Sankcje przegrały z chciwością. Rosja wciąż zarabia krocie na ropie

Niezależny dziennik polityczny

W dwa lata po ataku Rosji na Ukrainę nie udało się zastopować rosyjskiego eksportu ropy naftowej. Moskwa wciąż zarabia krocie. Skutki embarga, odłożone w czasie, będą jednak dla Rosji dotkliwe.

  • Po agresji na Ukrainę głównymi odbiorcami rosyjskiej ropy stały się Indie i Chiny, gdzie jednak Rosja sprzedawała surowiec z upustem.
  • Ze względu na coraz bardziej restrykcyjne przestrzeganie sankcji nałożonych na Rosję po jej napaści na Ukrainę, Moskwa może mieć większy problem ze sprzedażą surowca.
  • Obecne sankcje odbiją się w dłuższej perspektywie na rosyjskich zdolnościach produkcji ropy.

Rosja obok Arabii Saudyjskiej i USA należy do największych producentów ropy naftowej na świecie. Eksport ropy i produktów ropopochodnych jest zaś pod względem przychodów budżetowych dla Kremla kluczową kwestią. Przed wojną wpływy z eksportu ropy i podatków z tym związanych w rosyjskim budżecie wynosiły od 30 do 35 proc. (dane amerykański Departament Skarbu). Obecnie to około 25 proc.

Pomimo licznych sankcji, rosyjscy producenci nadal całkiem dobrze radzą sobie z nakładanymi przez państwa zachodnie ograniczeniami.

Ropy jest na świecie zbyt mało, aby się obyć bez surowca z Rosji

Z produkcją rzędu 9,5 mln baryłek na dobę (dane Międzynarodowej Agencji Energetycznej za jesień ubiegłego roku) udział Rosji w światowym rynku produkcji ropy naftowej wynosi około 12 proc. Przed 24 lutego 2022 roku sam europejski import ropy z Rosji wynosił około 3,8 mln baryłek na dobę.

Problem w tym, że z importu rosyjskiej ropy nie można było zrezygnować ani natychmiast, ani całkowicie. Zwłaszcza że Organizacja Krajów Eksportujących Ropę Naftową (OPEC) pod przewodnictwem Arabii Saudyjskiej – która to ustala poziomy produkcji wraz z sojuszniczymi krajami niebędącymi jej członkami, takimi jak Rosja – dał jasno do zrozumienia, że nie zwiększy wydobycia, aby zrekompensować utratę dostaw z Rosji spowodowaną bojkotem.

Całkowita rezygnacja z rosyjskiej ropy oznaczałaby rozchwianie światowej gospodarki i uderzyłaby w najbiedniejsze kraje. W obliczu niedoborów surowca ropa zaczęłaby drożeć, co np. wykluczyłoby z rynku miliony konsumentów paliwa w Afryce.

Jak powiedział zapytany o „zastępowalność” rosyjskiej ropy Claudio Galimberti, wysokiej rangi menedżer w prestiżowym Rystad Energy: z teoretycznego punktu widzenia jest to możliwe (tj. wykluczenie rosyjskiej ropy z rynku). Jednak z operacyjnego punktu widzenia byłoby to  bardziej skomplikowane. Ropy dla chętnych by nie brakowało, ale poważnym problemem byłoby jej dostarczenie.

Sankcje nałożone na eksport rosyjskiej ropy naftowej są nadal nieskuteczne

Przełomem w polityce Zachodu wobec Kremla miało być obcięcie dochodów Rosji ze sprzedaży ropy naftowej. W grudniu 2022 roku państwa UE porozumiały się w sprawie ustanowienia tzw. pułapu cenowego. W praktyce oznaczało to, że Rosja nie będzie mogła sprzedawać ropy w cenie wyższej niż 60 dol. za baryłkę. Od początku pojawiły się wątpliwości, czy uda się to osiągnąć.

Jak tłumaczył w momencie ustanawiania pułapu Szymon Kardaś z Ośrodka Studiów Wschodnich: wydaje się wątpliwe, by ustanowiony przez państwa UE pułap cenowy przyczynił się do osiągnięcia kluczowego celu, jakim jest obniżenie dochodów Rosji ze sprzedaży ropy.

Po pierwsze ustanowiona bariera była zbyt niska. Ówcześnie rosyjska ropa była sprzedawana po niższych cenach w Europie. Co jeszcze bardziej kluczowe, 60 dol. za baryłkę to około dwa razy więcej niż koszt produkcji w Rosji.

Dowodem na nieskuteczność tych działań mogą być dane fińskiego niezależnego centrum analitycznego CREA. Owszem przychody rosyjskie z eksportu ropy były niższe, ale spadek nie był spowodowany wyłącznie kwestią ograniczeń cenowych. Po prostu ropa od momentu ataku na Ukrainę zaczęła tanieć.

I tak np. w lutym 2022 roku (wojna wybuchła 24 lutego), dobowe przychody z rosyjskiego eksportu ropy drogą morską wynosiły około 260 mln euro. Tymczasem obecnie jest to około 200 mln euro (dane za listopad 2023 roku). Tyle że po drodze mamy mnóstwo dodatkowych czynników. Np. burze w basenie Morza Czarnego spowodowały spadek przychodów Rosji z eksportu ropy drogą morską o 12 proc.

Co ciekawe jak pisze CREA, od wprowadzenia sankcji w grudniu 2022 roku do końca listopada 2023 roku rygorystyczne przestrzeganie pułapu cenowego skutkowałoby 12-procentową redukcją przychodów Rosji, na łączną kwotę 16,7 mld euro. To zbyt mało, aby zatrzymać machinę Putina.

Do Azji płynie flota tankowców widmo z ropą Putina, część pod europejskimi banderami. Nie wolno, ale się opłaca

Dodatkowo kraje zachodnie przegrały z chciwością niektórych importerów ropy. Dla niektórych państw atak Moskwy na Kijów stał się okazją do krociowych zysków, a śmierć tysięcy Ukraińców – w tym cywilów – nie miała dla nich znaczenia.

Największymi importerami rosyjskiej ropy stały się Chiny i Indie – ogromne i ropochłonne gospodarki państw, które wojnę w Europie traktują – by użyć języka dyplomacji – bardzo pragmatycznie.

Indie zaspokajały w ubiegłym roku miesięcznie w Rosji nawet 40 proc. swoich potrzeb, jeśli chodzi o import ropy (za analitykami Refinitiv Oil Research). Co ciekawe znaczny odsetek stanowiła tu ropa typu Ural. A więc ta sama, która napędzała w przeszłości nasze rafinerie.

Generalnie w 2022 roku import ropy naftowej z Rosji wzrósł w Indiach aż dziesięciokrotnie – w porównaniu do roku 2021, kiedy to w całości eksportu ropy do Indii ta rosyjska stanowiła zaledwie 2 proc.; rok później było to już aż 20 proc.

Zarówno Chiny jak i Indie korzystają tu z rabatu, chętnie udzielanego przez Rosję. Indyjskie rafinerie kupują rosyjską ropę za pośrednictwem portów w Grecji, Korei Południowej i Hiszpanii, a także bezpośrednio z Rosji.

Jednak być może to się zmieni. W grudniu (dane za firmą analityczną Kpler) Indie sprowadziły najmniej rosyjskiej ropy od stycznia 2023 roku.

Przyczyną ograniczenia importu mają być zaostrzone egzekwowanie sankcji nałożonych przez G7 i powiązane z tym problemy z płatnościami.

Coraz ostrzej kontrolowane są statki przewożące rosyjską ropę, a firmy żeglugowe obawiają się o konsekwencje takich działań.

Znakiem czasu było pojawienie się prawdziwych flot widmo – statków unikających zdradzania swojej tożsamości i docelowych portów. Szeroko rozpisywał się o tym Bloomberg. Agencja wskazywała, że w ten sposób także zachodni armatorzy chcą zarobić na transporcie rosyjskiego surowca, nawet jeśli podpada on pod restrykcje.

Wydaje się obecnie, że problemy z eksportem rosyjskiej ropy będą narastać. Jak wyliczał pod koniec ubiegłego roku w państwowej telewizji Rossija-24 wicepremier Rosji Aleksander Nowak, 90 proc. eksportu rosyjskiej ropy w 2023 roku trafiło do Chin i Indii. Przy czym udział Chin w eksporcie Rosji to obecnie 45-50 proc., a Indii – 40 proc.

W tym samym czasie udział Europy w rosyjskim eksporcie ropy spadł do jedynie około 4-5 proc. (z około 40-45 proc.). Jeśli obostrzenia będą jeszcze bardziej przestrzegane, ból głowy rosyjskich nafciarzy może wzrosnąć.

Odłożone w czasie skutki sankcji na ropę mogą być bardzo bolesne dla Rosji

Wydaje się, że obecnie kraje zachodnie w sprawie rosyjskiej ropy nie są w stanie nic więcej zrobić. Czy na Kremlu mogą więc strzelać korki od szampanów? Wszystko zależy od tego, w jak długiej perspektywie myśli administracja prezydenta Rosji Władimira Putina. Czy chodzi jej o przetrwanie i zdobycie pieniędzy na prowadzenie wojny, czy myśli też o tym, co po jej zakończeniu.

Faktem jest, że mimo ograniczeń poziom wydobycia ropy naftowej w Rosji utrzymuje się. Zdaniem Rosjan, ale i zachodnich analityków – rosyjska branża naftowa przetrwała ubiegły rok całkiem dobrze. Według cytowanego przez Bloomberga analityka agencji Kpler Wiktora Katony wyjście z Rosji dużych zachodnich firm świadczących usługi naftowe miało minimalny wpływ na poziom wydobycia.

Według Darii Melnik, wiceprezes ds. poszukiwań i wydobycia w norweskiej firmie konsultingowej Rystad Energy, tylko 15 proc. produkcji ropy w Rosji zależy od technologii „nieprzyjaznych” krajów.

To wszystko prawda, jednak jeszcze ważniejsza niż technologie wydobywania jest technologia poszukiwania nowych zasobów węglowodorów. Gdy na początku obecnego wieku błyskawicznie rósł koncern Jukos, to jednym z pierwszych kroków głównego akcjonariusza spółki Michaiła Chodorkowskiego było zatrudnienie specjalistów zajmujących się poszukiwaniami ropy i zakup potrzebnego do tego sprzętu. Ten w całości importowany był z krajów zachodnich, głównie z USA.

Dlaczego to tak istotne? Bo pojawiają się informacje, które wskazują, że obecny poziom wydobycia Moskwie będzie  bardzo trudno utrzymać, o ile w ogóle będzie to możliwe.

Jak podał cytowany w The Moscow Times Jewgienij Pietrow, szef agencji Rosnedra, zajmującej się m.in. zasobami mineralnymi, liczba nowo odkrytych złóż gazu ziemnego i ropy naftowej w 2023 roku była rekordowa (43 nowe złoża).

Ten rekord jest jednak wielce wątpliwy. Faktycznie w latach 2020, 2021 i 2022 liczba odkrytych złóż ropy naftowej była niższa i wynosiła odpowiednio 39 i po 37.   

Ważne jest jednak porównanie: w latach 2002-2010, gdy w Rosji zbierano efekty inwestycji w poszukiwania węglowodorów przez zachodnie firmy, liczba odkrytych złóż sięgnęła aż 367, czyli około 70 rocznie! Od tego czasu następuje spadek nowych odkryć…

To nie koniec problemów Moskwy. Chodzi również o jakość zasobów. Spośród odkrytych złóż tylko jedno, według klasyfikacji rosyjskiej, należy do kategorii złóż dużych – złoże naftowo-gazowe Maganow na dnie Morza Kaspijskiego, odkryte przez Łukoil, posiadające zasoby rzędu 8,4 mln ton ropy i 136 mld m sześc. Za średnie uważa się kolejne złoże – złoże Orłow, ujawnione w regionie Orenburga przez Gazprom Nieft, z zasobami 7,5 mln ton. Pozostałe złoża są małe i bardzo małe.

Tak więc wiele wskazuje na to, że choć obecnie rosyjska ropa radzi sobie z ograniczeniami w sprzedaży, jakie narzucają jej państwa zachodnie, to wkrótce może powstać inny problem – skąd ropę wziąć po wyczerpaniu eksploatowanych złóż?

Źródło: wnp.pl

Więcej postów