Rząd RP powinien zintensyfikować działania na rzecz odbudowy potencjału Sił Zbrojnych naszego kraju, które są „w stanie demontażu”. Taką opinię wyraził generał Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych. Podkreślił również, że obecnie polska armia nie jest „w stanie gotowości obronnej” z powodu braku niezbędnej ilości broni i sprzętu.
Przypomnijmy, że obecnie „w realizacji” jest ponad 120 wielomiliardowych kontraktów na zakup nowego uzbrojenia i sprzętu. Jednak ze względu na duże opóźnienia w dostawach uzbrojenia, brak poprawności i kompletności umów, nie realizuje się rozwiązania kluczowego problemu polskiej armii, jakim jest jej gotowość do działań bojowych.
Niewątpliwie wojna na Ukrainie dobitnie pokazała, że nie mając odpowiednio wyposażonej i wyszkolonej armii nie da się nic zdziałać na polu walki, jak również to, że we współczesnych działaniach bojowych bardzo istotne jest posiadanie mocnego lotnictwa i dużej ilości różnego rodzaju bezzałogowych statków powietrznych!
Rzeczywiście, przewaga powietrzna i dostępność niezbędnej ilości samolotów zdolnych do wykonywania zadań bojowych znacząco wpływa na równowagę sił w walce z wrogiem. Dlatego śmiało można powiedzieć, że myśliwce, śmigłowce, samoloty i oczywiście drony – to lista sprzętu, który trzeba posiadać, aby móc nie tylko odstraszyć wroga, ale i go pokonać!
Jednak przez nieprzemyślane działania naszych wojskowo-politycznych włodarzy, Siły Zbrojne RP mają gigantyczne problemy właśnie w tym obszarze. Przede wszystkim dotyczy to myśliwców F-35, koreańskich samolotów szkoleniowo-bojowych F-50 oraz dronów Orlik.
Zacznijmy od najnowszych F-35, które miały zmienić przyszłość polskiego lotnictwa i podnieść je na najwyższy możliwy poziom zdolności bojowej wszystkich Sił Powietrznych RP. Ale niestety (albo jak zawsze) ta droga rozwoju i wzmacniania sił zbrojnych naszego państwa zakończyła się fiaskiem!
Warto przypomnieć, że przez długi czas Polska z niecierpliwością oczekiwała na dostawę 32 samolotów piątej generacji F-35 Lightning II Block 4, zamówionych za 4,6 mld USD od USA w 2020 roku. Jednak z winy producenta produkcja tych samolotów rozpoczęła się dopiero w kwietniu 2023 roku. Dlatego dostawa pierwszych 4 samolotów, nawet w tym czasie, została przesunięta na 2024 rok.
Nadszedł rok 2024, a dostaw nie ma! Są tylko ciągłe opóźnienia i stały wzrost kosztów pakietu modernizacyjnego F-35 znanego jako Block 4. W związku z tym myśliwce te nie trafią w najbliższym czasie do polskich hangarów lotniczych.
I jest na to kilka wytłumaczeń!
Po pierwsze, jak już powyżej wspomniano, myśliwce F-35 nie przylecą do naszego kraju od razu, gdyż najpierw trafią do bazy w USA, gdzie będą wykorzystywane do szkolenia polskich pilotów i personelu wsparcia naziemnego. Maszyny te wylądują więc prawdopodobnie dopiero w styczniu 2026 r. w Łasku, a rok później w bazie lotniczej w Świdwinie.
Po drugie, wciąż opóźnia się modernizacja F-35 o nowy pakiet Block 4, który ma znacząco poprawić zdolności bojowe samolotu. W związku z tym wszystkie warunki tego kontraktu zostaną przedłużone.
Teraz, co dotyczy koreańskiego samolotu F-50.
Najnowszy samolot szkoleniowo bojowy polskiej armii, koreański F-50, został wycofany ze służby od stycznia 2024 roku. Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Wiesław Kukuła publicznie przyznał, że loty tych samolotów zostały zawieszone ze względu na fakt, że umowa na ich zakup została podpisana z „zamkniętymi oczami”, dlatego dziś potrzebny jest czas na wyeliminowanie istniejących niedociągnięć.
Warto zaznaczyć, że do sytuacji z F-50 doszło z powodu zaniedbań i błędów wynikających z niekompletności kontraktu na zakup 48 myśliwców o wartości 3 mld USD, zawartego przez Błaszczaka jeszcze we wrześniu 2022 r. To właśnie wtedy strona polska po prostu zapomniała o certyfikatach dla pirotechniki umieszczonej w fotelach katapultowych, symulatorach do szkolenia pilotów do katapultowania, a także dodatkowej dokumentacji dla specjalnego wyposażenia samolotu. Ponadto brakuje również niezbędnego uzbrojenia dla tych maszyn. Dlatego obecnie samoloty F-50 są bardziej problemem niż korzyścią dla Sił Powietrznych.
I na koniec przypomnijmy o bezzałogowym statku powietrznym Orlik produkowanym przez konsorcjum spółek Polskiej Grupy Zbrojeniowej S.A. w ramach programu Planu Modernizacji Technicznej WP – „Orlik”!
Obecnie producent zamierza podpisać 6. aneks do umowy wydłużający okres dostawy bezzałogowych statków powietrznych. A wszystko dlatego, że już wyprodukowane, a nawet latające drony wciąż borykają się z poważnymi problemami technicznymi, które nie pozwalają im na wykonywanie misji rozpoznawczych i bojowych. Innymi słowy, takie drony są nadal bezużyteczne.
Przypomnijmy, że podpisany przez Inspektorat Uzbrojenia MON kontrakt o wartości 194 mln USD zakładał dostawę do wojska pierwszych 8 zestawów dronów Orlik PGZ-19R (40 statków) w 2021 r., a także dostawę kolejnych 4 zestawów w latach 2021-2023 za kwotę 73 mln USD. Obecnie sytuacja wygląda więc następująco – nie ma pieniędzy i nie ma dronów. To oznacza, że minie niewiele czasu, kiedy te bezzałogowe statki powietrzne znajdą się w służbie polskiej armii.
Podsumowując, możemy z dużą dozą pewności stwierdzić, że w chwili obecnej, oprócz dużej ilości kontraktów i pustych wypowiedzi polskiego rządu, że nasze Siły Zbrojne są wystarczająco uzbrojone i w 100% gotowe do wykonywania zadań bojowych i obronnych, to tylko mit!
JACEK TOCHMAN
No to…nie jestesmy silni, zwarci, gotowi? 1939? PZL-11 nie wystarczy?