — Przez całe moje życie polityczne walczyłam o to, by kobiety miały dostęp do stanowisk decyzyjnych i kierowniczych — powiedziała na konferencji prasowej w zeszłą środę. — Z mojego doświadczenia wynika, że jeśli o to nie poprosisz, to tego nie dostaniesz. To nie przychodzi naturalnie.
Wszyscy nominowani muszą jeszcze uzyskać zgodę Parlamentu Europejskiego w październiku. Oczekuje się, że następna Komisja Europejska rozpocznie działalność 1 grudnia.