– Będzie wielkie narzekanie, bo ceny energii będą ponad możliwości wielu budżetów, nie tylko domowych – ostrzega w rozmowie z portalem WNP PL Herbert Leopold Gabryś, były wiceminister przemysłu odpowiedzialny za energetykę.
- – Europejski Zielony Ład przyniesie wiele kosztów i wiele rozczarowań – przewiduje w rozmowie z WNP PL Herbert Leopold Gabryś, były wiceminister przemysłu odpowiedzialny za energetykę.
- – Europa stanie się w części jeszcze zasobniejsza, ale w części jeszcze uboższa. Dla Polski to groźba, jak szacują niektórzy specjaliści, utraty nawet połowy dochodu narodowego, licząc na głowę mieszkańca – dodaje rozmówca WNP PL.
- – Czeka nas społeczny bunt! Nie dotyczy to tylko rolników – uważa Herbert Leopold Gabryś.
Jak zapatruje się pan na Europejski Zielony Ład?
– W mediach i nie tylko mamy zdziwienie w kwestii kolejnych wprowadzanych bądź przygotowywanych regulacji z obszaru tzw. Europejskiego Zielonego Ładu.
Przypomnę tylko, że nie dzieje się to od dziś i jest to przy udziale naszym: naszych rządów i polityków. Europejski Zielony Ład to pokłosie porozumienia paryskiego.
Niektórzy jakby o tym zapomnieli.
– Porozumienie wieńczyło w 2015 roku 21. Konferencję ONZ w sprawie zmian klimatu. Unia Europejska i wszystkie jej państwa członkowskie podpisały i ratyfikowały porozumienie paryskie i są zdecydowane je wdrożyć.
Tam państwa Unii postanowiły, że to UE podejmie działania, dzięki którym do 2050 roku będzie mogła jako pierwsza na świecie stać się społeczeństwem neutralnym klimatycznie, sprawiedliwym i dostatnim. Z gospodarką nowoczesną, zasobooszczędną i przyjazną środowisku.
Nie tylko gospodarka, ale i pierwsze na świecie społeczeństwo stanie się neutralne klimatycznie. Porozumienie weszło w życie 4 listopada 2016 roku, gdy spełniony został warunek jego ratyfikacji przez co najmniej 55 państw odpowiedzialnych za co najmniej 55 proc. globalnych emisji gazów cieplarnianych. Zatem tam był początek tego, co dziś wywołuje społeczne emocje. Nie tylko wśród rolników i nie tylko w Polsce.
W porozumieniu paryskim mamy początek unijnych zobowiązań i euforii. Któż by nie chciał, żeby było jak w założeniach: zielono, zdrowo i bogato. A potem to już jest tylko konsekwencja tych klimatycznych ambicji.
Działania skupiają się przede wszystkim na transformacji technologicznej i gospodarczej. Nie docenia się natomiast i nie oferuje wiele, jeśli chodzi o problemy społeczne.
A te problemy – z zaszłości, ale nie tylko – różnicują istotnie regiony Europy. Bez powrotu do ich oszacowania i skompensowania różnic – wynikających z kosztów społecznych – Europa stanie się w części jeszcze zasobniejsza, ale w części jeszcze uboższa.
Dla Polski to groźba, jak szacują niektórzy specjaliści, utraty nawet połowy dochodu narodowego, licząc na głowę mieszkańca. Jeśli miałoby pozostać tak, jak jest, to – na miarę skali i terminów wyzwań przebudowy społeczeństw Europy – Zielony Ład pozostanie kosztowną uległością populizmowi niektórych wizjonerów.
A to w konsekwencji zburzy spokój i co ważniejsze – wiarę w założenia sprawiedliwej transformacji klimatycznej. Społeczeństwa Europy ze zdziwieniem i strachem zauważają bowiem, że coraz więcej od szlachetnych zawołań jest ingerencji w nasze codzienne życie. Z decyzji na już albo na niebawem.
Ogrzewanie – z gazowymi restrykcjami, wysokie normy emisyjne dla samochodów ze strefami zakazu wjazdu w obszarach miejskich, normy i świadectwa energetyczne dla obiektów mieszkalnych nowych i niebawem starych – i co by tam jeszcze.
„Czeka nas społeczny bunt! I nie dotyczy to tylko rolników”
Co zatem nas czeka?
– Czeka nas społeczny bunt! Nie dotyczy to tylko rolników. Niektórzy ironizują, że części z nas przyjdzie mieszkać w szałasach. Tam bowiem nie trzeba będzie kupować bardzo drogiej energii.
Można żyć na przykład bez pompy ciepła i bez certyfikatu energetycznego. Także bez kosztownej i nieracjonalnej w starych obiektach termomodernizacji i świadectwa energetycznego.
Jakie będą konsekwencje wprowadzania w Polsce rozwiązań wynikających z Europejskiego Zielonego Ładu?
– Konsekwentne wprowadzanie przyjętych zobowiązań obejmie kosztami polityki klimatycznej kolejne obszary działalności gospodarczej: przemysł, transport czy budownictwo. Z rujnującymi konkurencyjność wielu gałęzi gospodarki kosztami działań dla ograniczenia emisji.
Będzie podwyższanie norm energetycznych dla budowli nowych i tych starych także, choć dopiero po kilku latach. Będą rosnące koszty uprawnień do emisji CO2. Niektórzy wieszczą już w 2026 roku blisko 120 euro za uprawnienie i co najmniej 150 euro w 2030 roku.
A przy tym będzie rosnące zdziwienie i szok, że mimo lekcji z pandemii koronawirusa, a potem załamania gospodarek oraz rynków paliw i energii, a wreszcie retorsji nie tylko paliwowych wynikających z agresji Rosji na Ukrainę, taki „fajny plan” stał się tak bardzo nieracjonalny. Zarówno co do założonego tempa zmian, jak i kosztów.
Dla Polski dzisiaj oznacza to tyle, co dla innych krajów: potrzebę przemyśleń i policzenia, ile nas tak naprawdę będzie to kosztowało. Zapisano, że dla nas Zielony Ład jest szansą na przejście na gospodarkę niskoemisyjną i odejście od gospodarki pochłaniającej nieodnawialne zasoby naturalne.
Jeśli jednak dziś z konsekwencji jego wprowadzania postrzegamy, że dotyka nie tylko szeroko rozumianej energetyki, ale także budownictwa, przemysłu, transportu i gospodarstw domowych, to aż strach pomyśleć, dokąd to zmierza.
No właśnie, dokąd?
– Już nie tylko rolnicy muszą się bać. Koszty obejmą wszystkich! W konstrukcji założeń Zielonego Ładu nie uwzględniono w należytej wadze nie tylko kosztów, ale i problemów społecznych.
Będziemy z przerażeniem obserwować kolejne odsłony tego procesu. Z przerażeniem, bowiem to za szybko i za drogo w stosunku do wcześniejszych optymistycznych wyobrażeń.
Do tego bardzo różnie się to będzie kształtować w kosztach dla różnych regionów Europy i ich mieszkańców. Wprawdzie utworzono specjalny Mechanizm Sprawiedliwej Transformacji na trzech filarach. Ten pierwszy filar będzie zapewniał finansowanie przede wszystkim w formie dotacji, natomiast filary II i III będą realizowane poprzez Invest EU i instrument pożyczkowy Europejskiego Banku Inwestycyjnego. Polska miała liczyć na wsparcie Funduszu Sprawiedliwej Transformacji (FST) do kwoty 3,5 mld euro.
Połowa środków miała być dostępna dla Polski od początku funkcjonowania FST. Dziś wielu ekspertów ocenia, że procedury jego przyznawania są obwarowane nadmiernymi warunkami. Ich spełnienie jest bardzo różne dla różnych krajów Wspólnoty.
Bywa, że na granicy uznaniowości politycznej. Aby spuentować Zielony Ład w dzisiejszej projekcji, to przyniesie on wiele kosztów i wiele rozczarowań. I zburzy w osądzie to, co dotąd zrobiono dobrego.
Jak Europejski Zielony Ład już wpływa i będzie wpływał na elektroenergetykę w Polsce?
– Droga naszej transformacji energetycznej to nie tylko Zielony Ład. Bezwzględnie jednak nie powinna ona pomniejszać bezpieczeństwa energetycznego. Póki co, nam się to udaje.
Nie dotykają nas przerwy w dostawach energii elektrycznej. Dywersyfikacja dostaw gazu jest udana i na czas. Skutecznie pomniejsza strach przed jego brakiem. Aktywa węglowe spółek energetycznych w Polsce są w stanie ubezpieczyć potrzeby zasilania w energię elektryczną.
Tu jest cenność aktywów węglowych. Inna dziś niż w czasie, gdy koncepcja powołania Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego (NABE) wynikała przede wszystkim z głoszonej potrzeby uwolnienia naszych koncernów energetycznych od węglowego balastu.
Od tego czasu wiele się zmieniło. Aby zrozumieć, co przyniesie Zielony Ład energetyce w Polsce, potrzeba korekty Polityki Energetycznej Polski do 2040 roku. Wiemy, że postrzeganie wartości własnych zasobów węgla zmieniło swój kontekst.
Dlaczego?
– Chiny Indie i nie tylko zwiększają swoją generację – także znaczącymi przyrostami wydobycia i importu węgla. Wróciły one w istotnej części do rozwoju gospodarczego właśnie przy udziale węgla.
Dla zachowania niezbędnej – i możliwej z uwarunkowań własnych zasobów – suwerenności energetycznej i rozwoju społecznego bez nadmiernych obciążeń kosztami ochrony klimatu.
„Elektroenergetyka w Polsce jest w stanie zagrożenia niedoborem w bilansie energii już po 2026 roku”
U nas niektórzy biją na alarm, że jeszcze trochę i może nam brakować prądu.
– Elektroenergetyka w Polsce jest w stanie zagrożenia niedoborem w bilansie energii już po 2026 roku. Mamy dwa lata w miarę spokojne. Bez groźby przerw w dostawach energii z powodu braku mocy.
Po 2025 roku część bloków może być odstawiona właśnie z przyczyn restrykcyjnych norm emisyjnych. I będą to bloki stanowiące dziś ponad połowę mocy dyspozycyjnych w gestii operatora. Jeśli nie rozwiążemy pustki, to niektórzy, na przykład prezes PSE (Polskich Sieci Elektroenergetycznych – przyp. red.), określają niedobry mocy w 2026 roku na 3 400 MW, w 2034 roku do 6 800 MW, natomiast w 2040 roku 13 600 MW.
Dziś – przy niskim zużyciu energii na kierunku zachodnim – z nadwyżek zasilamy nasz system dużym importem. Także w pierwszych miesiącach 2024 roku tak było. Prognozy rozwoju gospodarczego dla Niemiec z najnowszego raportu Międzynarodowej Agencji Energetycznej nie są optymistyczne. Zużycie energii jest dużo mniejsze niż potencjał bezpiecznej generacji. Nadwyżka jest „pompowana do nas”.
Podobnie jak w 2022 roku głównym czynnikiem zmniejszającym zapotrzebowanie na energię elektryczną była słabsza konsumpcja w sektorze przemysłowym. I choć ceny energii nieco spadły, to pozostały powyżej poziomu sprzed pandemii. A póki co – także z przyczyn kosztów pakietu zimowego – ceny energii elektrycznej dla energochłonnych gałęzi przemysłu w Unii Europejskiej w 2023 roku były prawie dwukrotnie wyższe niż w Stanach Zjednoczonych i Chinach.
To fatalne dla konkurencyjności unijnej gospodarki.
– Energochłonne gałęzie przemysłu w naszym regionie nadal borykają się ze znacznie wyższymi kosztami energii elektrycznej w porównaniu ze Stanami Zjednoczonymi i Chinami w następstwie inwazji Rosji na Ukrainę.
Zwiększyła się różnica cenowa między nimi w Unii Europejskiej a sektorami w Stanach Zjednoczonych i Chinach. Istniała już przed kryzysem energetycznym. Ale nie w tej skali – rugując je do obszarów poza Europę. Tak ma być co najmniej do 2026 roku. Nasze bloki węglowe zmniejszają produkcję. Za 2023 rok na węglu brunatnym mniej o 26,41 proc., a na kamiennym mniej o 12,71 proc. W efekcie ponosimy utrzymanie ich gotowości – kopalń i elektrowni.
Jak ten Europejski Zielony Ład wpływa i będzie wpływał na ceny naszej energii?
– Dane dostępne publicznie są od kilku dni. Ceny na rynku detalicznym dla odbiorców końcowych z umów kompleksowych (zakup energii łącznie z usługą dystrybucyjną) ogółem zwiększyły się o 10,7 proc. do kwoty 893,5 zł/MWh. Różnie dla różnych grup odbiorców. Na wysokim napięciu to 951,3 zł/MWh wobec 775,3 zł/MWh w 2022 roku. Odpowiednio na średnim napięciu 929,6 zł/MWh wobec 757,7 zł/MWh. A na niskim napięciu 1 278,8 zł/MWh wobec 1 188,0 zł/MWh. Gospodarstwa domowe płaciły ogółem za 2023 rok 784,0 zł/MWh, a w 2022 roku 728,3 zł/MWh. Zwiększyły się znacząco opłaty dystrybucyjne, bowiem o 60,2 zł/MWh, to jest o 22,4 proc. W sumie elektroenergetyka w Polsce za 2023 rok poniosła koszty za uprawnienia do emisji w wysokości 40 544 mln zł.
Jednostkowy koszt energii sprzedanej w elektrowniach na węglu brunatnym za 2023 rok wynosił 501,5 zł/MWh. W roku wcześniejszym 349,4 zł/MWh. Danych za 2021 rok w statystyce publicznie dostępnej trudno się doszukać. Tej energii w strukturze produkcji za 2023 rok było 19,6 proc. W tej proporcji koszt pozyskania uprawnień przeniósł się na cenę końcową w systemie.
Na węglu kamiennym odpowiednio za 2023 rok 383,1 zł/MWh, gdy przed rokiem było to 251,9 zł/MWh. Pomijając całą resztę – to prosty wizerunek tego, co tzw. Zielony Ład wnosi do kosztów naszej energii.
A przecież co najmniej do lat czterdziestych bloki te w niemałej części muszą pracować. Mamy przykład, że da się je przystosować do tego kosztem niewspółmiernie niższych nakładów niż budowa na ten czas nowych mocy. Ktoś powie: a atom? Cóż, wielu jest tych, co mówią o nim dużo. Ale tych, co wiedzą, jakby mniej.
„Odbiorca będzie coraz oszczędniej gospodarował energią. Do granic wydolności finansowej”
Czy tempo zmian wynikające z założeń Europejskiego Zielonego Ładu nie będzie dla nas zbyt szybkie?
– Oznaczać ono będzie za duże koszty i za krótki czas. Nie tylko dla nas. Tym bardziej wobec zamiarów redukcji emisji o 90 proc. już w 2040 roku. Dziesięć lat szybciej! Jawią się jednak w przestrzeni parlamentarnej UE nawoływania do rewizji obydwu tych elementów, czyli kosztów i czasu.
Tom Vandendriessche, belgijski i flamandzki polityk, wywodzący się z – uznawanej za nacjonalistyczną – partii Interesu Flamandzkiego, która jest najbardziej popularna obecnie we Flandrii, ale zyskuje także na znaczeniu w całej Belgii, zgłosił publicznie projekt, aby Rada, Komisja i Parlament zaangażowały się w renegocjacje w celu zniesienia Zielonego Ładu.
Tutaj cytat z przygotowywanego przez tego pana projektu: „Unia Europejska kiedyś stawiała na dobrobyt i pokój wraz z poszanowaniem tożsamości i suwerenności, ale coraz częściej zaprzecza tej podstawowej zasadzie”. Cóż, a gdzie są nasi euro- i nie tylko europolitycy?! Europejski Zielony Ład z projekcją rosnących kosztów tendencji nie zmieni. Będzie drożej albo jeszcze dużo drożej!
Czekają nas w tym także bardzo trudne i kosztowne inwestycje informatyczne w całym obszarze KSE (Krajowy System Elektroenergetyczny – przyp. red.). Bowiem bez możliwości osądu stanu generacji i poborów w czasie rzeczywistym nie da się wykorzystać możliwości rozbudowanego systemu generacji. Rośnie znacząco moc i generacja źródeł niesterowalnych przy niewielkich zmianach w mocy jednostek wytwórczych centralnie dysponowanych (JWCD).
Za to wszystko odbiorca końcowy energii będzie płacił.
– Dokładnie. Także za rozczarowania, jakie dziś niesie polityka klimatyczno-energetyczna UE. Będzie przy tym narzekał, bo bez energii się przecież nie da żyć.
A będzie wielkie narzekanie, bo ceny energii będą ponad możliwości wielu budżetów, nie tylko domowych. Zbiedniejemy! A z kosztów niezbędnych dla spełnienia potrzeb systemowych zbiednieje także budżet państwa.
Odbiorca będzie coraz oszczędniej gospodarował energią. Do granic wydolności finansowej. Będzie poszukiwał także energooszczędnych technologii w kosztownych inwestycjach. I może o to chodzi, aby je kupował. Szkoda tylko, że już nie są one nasze. I nie gospodarki unijnej. Bowiem tę rundę gospodarczej rywalizacji UE już przegrała! Także z przyczyn zbyt wielkich ambicji w zakresie Europejskiego Zielonego Ładu.
Źródło: wnp.pl