Czy premier Orban blokuje pomoc dla Ukrainy, grając o dostęp do funduszy UE? A może to problem „klubu przyjaciół Putina”? Unijni przywódcy nie pozwolą zbankrutować Kijowowi, ale ponadto spróbują przełamać weto Węgra.
Pomoc finansowa Unii dla Ukrainy to główny temat czwartkowego szczytu UE [1.2.2024], który został zwołany wyłącznie z powodu grudniowego weta premiera Viktora Orbana wobec pakietu 50 mld euro dla Kijowa na lata 2024-27. Węgier – pomimo wielu zapewnień, że to jego czerwona linia – zgodził się wtedy na zielone światło szczytu UE dla rozpoczęcia negocjacji członkowskich Ukrainy z Unią (zrezygnował z weta, „wychodząc na kawę” podczas zatwierdzania tej decyzji). Ale jednocześnie powiedział „nie” wobec pomocowego Instrumentu dla Ukrainy.
Budżet ukraiński ma gotówkę do marca, a UE – jeśli trzeba, to w gronie 26 krajów bez Węgier – ma narzędzia, by wypłacić Kijowowi pieniądze na czas.
Jednak wyjściowym celem dzisiejszego szczytu jest porozumienie wszystkich 27 krajów, czyli zmuszenie Orbana do wycofania się ze sprzeciwu wobec wsparcia dla Kijowa. Czy cała reszta 26 krajów Unii ma wspólną linię? Czy Słowak Robert Fico nie przejdzie na stronę Orbana? – Nie, blok 26 krajów UE jest skonsolidowany w kwestii Instrumentu dla Ukrainy – odpowiada, niezależenie od siebie, paru różnych urzędników zaangażowanych w przygotowania szczytu UE.
Węgier chce zachować prawo weta
Żądania Orbana, choć ubierał je od listopada w różnorodne i czasem niespójne formy, sprowadzają się do zapewnienia sobie corocznego prawa weta wobec kolejnych rocznych transz z funduszu dla Ukrainy. To nie do przyjęcia dla innych krajów Unii, bo celem nowego pakietu pomocowego jest zapewnienie stabilnego finansowania dla Ukrainy na najbliższe cztery lata. Tym ważniejsze, że obecne spory w USA są ogromnym ciosem w wiarygodności stabilnej pomocy ze strony Ameryki.
Dyplomaci 26 pozostałych państw Unii zgodzili się wczoraj co do ścieżki, którą Orban – jeśli zechce – może na dzisiejszym szczycie wycofać się ze swych nierealistycznych żądań. „Na podstawie dorocznego raportu Komisji Europejskiej o wdrażaniu Instrumentu dla Ukrainy, Rada Europejska [szczyt UE] będzie co roku przeprowadzać debatę na temat Instrumentu w celu uzgodnienia wytycznych” – głosi projekt pisemnych postanowień dzisiejszego szczytu UE.
Orban mógłby zatem chwalić się swym zwolennikom, że uzyskał w Brukseli prawo do corocznej dyskusji szczytu UE o unijnym finansowaniu dla Ukrainy. Ale to nie oznaczałoby wymogu jednomyślności dla dalszych wypłat. A zatem nie dawałoby Węgrowi prawa weta.
Sam projekt funduszu pomocowego dla Ukrainy od samego początku jest powiązany z wymogami reform, a ponadto od poszanowania przez Kijów „skutecznych mechanizmów demokratycznych, w tym wielopartyjnego systemu parlamentarnego, a także praworządności, poszanowania praw człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości”. Ewentualne zawieszanie płatności na wniosek Komisji Europejskiej podlegałby zwykłym unijnym procedurom, czyli regule większości kwalifikowanej, co której trzeba głosów 15 z 27 krajów Unii w Radzie UE.
Orban nadal transakcyjny?
Orban od lat podejmował ostre gry z Brukselą i przeprowadzał nierzadko udane manipulacje częścią uczestników szczytów UE. Ale ostatecznie zawsze potwierdzało się, że Węgier ma do spraw unijnych „podejście transakcyjne”. A zatem za odpowiednie podarunki i ustępstwa Brukseli jest gotów zrezygnować ze swego sprzeciwu, który wcześniej uzasadniał szczytnymi hasłami, a nawet „wymogami węgierskiej suwerenności”.
Do czego dokładnie teraz dąży Orban? Jaki ma plan gry? – Myślę, że na razie nie wie tego węgierska delegacja w Brukseli. I nie wie tego węgierska dyplomacja. I być może tego nie wie jeszcze sam premier Orban – przekonywał w przeddzień szczytu wysoki urzędnik UE. Tłumaczył, że już podczas grudniowego szczytu UE zgoda Orbana na negocjacje akcesyjne Kijowa nie była wyreżyserowana na wiele godzin przed obradami, lecz stanowiła rezultat dynamiki obrad. A także skali nacisku przywódców innych krajów Unii, na co musiał szybko reagować Węgier. Szczególnie silną presję wywierał wówczas prezydent Macron i kanclerz Scholz.
A jakie są rzeczywiste motywy Orbana? Antyukraińskość powiązana z przekonaniami członka „klubu przyjaciół Putina”? Czy może nadal to tylko gry o swe korzyści w Brukseli? Dyplomaci niemałej części państw Unii nadal stawiają na „transakcyjność” Węgra, a w wetowaniu pomocy dla Ukrainy dostrzegają głownie próbę szantażu wobec UE w kontekście zablokowanych funduszy unijnych dla Węgier. – Owszem, to przy okazji współgra z prorosyjskim nastawieniem Orbana. I nie przeszkadza węgierskiej opinii publicznej. Jednak to raczej wtórne wobec prób gry o pieniądze – przekonuje dyplomata jednego z państw UE.
Węgierska pula we wspólnej kasie Unii to około 30 mld euro, z czego 20 mld to fundusze spójności (zablokowane częściowo w ramach procedury „pieniądze za praworządność”, częściowo w związku z Kartą Praw Podstawowych), a reszta to węgierski KPO zablokowany aż 24 warunkami wstępnymi, czyli „superkamieniami” milowymi, z czego cztery dotyczą sądownictwa.
Komisja Europejska w grudniu zeszłego roku odblokowała 10 mld dla Węgier (chodzi o płatności rozłożone na najbliższe kilka lat), tłumacząc, że Węgry wprowadziły reformy sądowe, których Bruksela domagała się za pomocą Karty Praw Podstawowych.
Jednak w razie odwrotu od tych reform lub ich sabotowania w codziennej praktyce dostęp do 10 mld euro może być ponownie zamknięty. A do odmrożenia reszty funduszy spójnościowych oraz całego KPO (łącznie nadal zamrożone około 20 mld euro) Orban musiałby się zgodzić na wiele reform antykorupcyjnych, w tym dotyczących systemu zamówień publicznych, a także na zmiany w kwestiach wolności akademickich, LGBT+ oraz azylowych.
– Jeśli Orban chce pieniędzy bez kolejnych reform praworządnościowych i po prostu w zamian za zgodę na pomoc dla Ukrainy, to się przeliczy – przekonują dyplomaci i urzędnicy UE. Natomiast Parlament Europejski mniej ufa w pryncypialność instytucji UE. I dlatego już w połowie stycznia przyjął rezolucję ostrzegającą Ursulę von der Leyen, szefową Komisji Europejskiej, przed kupowaniem ustępstw Węgra za pomocą funduszy UE.
Ostrzeżenia wobec Węgra
Tyle, że w Brukseli w tych dniach dominuje chęć straszenia, a nie kupowania Orbana. Dyplomaci kilku państw UE zarówno podczas obrad ambasadorów, jak i w nieoficjalnych rozmowach z mediami aktywnie promują groźbę rychłego sięgnięcia po sankcje z artykułu siódmego, łącznie z zawieszeniem prawa głosu Węgier w Radzie UE. Do tego trzeba by uprzedniego stwierdzenia przez przywódców 26 pozostałych państw, że na Węgrzech zachodzi „poważne i stałe naruszenie” wartości podstawowych UE. I choć warunek takiej jednomyślności byłby bardzo niełatwy do spełnienia (zwłaszcza w szybkim tempie), to – jak tłumaczy jeden z naszych rozmówców w instytucjach UE – sam fakt, że zaczęto głośno rozważać sankcje z artykułu siódmego jest formą znacznej presji na Orbana.
Orban już wcześniej godził się m.in. na pewne reformy sądowe, bo – jak wyjaśniano to w Brukseli – gospodarka węgierska coraz mocniej potrzebuje funduszy UE. A teraz w sprawie Ukrainy miałaby zadziałać nie „marchewka”, czyli kupowanie Orbana za pomocą obietnic kolejnych płatności, co raczej „kij”, a zatem uzmysłowienie sobie przez inwestorów, że zapaść w relacjach Brukselą może jeszcze bardziej utrudnić dostęp Budapesztu do funduszy UE. I na długo wepchnąć Węgry na gospodarczy tor stagnacyjny.
– Obecnie skupiamy się i będziemy się skupiać na Ukrainie. Jeśli chodzi o konsekwencje dla Węgier, to na stole nie ma żadnych scenariuszy. Dopiero potem będziemy potrzebować czasu, by zastanowić się nad sytuacją w razie utrzymania weta Węgra – przekonuje jednak wysoki unijny dyplomata.
Niedawne informacje dziennika „Financial Times” o planie odwetowego „sabotowania gospodarki węgierskiej”, są komentowane w Brukseli jako nadinterpretacja, której tłem jest jednak autentyczna i coraz większa irytacja wielu krajów UE z powodu nieczystych zagrywek Orbana.
Dotychczas przywódcy państw Unii zwykle okazywali się na szczytach UE mniej stanowczy albo wręcz bardziej ugodowi wobec Węgra od własnych ambasadorów, negocjatorów i innych dyplomatów ucierających wstępne decyzje Brukseli. Ale i Orban pomimo gardłowania przeciw sankcjom wobec Rosji i przeciw unijnemu dofinansowywaniu broni dla Ukrainy, dotąd zawsze ustępował i popierał te wspólne decyzje całej Unii. I jeśli także tym razem jednak uda się osiągnąć zgodę 27 krajów na Instrument dla Ukrainy, pierwsze wypłaty popłyną do Kijowa nawet na początku marca. Natomiast w razie „opcji B”, czyli bez Węgier, doraźne wypłaty mogą być nawet szybsze, lecz zakończyłby się w tym roku. Pomoc na okres 2025-27 wymagałaby konstrukcji finansowych zapewne związanych z ratyfikacją parlamentarną w paru państwach Unii, w tym w Niemczech.
Ponadto finansowanie Kijowa na podstawie „planu B” (bez Węgier, czyli częściowo poza budżetem UE) byłoby dla Unii droższe za sprawą odsetek od obligacji wyemitowanych na rzecz funduszu pomocowego. A także trudniej byłby o podstawę prawną dla uzależnienia kolejnych płatności dla Kijowa od reform w Ukrainie. – A przede wszystkim niezdolność 27 krajów Unii do ugody w sprawie tak egzystencjalnej, jak Ukraina, oznaczałoby, że Unia już nie mogłaby funkcjonować jak dotychczas. Musielibyśmy pomyśleć, jak działać pomimo Węgier w UE, choć przynajmniej poza strefą euro – przekonuje mówi jeden z unijnych dyplomatów.
Źródło: dw.com